500 złotych – brać czy nie brać?
Brać i wydawać wedle własnego uznania!
Członkowie rządu i kierownictwa PiS, którym przysługiwałby dodatek „500+”, deklarują, że go nie przyjmą, a nawet apelują do innych dobrze sytuowanych (cokolwiek by to miało znaczyć), żeby poszli ich śladem. Pomińmy w tej chwili, kto jest, a kto nie jest dobrze sytuowany, jak również kto uzna, że 500+ jest (lub nie jest) mu potrzebne.
Są to kwestie bardzo osobiste i subiektywne, lider KOD, który zalega z alimentami, uważa np., że jego dzieci nie muszą uczęszczać do prywatnej szkoły. Ktoś inny (i to jest postawa typowa) uzna, że musi swoim dzieciom zapewnić najlepsze warunki rozwoju, na jakie go stać.
Apele członków władz pod adresem lepiej sytuowanych świadczą o tym, że:
Po pierwsze, finansowanie wyborczej obietnicy 500+ (bardzo sprytnej i skutecznej wyborczo) jest trudniejsze, niż się wydawało, zwłaszcza że towarzyszą jej inne kosztowne zapowiedzi (podniesienie progu wolnego od opodatkowania, obniżenie wieku emerytalnego). Ministrowie Morawiecki i Szałamacha oraz premier Szydło są już świadomi, że kiełbasy wyborczej jest mniej niż obiecano, dlatego każda oszczędność na 500+ jest mile widziana. Im więcej ludzi zrezygnuje z przysługującego im dodatku – tym lepiej dla budżetu.
Po drugie, oferta 500+ nie była dokładnie przemyślana. Jeżeli nie będzie to gotówka, tylko np. obiady szkolne dla wszystkich, to apel, żeby „bogate” dzieci nie jadły, byłby bez sensu.
Po trzecie, rezygnacja ze świadczenia oznaczałaby dodatkowe „wolne” środki w budżecie, które rządzący chętnie przeznaczą według swojego upodobania, np. na uczelnię Ojca Rydzyka, kolejną kopułę, produkcje artystyczne Hollywood zgodne z polityką historyczną itp.
Po czwarte – apele o rezygnację z 500+ to szantaż moralny. Wiadomo, że wicepremier Morawiecki nie może ryzykować, że w bulwarówce ukaże się jego fotografia przy kasie, jak odbiera 500+, a nawet sama wiadomość, że dopłatę przyjął. Nie mogą sobie pozwolić minister Ziobro czy Kukiz. Oni zresztą przywykli do medialnych afrontów. Ale co mają zrobić osoby mniej prominentne, których nazwiska pojawią się w mediach czy na specjalnie sporządzonych „listach wstydu”, propagowanych na łamach „wSieci” bądź w miejscach publicznych?
Prawo w Polsce nie przewiduje jawności dochodów (z wyjątkiem wymogów podatkowych oraz postępowania karnego). Równie dobrze można by rezygnować ze zniżki na kolei czy z korzystania z jakże deficytowej publicznej służby zdrowia (co już wiele osób robi z konieczności). Rządowe apele, by nie pobierać 500+, maskują własną nieudolność w spełnianiu obietnicy wyborczej oraz otwierają drogę do szantażu.
Znacznie lepiej jest świadczenie przyjąć i dysponować nim wedle uznania – jeśli dzieciom niczego istotnego nie brak, to przeznaczyć na cele charytatywne. Według własnego, a nie rządowego uznania. Dlatego moim zdaniem wypłatę należy przyjąć.