Komu potrzebny jest „Bolek”
Gdyby „Bolek” nie istniał, trzeba by go wymyślić. Zaspakaja on bowiem zapotrzebowanie wielu ludzi.
Ogromnej większości społeczeństwa, ludzi, którzy się nie wychylali, nie mieli do czynienia z SB, do których nie przychodzili oficerowie, nie wypytywali, nie grozili, nie szantażowali, nie przyjmowali od nich wniosków paszportowych. Ci ludzie mogą mieć satysfakcję, że przeżyli PRL obok służby bezpieczeństwa, nie widząc jej, nie walcząc z nią, nie narażając się.
Członkom PZPR, którzy chcieli dobrze, naprawiali system od wewnątrz albo chcieli po prostu studiować, wyjechać, awansować i jeśli dziś trawią ich wyrzuty sumienia – mogą się pocieszać, że ich konformizm był ograniczony, nie donosili, nie byli informatorami, nikomu niczego złego nie zrobili. Niektórzy są dziś nawet ministrami, posłami, prokuratorami.
Milionom zwykłych obywateli, którzy pragnęli zmiany, wstępowali do wolnych, niezależnych związków zawodowych, potrzebowali przywódcy, który przeprowadzi ich wąską kładką do Ziemi Obiecanej, nawet jeśli zaprzedał duszę diabłu.
Wczorajszym i dzisiejszym zwolennikom transparentności oraz prawdy historycznej, zarówno tym beznamiętnym i bezinteresownym, jak i – szczególnie – miłośnikom prawdy tej jednej, jedynej w sprawie „Bolka”. Wszyscy inni mogą być z gliny, on jeden ma być spiżowy. Nam wolno wszystko, jemu – nic.
Osobistym wrogom Lecha Wałęsy, którzy kwestionują jego przywództwo, których boli, że nie załamał się w Arłamowie, że dostał Nobla, podczas kiedy oni też walczyli z komuną i nie czują się docenieni. Tym, dla których historia nie była tak łaskawa jak dla Wałęsy, nie dała im jego talentów, zręczności, instynktu, a także oszczędziła chwil słabości, kiedy zachował się nie w porządku. Oni takim próbom nie byli poddani, więc nie mają sobie nic za złe.
Wszystkim odważnym, którzy mają za złe Wałęsie, że nie zdobył się na odwagę i nie posypał głowy popiołem.
Radykalnym działaczom opozycji antykomunistycznej, którzy uważali, że z czerwonymi nie należy się układać, tylko rzucić ich na kolana, a najlepiej powiesić ich zamiast liści, a jeśli Rosjanie wejdą, to „jeszcze Polska nie zginęła”.
Większości społeczeństwa, która odetchnęła z ulgą, że komunizm się kończy, a trup nie padał gęsto.
Osobistym wrogom Wałęsy – wielkiego beneficjenta, człowieka legendy, który ma swoje miejsce w historii, chociaż to oni, a nie on, mają czyste ręce (przynajmniej we własnych oczach).
Wreszcie samemu Lechowi Wałęsie, któremu co prawda nie starczyło sił, by osaczony przez wrogów, którzy pałają żądzą rzucenia go na kolana, rozliczyć się publicznie z grzechów młodości, ale za to ma szansę zostać męczennikiem. I tego jego przeciwnicy dopiero mu nie wybaczą.