Gondolierzy i cykliści
Lada dzień Andrzej Wajda ukończy 90 lat. Uczestniczyłem w bardzo miłym spotkaniu Jubilata z Żoliborzanami oraz gośćmi z innych dzielnic, m.in. prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz. Spotkanie prowadziła wielka aktorka i niezwykła osobowość, Krystyna Janda, przez całe życie twórcze bliska jubilatowi i sama zasługująca na pomnik.
Oboje tryskali energią. Kiedy pani Janda odczytała kalendarium zawodowe Wajdy, to było nie do wiary, ile może zrobić jeden człowiek, oczywiście przy współpracy „moich kochanych aktorów” i innych osób zaangażowanych w tak duże przedsięwzięcie, jak przedstawienie teatralne czy film.
Od połowy lat 50., kiedy debiutował, aż po dzień dzisiejszy, Wajda trzyma rękę na pulsie naszego kraju, jest uczestnikiem, a często inicjatorem ważnych dyskusji. Właśnie podpisał protest gildii reżyserów przeciwko praniu mózgów widzów TVP przed emisją filmu „Ida”.
Wajdę obok geniuszu artystycznego cechuje ogromna rozpiętość zainteresowań – od doniosłych filmów historycznych („Kanał”, „Popiół i diament”, „Ziemia obiecana”, „Popioły”, „Człowiek z żelaza”, „Katyń”) po subtelne dramaty psychologiczne („Brzezina”) według Iwaszkiewicza.
Andrzej Wajda to jedna z największych postaci w kulturze polskiej od połowy lat 50. Jego filmy wywoływały namiętne spory, niektóre odbierane są dzisiaj inaczej niż to było pół wieku temu, w warunkach cenzury, ale bezsprzecznie reżyser ma zapewnione miejsce w historii kultury polskiej. Z okazji jubileuszu na pewno odezwą się głosy krytyczne, a także zawistne, byle i ten pomnik zniszczyć. Pamiętam, jak wiele lat temu z okazji nagonki na „Popioły” robiłem z nim wywiad (który się jednak nie ukazał, został skonfiskowany).
Zapytałem wówczas „Co Pan sądzi o tym, co napisał o Panu Żołnierz Wolności? – Nic nie sądzę, wszystkie wycinki trzymam w pudełku na strychu, zajrzę do nich, jak będę na emeryturze” – odpowiedział. Teraz, kiedy Mistrz kończy 90 lat, skończył kolejny film (o wybitnym malarzu Władysławie Strzemińskim, który niszczony przez system, w 1952 roku zmarł z głodu) i myśli o filmie następnym, wiadomo, że u Wajdy „na emeryturze” znaczy „nigdy”. W każdym razie ma uprawnienia do bezpłatnych lekarstw dla 75+, które obiecało PiS, i oby ich nigdy nie potrzebował!
Z innej szuflady: mamy za sobą weekend bogaty w wydarzenia, z których najważniejsze to marsz KOD pod hasłem „My, naród” oraz projekt opinii Komisji Weneckiej dotyczący Polski. Jeśli chodzi o marsz, to był on sukcesem, chociaż poseł Jacek Żalek (PiS) powiedział w telewizji, że uczestnicy marszu to byli esbecy i ubecy.
Nawet jak na rozpanoszone w naszej polityce chamstwo, wypowiedź ta robi wrażenie (jak najgorsze). Stałą metodą PiS jest pomniejszanie i degradowanie oponentów. Kilka dni temu oglądałem „dyskusję” dwóch polityków (Girzyński i Siwiec) w programie Andrzeja Morozowskiego (TVN24). Kiedy tylko doszło do różnicy zdań, Girzyński zaczął wytykać Siwcowi, że był w partii i w SB, w tym celu przyniósł nawet do studiu książkę na ten temat, czyli był dobrze przygotowany – nie do meritum, ale do dyskredytowania rozmówcy.
W odpowiedzi Siwiec dukał tylko, że żaden sąd nie potwierdził tego, co o nim mówi Girzyński, zesłany podobno przez swoją partię do Torunia za karę, za jakieś bliżej nieokreślone grzeszki. Gospodarz programu był bezradny i tylko zegar przerwał tę żenującą scenę.
Drugie wydarzenie: Komisja Wenecka. Ponieważ wiadomo, że opinia jest dla władz polskich niekorzystna, należy ją zdyskredytować: „To tylko opinia, nie jest obowiązkowa, to ciało zwiędłe, o charakterze doradczym” itd. Gdyby opinia była korzystna, to Komisja byłaby „najwyższym autorytetem międzynarodowym”, złożonym z wybitnych prawników etc.
A tak to trwa liczenie, ilu członków Komisji to weganie, którzy jeżdżą po Wenecji na rowerach wodnych. Wszystko to nie jest śmieszne, ponieważ opinia Komisji nie tyle rzutuje na reputację rządu, Sejmu i prezydenta, ale całej Polski.
ZAPROSZENIE
Profesor Michał Komar (Collegium Civitas), Eliza Olczyk (Wprost) i Jan Ordyński (Przegląd) będą moimi gośćmi w Radiu TOK FM we wtorek, 1 marca br. o godz. 20.05