Sposób na dobre imię

Obecna władza jest wyczulona na punkcie dobrego imienia naszego kraju – czasami słusznie, czasami do przesady, planując np. reorientację Instytutów Polskich w świecie na Polonię.

Instytuty, żeby mieć wpływ na wizerunek Polski, powinny przede wszystkim trafiać do kół opiniotwórczych w danym kraju, a nie służyć jako świetlice i placówki kulturalno-oświatowe dla rodaków. Najbardziej ambitna część Polonii i tak przyjdzie na ciekawą wystawę lub koncert, mniej ambitna powinna mieć ofertę z różnych innych źródeł – konsulaty, NGO, kościoły, szkoły itd.

Najlepszą formą promocji Polski za granicą są stypendia, stypendia i jeszcze raz stypendia, zwłaszcza dla osób opiniotwórczych i z przyszłością: dla zagranicznych studentów, polityków, społeczników, działaczy NGO, dziennikarzy, artystów, i to młodych, przed czterdziestką. Za jeden propagandowy superfilm nakręcony w Hollywood (wg Agnieszki Holland koszt 50-100 mln dolarów) można by zapoznać z naszym krajem tysiące ludzi, którzy do końca życia będą ambasadorami Polski.

Jako ambasador w Chile wielokrotnie spotykałem Chilijczyków, którzy studiowali w naszym kraju – zawsze byli pełni wdzięczności, przychodzili na polskie imprezy, wprowadzali polską muzykę do swojego repertuaru (najczęściej po studiach w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy).

„Stypendia, stypendia” – powtarzałem swoim ówczesnym przełożonym, włącznie z prezydentem RP, ale odpowiedź była jedna: skupiamy się na naszych rodakach w Kazachstanie.

Zdecydowanie popieram red. Adama Leszczyńskiego, który w artykule „Przepis na dobre imię” (POLITYKA nr 10/2016) omawia działalność stypendialną USA. Sam był stypendystą German Marshall Fund. „Amerykanie zapraszają przede wszystkim tzw. przyszłych liderów opinii” – pisze. W jego grupie był np. architekt z Holandii, sekretarz prezydenta Havla, duńska redaktorka, jeden z szefów portugalskiego radia publicznego, przyszły premier jednego z państw bałkańskich. Przez pięć tygodni wożono ich po całych Stanach Zjednoczonych, umawiano im rozmaite spotkania, nie skrywając niczego, także obszarów nędzy.

Ja też brałem udział w podobnym doświadczeniu w latach 60. Niewielka fundacja im. Parvina (producent mebli, absolwent uniwersytetu w Princeton), zapraszała na jeden rok akademicki dziesięcioro przyszłych „liderów opinii publicznej”, wybranych w różnych krajach przez absolwentów tego uniwersytetu w różnych krajach.

Razem ze mną byli m.in. obiecujący poeta nigeryjski J.P. Clark, młody dyplomata jugosłowiański i szef policji w Somalii. W czasie roku akademickiego mieliśmy obowiązek uczęszczać na trzy dowolnie wybrane zajęcia oraz cotygodniowe seminarium o USA, w znanej Woodrow Wilson School of International Affairs. Urządzono mam kilkudniowy pobyt w Waszyngtonie, spotkanie z sędzią Sądu Najwyższego W. Douglasem, politykami, dziennikarzami, a także podroż po kraju (i do sąsiedniej Kanady). Mieszkaliśmy w domu akademickim, razem z doktorantami amerykańskimi.

German Marshall Fund i mała Parvin Foundation działają w podobny sposób. Podróże i stypendia – od Departamentu Stanu, poprzez Fundację Fullbrighta, Forda i inne, aż po małe inicjatywy – to wielka broń Ameryki. Oczywiście, Stany są bogate, Polski na taki rozmach nie stać, ale wedle stawu grobla. Jeżeli mają się znaleźć miliony na filmową superprodukcję, to ja proponuję pokazać to, co mamy najlepszego – nasz kraj.

ZAPROSZENIE
Najpierw opona, teraz zderzenie z Wenecją? O najnowszych wydarzeniach dyskutują: prof. Krystyna Skarżyńska, Sławomir Sierakowski („Krytyka Polityczna” bez subwencji MKiDN) oraz Grzegorz Rzeczkowski – szef internetu tygodnika POLITYKA. Radio TOK FM, wtorek, 8 marca 2016, g. 20.05. Zapraszam!