Polityka nie hańbi
Polski rząd odpowiedział na stanowisko Komisji Europejskiej w sprawie praworządności w naszym kraju odmownie, arogancko i w ostatniej chwili. To ostatnie chyba po to, żeby pokazać Europie, kto tutaj się liczy, i że mamy ważniejsze sprawy na głowie niż pouczanie nas przez europejskich prawników.
Jeden z argumentów (?) premier Szydło jest taki, że stanowisko europejskich prawników jest upolitycznione, motywowane politycznie. Oskarżenie, że coś lub ktoś ma motywy polityczne, jest jednym z ulubionych chwytów polemicznych Prawa i Sprawiedliwości. Wniosek jest taki, że od uprawiania polityki jest tylko PiS, a reszta świata ma robić swoje.
Zaczęło się od prezesa Trybunału, profesora Rzeplińskiego. Kiedy profesor zaczął zachowywać się nie po myśli PiS, zaczęto go oskarżać, że „jest politykiem, zachowuje się jak polityk”, a nawet ma – o zgrozo – aspiracje prezydenckie. Nie jestem filozofem, nie będę przytaczał rozmaitych definicji polityki – od Arystotelesa po Szydło – napiszę krótko: każdy sędzia TK czy Sądu Najwyższego zmuszony jest zajmować stanowisko w sprawach politycznych, takich jak przerywanie ciąży, katechizacja w szkołach, kara śmierci i setki innych. Do pewnego więc stopnia każdy z nich zajmuje stanowisko w sprawach publicznych, a czymże to jest, jak nie polityką?
Dlaczego wybór sędziów Sądu Najwyższego w USA wywołuje tyle namiętności? W ustach działaczy i mediów PiS określenie „polityk” ma mieć wymowę pejoratywną, bo polityka to zajęcie brudne, niegodne prawnika, zwłaszcza sędziego, a jednocześnie zarezerwowane dla wybranych. Jest to jednak zwykłe nadużycie. Gdyby przyjąć rozumowanie PiS, to każdy ekspert, nawet meteorolog, który wypowiada się w sprawie pogody w czasie katastrofy smoleńskiej, czy inżynier komentujący wady lub zalety śmigłowca – jest politykiem, bo jego opinia dotyczy spraw politycznych.
Kolejny przykład tej logiki to reakcja ministra Błaszczaka na list kilkudziesięciu policjantów do premier Szydło. Przypomnijmy, że policjanci, którzy – nieraz z narażeniem zdrowia – na ulicach stawiają czoła rozmaitym kibolom i awanturnikom, skarżyli się, że w Polsce panuje zbyt duża tolerancja wobec sprawców i zbyt surowe kryteria w ocenie działań policjantów. Klubowe szaliki miałyby być ważniejsze niż policyjne czapki z orzełkiem. Głosy silnych i zorganizowanych mniejszości są politykom potrzebne. Policjanci nie czują wsparcia rządu i wymiaru sprawiedliwości. Minister spraw wewnętrznych skomentował, że list policjantów jest motywowany politycznie.
Znów ta cholerna polityka. Czyżby minister Błaszczak nie rozumiał, że oczywiście obrona prawa, bezpieczeństwa mieszkańców i – jednocześnie – wolności zgromadzeń to w praktyce polityka? Jeżeli demonstranci atakują policjantów, nie wykonują poleceń policji, skandując przy tym rasistowskie hasła, a prokurator nie widzi w tym znamion czynu zabronionego – to policjanci mają prawo napisać taki list. Podobnie jak druga strona – jeśli jej zdaniem policja na ulicach posuwa się zbyt daleko, nadużywa siły, narusza wolność zgromadzeń i wolność słowa – też ma prawo do wyrażenia swojej opinii. To wszystko jest polityką, a żaden minister nie ma monopolu na uprawianie polityki. Nawet minister Błaszczak.
Typową sprawą polityczną są losy niedoszłego kontraktu na helikoptery Caracale. Pozorne chodzi o parametry techniczne, uzbrojenie, przydatność w różnych okolicznościach, cenę, offset itd. itp. A w praniu okazuje się, jak wielkie znaczenie polityczne miał mieć ten kontrakt i ma jego zaniechanie. Z takim czy innym kontraktem związane są losy tysięcy ludzi, konsekwencje strategiczne, ekonomiczne, polityczne. Nie może być tak, że opinie inne niż rządzących są dyskredytowane jako polityczne, antynarodowe, niepatriotyczne.
Polityka to sprawa zbyt poważna, by ją zostawiać wyłącznie rządzącym. Zaangażowanie w nią nie jest grzechem, a może być cnotą. Polityka nie hańbi – hańbi zła polityka.