Trójskok ku przepaści
W telewizji (oczywiście nie tej publicznej) pokazano dziś pierwszą stronę „New York Timesa”, a na czołówce dużą fotografię z Warszawy: las rąk i światełek przed siedzibą sądów na placu Krasińskich. Niestety, w tym samym czasie w Sejmie RP las rąk posłów PiS przyjmował ustawę o Sądzie Najwyższym, którą w ekspresowym tempie przyjmie Senat i prawie na pewno podpisze prezydent Duda. (Jego poprawki nie zmieniają istoty sprawy).
Razem z ustawami o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o ustroju sądów powszechnych Polska dokonuje trójskoku ku przepaści, jaką staje się wymiar sprawiedliwości i – szerzej – sfera bezpieczeństwa obywateli. Jest to trójskok w kierunku państwa monopolistycznego albo – lepiej – „policyjnego”.
Nawet pikantne szczegóły, takie jak ekspresowe tempo uchwalania ustaw, kpina z debaty, użycie strażaków (incognito, bez identyfikatorów) do ustawiania barierek, wybuch wściekłości prezesa Kaczyńskiego, wyzwiska od „mord i kanalii” – nie powinny przesłaniać istoty sprawy. A ta jest taka, że domyka się ciąg technologiczny znany już z lat 2005-2007. Każdy obywatel, organizacja czy instytucja może dostać się w łapy systemu: służby specjalne, policja, służba cywilna, media publiczne, prokuratura, sądy i prawo łaski – wszystko znajduje się w jednych rękach.
Jeden człowiek, wraz ze swoimi fobiami i obsesjami, ma nas wszystkich w garści. Ktoś zapyta: skąd ten pośpiech w przyjmowaniu tak ważnych ustaw? Odpowiedź nasuwa się sama: 9 sierpnia Sąd Najwyższy ma zdecydować o losie Mariusza Kamińskiego i innych z CBA, „ułaskawionych” przez prezydenta Dudę, który w ten sposób „zechciał uwolnić” wymiar sprawiedliwości od tej politycznej sprawy. Potrzebny jest pilnie swój Sąd Najwyższy.
Wymiar sprawiedliwości w Polsce został definitywnie podporządkowany politykom, to oni – politycy PiS – zdemolowali Trybunał Konstytucyjny, oddali sądy w ręce rządu, potraktowali z buta sędziów Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa, wzięli sobie prawo obsadzania stanowisk dyrektorów i przewodniczących. Wszystko to jest zgrane z prowadzoną w mediach publicznych i przyjaznych władzy kampaniom przeciwko sędziom i dotychczasowemu wymiarowi sprawiedliwości. Autentyczne słabości tego systemu zostały tak wyolbrzymione, by zamiast naprawy i usprawnienia można było po prostu zdetonować całość. Teraz władza wykonawcza będzie palcem wskazywać, którzy sędziowie mają z tego wybuchu ocaleć. Jakie śledztwo ma zostać wszczęte, a które umorzone, jakie szczegóły w trakcie trwania podać do publicznej wiadomości (np. by kogoś zdyskredytować i pognębić).
Konsekwencje upolitycznienia wymiaru sprawiedliwości, na czele z Sądem Najwyższym, są trudne do wyobrażenia, jak choćby uznanie ważności wyborów. „Genialny strateg” dobrze wykorzystał sprzyjające zamachowi okoliczności: pomyślną sytuację gospodarczą, zadowolenie z 500+, uczucia nacjonalistyczne (wstawanie z kolan) i ksenofobiczne (strach przed uchodźcami), słabość opozycji, sezon wakacyjny, błędy i zaniechania poprzedników (reprywatyzacja, Amber Gold).
Na tym świat się na szczęście nie kończy. Nadzieję budzi coraz bardziej widoczny sprzeciw, pokojowe zgromadzenia, marsze i demonstracje, coraz większy udział w nich młodzieży, do niedawna tylko śladowo obecnej w podobnych akcjach. Doświadczenie pokazuje, że nawet najbardziej arogancka władza boi się sprzeciwu – choćby „czarnego marszu”, referendów w sprawie ustawy metropolitalnej czy zwykłej podwyżki cen paliwa. W tym sensie „marsze światła” to światło w tunelu. Może dzięki nim podniesiemy się kiedyś z tego upadku.