Rząd się chrystianizuje
Nie można stwierdzić, że „góra porodziła mysz”. Ciąża była wyjątkowo długa, ale donoszona.
Dlaczego ciąża była taka długa? Celowo, żeby odwrócić uwagę od bezprawia, jakim są zmiany w wymiarze sprawiedliwości, czy też jest to skutek tarć w obozie władzy? Wszyscy moi rozmówcy, w tym goście w Radiu TOK FM, są zdania, że to drugie – walka (nie będę pisał, czyja) pod dywanem. Wynik jest dla koalicji rządzącej dodatni i stwarza nadzieje na pozostawanie u władzy nie dwa, a nawet sześć lat, choć trudno jest być prorokiem we własnym kraju.
Usunięto kilku największych szkodników. Macierewicz, Szyszko, Waszczykowski, Radziwiłł – odchodzą. Inni, w tym Ziobro, pozostają, i to na kluczowych stanowiskach. Błaszczak, Brudziński, Kempa, Suski, Szydło, Kowalczyk są ulokowani tak, żeby prezes Kaczyński nie tracił kontroli. Jednakże nie jest już ona, ani nie będzie, tak wszechobecna jak dotychczas, kiedy premier Szydło nie odchodziła ani o krok od linii partii. „Duet marzeń”, Morawiecki – Duda, nie będzie taki bezwolny. Dwaj stosunkowo młodzi i nie tacy prowincjonalni politycy nie będą krzyczeć przed Belwederem, że na drzewach zamiast liści… Mogą tak myśleć, ale nie będą wrzeszczeć. Są bardziej „salonfahig”, choć Andrzej Duda traci czasami umiar.
Z punktu widzenia PR rekonstrukcja jest udana – najbardziej kontrowersyjni i skompromitowani zostali oddaleni, jest więcej pań, młodsze towarzystwo, niektóre twarze nowe, z drugiej linii, jak Teresa Czerwińska, w niczym nie przypominają Beaty Szydło. Pierwsze akcenty wskazują, że premier Morawiecki zdaje sobie sprawę z potrzeby lepszego wizerunku, mówi, że to będzie rząd „za”, a nie przeciw. Obaj, premier i nowy minister spraw zagranicznych, Czaputowicz, uważali, by w pierwszych wypowiedziach nie zaczepiać Niemiec ani Unii, nie omieszkując dodać, że chodzi o „Europę ojczyzn”.
Przez najbliższych kilka miesięcy rząd będzie się starał wyjść z izolacji w Europie i przekonać pięć państw, by zatrzymały procedurę wszczętą wobec Polski. Co dalej? Pierwszą próbą będą wybory samorządowe. Joachim Brudziński, minister spraw wewnętrznych i administracji, będzie czuwał nad ich prawidłowym rezultatem. Całkowicie nieprzygotowany do swojej roli, minister obrony Błaszczak, będzie musiał sprzątać po Macierewiczu, co nie będzie łatwe, gdyż ten pozostawia po sobie szeregi awansowanych i oddanych sobie oficerów. Minister Kwieciński będzie pilnował ważnej dla PiS kampanii „Mieszkanie plus”.
Prof. Szumowski, nowy minister zdrowia, ma opinię dobrego fachowca, a w dodatku podpisał deklarację wiary, co świadczy o tym, że rząd się chrystianizuje, choć być może nie będzie nawracał Europy, tak jak to usiłuje robić Orbán. Publicysta Igor Janke (którego książkę Morawiecki podarował Orbánowi) w swojej biografii węgierskiego premiera wspomina, jak dorosły już Orbán pewnego dnia doszedł do wniosku, że aby wygrać, musi zostać katolikiem – i został. Trochę to przypomina innego polityka, który po latach uznał, że ślub cywilny nie wystarczy.
Wygląda na to, że będzie to rząd konserwatywnych technokratów i pragmatyków, łatwiej strawny dla klasy średniej, inteligencji i mieszkańców dużych miast. Spektakularnych zmian nie należy się spodziewać. Szkody wyrządzone w ostatnich dwóch latach, zwłaszcza w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, w mediach publicznych, w edukacji, w polityce historycznej, w wizerunku Polski za granicą – nie zostaną odrobione. Pozostaną w planach wielkie budowle socjalizmu na gruzach III RP.
Jeżeli koniunktura w Europie w najbliższych latach się nie pogorszy ani nie wybuchnie wielka afera, to zjednoczona prawica pozostanie u władzy nawet sześć lat, a może i dłużej, gdyż społeczeństwo jest w dużej mierze konserwatywne, opozycja jest zdezorientowana, a większość konstytucyjna coraz bardziej realna. Usuwając Macierewicza, Szyszkę i Radziwiłła, władza przynajmniej na pewien czas wyciągnęła opozycji chodnik spod nóg. Czas na gruntowną rekonstrukcję po jej stronie.