Czar pryska
Kilka tygodni temu ujawniono wewnętrzną notatkę MSZ – podsumowanie głosów mediów zagranicznych o Polsce. Notatka była napisana wyraźnie pod opinię, że najbardziej niechętne Polsce są media niemieckie. Czy tak jest naprawdę – nie wiem, brak mi kompetencji, pytałem o to niedawno w Radiu TOK FM dr Agnieszkę Ładę, znawczynię tematu, która była odmiennego zdania. Ja mogę tylko zauważyć, że kilka dni temu w „Die Welt” ukazał się obszerny wywiad z premierem Morawieckim, a w „FAZ” – obszerny artykuł o patriotycznych i antykomunistycznych tradycjach rodziny Morawieckich. Widocznie nie wszyscy Niemcy szczerzą na nas zęby.
W „Die Welt” premier mówi między innymi, że po wojnie Polska straciła 50 lat, wtedy można było na temat naszego kraju wypisywać rozmaite bzdury, a głos Polski nie był słyszany. To prawda, ale nie cała. Polska nie tyle straciła 50 powojennych lat, ile uratowała i ocaliła tyle, ile było możliwe w ramach bloku sowieckiego, do którego została siłą wcielona. Podobnie było przy ocenie wydarzeń marca ’68, które władza usiłowała zbagatelizować (wtedy nie było suwerennego państwa polskiego, to robota komunistów itd.). Nie zamierzam jednak wdawać się w ocenę przeszłości, są osoby bardziej miarodajne, zwłaszcza polecam książkę „Polska Ludowa”, rozmowę Karola Modzelewskiego z Andrzejem Werblanem i Robertem Walenciakiem.
Patriotyczne tradycje i opozycyjna przeszłość Kornela Morawieckiego zasługują na podziw i szacunek, ale nie gwarantują nieomylności marszałka – seniora, który mówił na przykład, że wola ludu stoi ponad prawem. A już tym bardziej tradycje rodzinne nie dają monopolu na rację samemu premierowi. Na tle Beaty Szydło Mateusz Morawiecki wypada korzystnie i w dziedzinie wizerunkowej stanowi „dobrą zmianę”. Towarzyszy temu zmiana tonu (ale nie stanowiska) w kontaktach z zagranicą. Widok samotnej Beaty Szydło pohukującej w PE na Europę czy witanej z kwiatami przez prezesa po zwycięskiej klęsce 1:27 – należy do przeszłości. Teraz Morawiecki i jego rząd oraz prezydent walczą o to, żeby urwać dla Polski choćby kilka głosów i udaremnić procedurę z art. 7. Po wyniku poznamy, czy uśmiechy uwiodły Europę.
Zwłaszcza że do kwestii praworządności doszedł kryzys w stosunkach z Unią Europejską, a także z Izraelem i USA wokół ustawy o IPN oraz – szerzej – stosunków polsko-żydowskich. Kryzys fatalny w skutkach, którego nie uda się z dnia na dzień wyciszyć, jak to zrobił w ’69 roku Gomułka, bo w wolnym kraju nikt nie panuje nad całością. Uruchomiono siły trudne do zatrzymania. Widać to np. po atakach na najważniejsze ośrodki badania i przechowywania wspólnej przeszłości polsko-żydowskiej. Mam na myśli ataki na muzeum POLIN („jakim prawem za nasze pieniądze?”), któremu grozi los Muzeum Historii II Wojny Światowej, a także na Muzeum Auschwitz oraz na Centrum Studiów nad Zagładą Żydów IFiS PAN. Premier Morawiecki może te instytucje wesprzeć, np. odwiedzając wystawę „Obcy w domu”, ale dotychczas tego nie uczynił. Przedłużający się konflikt może zaszkodzić jego ofensywie uśmiechów. Polsko-izraelska grupa robocza po pierwszym kilkugodzinnym spotkaniu nie ogłosiła żadnego wspólnego komunikatu, a wspólne stanowisko byłoby dla Polski pomocne. Zobaczymy, czy i co zmieni Trybunał Konstytucyjny, jaki by nie był.
Jako premier zapisał już Morawiecki na swoim koncie pewne, zapowiadane zresztą osiągnięcia (choćby uszczelnienie VAT). Rząd nie zmarnował wysokiej koniunktury gospodarczej na świecie, aczkolwiek zdaniem niektórych znawców (np. prof. Balcerowicza) szasta pieniędzmi i zwiększa zadłużenie. Czystki w MSZ, MON, spółkach skarbu państwa, teatrach i w muzeum sprawiają wrażenie, jak gdyby premier Morawiecki przejmował władzę po rządzie opozycyjnym albo wręcz okupacyjnym, a przecież to był gabinet Prawa i Sprawiedliwości, którego członkiem był ten sam Mateusz Morawiecki. Czar pryska po kilku miesiącach na stanowisku.