Gowin i Gliński w jednym stoją domu
Trzeba mieć skórę krokodyla, żeby znieść to wszystko, co się dzieje.
Oto prof. Agnieszka Morawińska, od ośmiu lat dyrektorka Muzeum Narodowego, podaje się do dymisji. Pod jej kierownictwem MN przechodziło świetny okres, wróciło do równowagi po krótkim i dramatycznym kierownictwie przedwcześnie zmarłego, skądinąd wspaniałego prof. Piotra Piotrowskiego z Poznania. MN odzyskało rangę, podobnie jak za czasów prof. Lorentza, a także popularność. Nic dziwnego, Agnieszka Morawińska to świetny fachowiec, z ogromnym doświadczeniem (m.in. była dyrektorką Zachęty, której przywróciła blask, i wiceministrem kultury).
Starała się jak mogła, przygotowując cykl wystaw na stulecie odzyskania niepodległości. Jej ojciec, muzeolog, dowodził obroną przeciwlotniczą MN we wrześniu 1939 r. I taka osoba poczuła się zmuszona do rezygnacji, nie doczekawszy końca kadencji. Powód – zła współpraca z resortem kultury, który zyskuje coraz gorszą sławę i jest chimeryczny, nieobliczalny, upolityczniony powyżej żyrandoli. Epidemia muzeów, czystka w instytutach, także w muzeach (gdańskie Muzeum Historii II Wojny Światowej), zamieszanie w teatrach, prostackie rozumienie polityki historycznej, fatalne nominacje według kryteriów politycznych, niejasny zakup kolekcji Czartoryskich – wiele można by jeszcze napisać, ale co to da?
Jak gdyby tego było mało, słychać, że prof. Barbara Engelking, przewodnicząca Rady Oświęcimskiej przy premierze RP (a także dyrektorka Centrum Badania Zagłady Żydów przy PAN), może liczyć się z tym, że nie zostanie powołana na następną kadencję. Wicepremier Gowin zapowiedział, że przy wyborze nowego składu premier będzie się kierował „polską wrażliwością”.
Kryje się w tym sugestia, że nie wszyscy członkowie kierują się polską wrażliwością, inni może kierują się wrażliwością niemiecką, rosyjską lub (zapewne)… żydowską, bo z Rosją i Niemcami mamy spokój, tylko kłopot jak zwykle z Żydami. Prof. Engelking jest autorką wielu cennych prac naukowych i znanych książek, w tym ostatnio – z prof. Janem Grabowskim – dzieła „Dalej jest noc” o stosunkach polsko-żydowskich, które ukazało się dwa miesiące temu i ściągnęło na siebie gniew „prawdziwych Polaków”.
Pani profesor zapewne (zdaniem kół narodowo-patriotycznych) za bardzo akcentuje żydowskie ofiary i polskie grzechy, zamiast dokładnie odwrotnie. Książka ta mieści się w nurcie odkrywania bolesnej prawdy: od książek Jana Grossa po książki prof. Jacka Leociaka (ostatnio „Młyny Boże”, czyli katolicyzm a Żydzi) czy Anny Bikont o Irenie Sendlerowej. Odkrywana przez nich prawda, podobnie jak np. film „Ida” czy mniej udane „Pokłosie”, jest niewygodna, nie spełnia oczekiwań polityki historycznej. Autorzy muszą się więc liczyć z konsekwencjami.
Ciekawe, kto zostanie zaproszony do nowej Rady, kto zostanie przewodniczącym i jaki to będzie miało wpływ na funkcjonowanie Muzeum Auschwitz, gdzie już słychać, że przewodnicy wykazują za mało „polskiej wrażliwości”.