Zimny prysznic
Po porażce naszych orłów z Senegalem 1:2 kibicem targają sprzeczne emocje.
Z jednej strony uczucie zawodu – po oszałamiającej kampanii optymizmu i patriotyzmu („na taką szansę czekaliśmy od pokoleń” – mówił jeden ze sprawozdawców TV) nadspodziewanie szybko nadeszło nieuchronne rozczarowanie. Myślami byliśmy wysoko, już przy wyjściu z grupy, świetna drużyna, wysoko klasyfikowana, przygotowania w Juracie i w Arłamowie, „internacjonały” grające w dobrych klubach zachodnich, czarodziej Nawałka obecny w niezliczonych reklamach, aż tu nagle Senegal wylał nam na głowę zimny prysznic.
A właściwie to przegraliśmy na własne życzenie, sami z sobą, drużyna była cieniem tej, którą znamy. W pierwszej połowie Polacy grali jak gdyby skrępowani, jak gdyby nie chcieli strzelić bramki, często grali do tyłu, na swojej połowie, na czas, wyraźnie mieli nakazane czekać, aż przeciwnik się odsłoni, i wtedy zaatakować.
Tymczasem Senegalczycy nie chcieli się odsłonić, nie dali się wciągnąć jak barany na naszą połowę, za to biegali szybciej, popełniali mniej błędów, grali z zębem, widać było, że im się chce i że potrafią grać w piłkę nie gorzej, a chyba nawet lepiej niż nasi. Do tego doszły dwie bramki stracone jak gdyby bez sensu, raz piłka trafiła do naszej bramki rykoszetem, drugi raz na skutek fatalnego zbiegu okoliczności, jako suma nieporozumień i błędów dwóch piłkarzy oraz bramkarza Szczęsnego (wybiegł za daleko w pole).
Dopiero po przerwie Polacy zaczęli grać w normalną piłkę, zaczęli się ruszać, atakować, nie unikali ryzyka, zdobyli bramkę. Niestety, nie udało się odrobić zmarnowanej pierwszej połowy. Drużyna Senegalu była lepiej przygotowana fizycznie, taktycznie i mentalnie. Wygrała zasłużenie.
Z drugiej strony nie należy histeryzować i popadać w depresję, Polacy będą mieli jeszcze dwie szanse, by poprawić swój wynik i reputację. Powinni się otrząsnąć po pierwszym szoku i wstać z kolan. Nie powinny ich zrażać krytyczne oceny, kto był fatalny, kto zawiódł, ile winy ponosi trener i jego sztab, bo nie przygotowali drużyny, ustalili złą taktykę, kilku piłkarzy rozczarowało, nie będę wymieniał nazwisk, bo nie chcę przykładać się do linczu.
Już pierwszy mecz pokazał, że mamy manię wielkości, teraz trzeba się otrząsnąć i drogo sprzedawać swoją skórę. Nie będzie łatwo. Koreańczycy, a jeszcze bardziej Japończycy pokazali, co potrafią. Po mundialu przyjdzie czas na refleksje, ale i wtedy nie należy wierzyć w cuda. Polska piłka jest średnia, przeciętna, wygórowane ambicje nie powinny zwalniać od pracy ani odbierać poczucia rzeczywistości.