Torebka profesor Marody
W niedzielne przedpołudnie, słuchając Radia TOK FM, trafiłem na program Grzegorza Sroczyńskiego „Świat się chwieje”, tym razem rozmowa z prof. Mirosławą Marody – jedną z najbardziej znanych socjolożek w Polsce. Chętnie czytam i słucham red. Sroczyńskiego, myślącego na własny rachunek przedstawiciela nowej lewicy w mediach, a co do prof. Marody, to nie wymaga rekomendacji.
Z rozmowy wynikało, że gospodarz sympatyzuje z biedotą, z dolnymi szczeblami drabiny społecznej, na przykład z biednymi doktorantami, którzy muszą jednocześnie zarabiać i pracować nad doktoratem, natomiast pani profesor reprezentuje establishment, profesorską elitę, nieczułą na los plebsu. Jako przykład elitaryzmu red. Sroczyński przytaczał słowa Włodzimierza Cimoszewicza, który miał jakoby powiedzieć, że cham w buciorach wszedł do salonu i się wypróżnił. Cytat niedosłowny, z pamięci, ma być świadectwem chamskiej pogardy elity dla biednego ludu.
W trakcie rozmowy o nierównościach i niesprawiedliwości redaktor zapytał prof. Marody wprost: ile pani zarabia, razem z publikacjami, honorariami itd.? Muszę powiedzieć, że mnie zamurowało. W moich czasach można było zapytać w sposób ogólny, ile zarabia ceniony profesor, pozostawiając pani profesor wybór, czy godzi się ujawniać własne zarobki i służyć potwierdzeniu tezy, że jej dochody są, dajmy na to, zawyżone w stosunku do uposażeń proletariatu uniwersyteckiego. Ale żeby pytać rozmówczynię, ile zarabia, to chyba przesadna ingerencja w sprawy prywatne.
Mało tego, profesor czuje się wtedy winna, że zarabia dużo (?) i zaczyna się tłumaczyć, że ciężko na to pracuje i nie ma kiedy wydać pieniędzy, „kupuje czas”, żeby pracować jeszcze więcej, w domyśle: promować prace doktorskie, recenzować prace habilitacyjne, prowadzić własne badania i je publikować, czytać, wykładać, pełnić dyżur itd. itp. To nie to samo co zaprosić gościa da studia i porozmawiać (wiem coś o tym, bo sam to robię).
Od pewnego czasu trwa natarcie na elitę, a jednym ze sposobów jej kompromitacji mają być m.in. niesprawiedliwie wysokie zarobki i apanaże, np. udział w konferencjach międzynarodowych. Była to ulubiona metoda „kompromitowania” sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez PiS, ministra Ziobrę, prawicowe media. Zarobkowe kominy, „wycieczka członków TK do Chin”, dorabianie wykładami na uczelniach, powolne orzekanie itd. itp. Jeszcze kilka dni temu słyszałem w TV, jaka niewdzięczna jest prof. Gersdorf, na którą po odejściu z Sądu Najwyższego czekają sowite zarobki i przywileje, a ona kurczowo trzyma się posady. Podobnie traktowano prof. Rzeplińskiego, kiedy walczył z „dobrą zmianą”, wyliczając mu ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Wszystko to ma obrzydzić starą elitę i zastąpić ją własną, nową, tak jak w spółkach Skarbu Państwa. Z jaką lubością grzebią media w deklaracjach majątkowych!
Jedna sprawa to populizm i walka z elitą. Żeby tego uniknąć, w niektórych krajach wszystkie zarobki i deklaracje podatkowe są jawne. Interesuje cię, ile zarabia redaktor X w porównaniu lekarzem Y – wystarczy usiąść do internetu. Są też kraje, w których zarobki pozostają sprawą prywatną, dyskretną, o nich się nie rozmawia, a fakt, że ktoś jest bogaty, bo np. dokonał cennego wynalazku, śpiewa jak Caruso albo jest wybitnym prawnikiem – nie czyni go od razu podejrzanym, ba, jest wzorem dla innych.
Tak czy owak pytanie, „ile pani zarabia”, nie razi mnie, kiedy rozmawia się np. z podkuchennym lub pracownicą baru mlecznego – bo to ma pokazać ich biedę, bo wszyscy mamy takie same żołądki itd. Natomiast takie pytanie do profesora ma go czynić winnym, bo wiadomo, że im więcej ktoś zarabia, tym bardziej jest podejrzany.
Żyjemy w czasach transformacji, jeszcze żywe są egalitarne i opiekuńcze nawyki z PRL (czy się stoi, czy się leży… i „za te polskie dwa tysiące”), a już zachęcamy do roboty, do przedsiębiorczości, do inicjatywy, do udziału w wyścigu szczurów. Trudno pogodzić jedno z drugim. Moim zdaniem PŁACE funkcjonariuszy publicznych (np. nauczycieli szkół publicznych, publicznej służby zdrowia) powinny być jawne, a nauczycieli czy pielęgniarek w zakładach niepublicznych – prywatne. Natomiast ZAROBKI każdego człowieka powinny należeć do jego sfery prywatnej, chyba że piastuje urząd publiczny.
Wracając do wszechobecnego chamstwa, to patrząc na nową elitę, zwłaszcza tę u władzy, na jej niektórych polityków (w końcu jest różnica między Bielanem a Brudzińskim czy Pawłowicz), rozumiem Włodzimierza Cimoszewicza.