Polska wstaje z kolan
Do dzisiaj Polska ostatnich kilku lat wydawała się upokorzona i przegrana. W skali międzynarodowej świadczyły o tym takie fakty jak „27:1”, powszechne odrzucenie polskiej reformy wymiaru sprawiedliwości przez międzynarodowe autorytety oraz instytucje prawnicze, osłabienie pozycji w USA (zamrożenie stosunków na najwyższym szczeblu z powodu ustawy o IPN) i w Unii Europejskiej. W kraju symbolem upokorzenia była Warszawa – miasto przeżarte przez korupcję, układy, złodziejską bezduszną reprywatyzację. Wreszcie rzucona na kolana opozycja, która bezsilnie obserwowała, jak PiS gwałci Polskę: prokuraturę, najwyższe trybunały, TVP i Polskie Radio, służbę cywilną, obronę narodową, służbę zagraniczną, muzealnictwo, politykę historyczną. Po stronie „antypisu” wyczuwało się gorycz porażki, brak liderów i perspektyw, bezsilność wobec triumfalnego pochodu PiS, mówiło się, że ta partia, jak walec, niszczy wszystko, co ma na swojej drodze.
21 października 2018 ten walec został w wielu miejscach zatrzymany, a jego beneficjenci – rzuceni na kolana (jak w Warszawie, w Poznaniu, we Wrocławiu, Lublinie, Białymstoku czy w Łodzi) lub zepchnięci do defensywy. Wybory samorządowe przede wszystkim pokazały, że Polska to nie jest „one man show”, że kraj jest na trwale podzielony na dwa obozy, z których żaden nie jest w stanie usunąć drugiego. Ponieważ do dzisiaj wydawało się, że PiS dominuje absolutnie i w najbliższej przyszłości nieodwracalnie, wynik wyborów jest dla Koalicji Obywatelskiej i dla PSL zachęcający. Panowie Kaczyński, Morawiecki i Jaki nie mają dziś powodów do radości. Spośród nich – o dziwo! – tylko ten ostatni już w pierwszych słowach pogratulował zwycięzcy. Szkoda, że Rafał Trzaskowski, dziękując wielu osobom, nie podziękował Patrykowi Jakiemu, który nie jest moim faworytem, ale byłaby to jakaś zapowiedź zmiany klimatu na lepszy. Na pewno cieszy rekordowa frekwencja, która świadczy, że rośnie świadomość obywatelska, poczucie odpowiedzialności, a rezygnacja ustępuje mobilizacji.
Koalicja Obywatelska może mówić o zwycięstwie w wielu miastach, ale Zjednoczona Prawica może być zadowolona ze wzrostu poparcia w wyborach do sejmików w skali całego kraju, w 9 województwach. Świetny wynik (16,6 %) uzyskało PSL, o którym można powiedzieć, że wstało z kolan. Jest to wynik co prawda gorszy niż 4 lata temu, ale tamten wynik – jak pamiętamy – był do pewnego stopnia skutkiem okoliczności (nr 1 na liście, pierwsza kartka w książeczce), wynik obecny nie będzie kwestionowany i został osiągnięty mimo zaciekłych ataków PiS na wsi.
W Platformie umocniła się pozycja Grzegorza Schetyny (co nie wszyscy uważają za najlepsze wyjście na przyszłość) i – oczywiście – Rafała Trzaskowskiego, który na razie nie aspiruje do samodzielnej roli politycznej. Po stronie PiS nie ma zwycięzców, gdyż porażka jest sierotą. Premier Morawiecki stracił wizerunek wyniosłego technokraty na rzecz bezwzględnego działacza partyjnego, zdolnego do agresji, demagogii i kłamstwa. Prezes Kaczyński cudu nie dokonał, ale pozostaje liderem, którego przywództwa nikt otwarcie na prawicy nie będzie kwestionował, natomiast walka o schedę się zaostrzy. Ziobry nikt nie ruszy, ale straci na wadze m.in. z powodu oporu wobec reformy sądownictwa, decyzji Trybunału Sprawiedliwości UE, a także brutalnego spotu, wedle którego głosowanie na PO to zaproszenie dla przestępców przebranych za uchodźców.
Jeżeli obecne tendencje się utrzymają, to PiS (Zjednoczona Prawica) z powodu niskiej zdolności koalicyjnej (klęska Kukiz ’15) może nie skonsumować swojego prymatu w 9 województwach, a nawet stracić władzę w parlamencie.
Podzielam pogląd senatora Marka Borowskiego, że były to „wybory o wolność”. Znaczna część społeczeństwa, zwłaszcza w miastach, powiedziała obecnej władzy „Nie” – nie dla monopolu, cenzury, autorytaryzmu, korupcji, rozszarpywaniu spółek Skarbu Państwa, izolacji na arenie międzynarodowej. Wynik wyborów nie oznacza jednak wzmocnienia lewicy, wręcz przeciwnie – Polska postawiła na obliczalne centrum.