Gilotyna Parysa
Polska polityka zagraniczna znajduje się w stanie takiego chaosu, że wszelkie pomysły są dozwolone, a wielu dyskutantów nie ma poczucia śmieszności.
Jan Parys, polityk prawicowy, który kiedyś zajmował mniej lub bardziej ważne stanowiska (minister w rządzie Jana Olszewskiego, doradca Miejskiego Przedsiębiorstwa… Taksówkowego, szef gabinetu politycznego w MSZ, dyrektor fundacji polsko-niemieckiej odwołany po kontroli NIK), straszy Niemcami. Będąc, jako polityk, na bocznym torze, chyba chce powrócić do łask. „Od trzech lat politycy niemieccy robią wszystko, by doprowadzić do osłabienia rządu PiS oraz jego zmiany na proniemiecki. Za pomocą gigantycznej (! – Pass.) operacji medialnej prowadzony jest systematyczny atak na RP w mediach niemieckich. Mamy do czynienia z wielką operacją dezinformacji na temat sytuacji w Polsce, której nigdy nie prowadziły na tę skalę media rosyjskie – pisze w „Do Rzeczy”.
Niemcy – czytamy dalej – wykorzystują swoje wpływy w UE, by za pomocą jej mechanizmów politycznych i pseudoprawnych doprowadzić do osłabienia międzynarodowej pozycji rządu PiS. Można powiedzieć, że w tej chwili w Brukseli niemieckimi rękoma została zbudowana gilotyna dla premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego” – ostrzega Parys i wzywa do nadzwyczajnego otrzeźwienia. W planach Niemiec Polska jest podporządkowana polityce rosyjskiej Berlina, pozostaje zasobem siły roboczej, „pozbawiona podmiotowości politycznej” na rzecz Brukseli, którą trzęsie kanclerz Merkel. Nie jest tajemnicą – pisze – że również Rosja ma inną wizję pożądanej sytuacji międzynarodowej. Jego zdaniem wspólny interes Europy przy obecnej ekipie politycznej w Berlinie „to po prostu mit”. Sporu z Niemcami o przyszłość Europy nie da się uniknąć – konkluduje Parys.
Co więc robić, mając gilotynę nad głową? Niestety, tego szanowny autor, były minister obrony („mister twister, były minister”) nie mówi. Po prostu kończy swój artykuł, gasi światło i zamyka za sobą drzwi. – Ja rzucam myśl, a wy go łapcie – jak mawiał pewien towarzysz. Sytuacja międzynarodowa Polski jest pożałowania godna, zrujnowana przez obecny rząd: stosunki z Niemcami wyraźnie się pogorszyły, z Brukselą to samo, minister Czaputowicz bredzi, że Tusk był kandydatem Niemiec na przewodniczącego Rady Europejskiej, gazociąg z Rosji coraz bliżej, Polska przytula się tak mocno do Stanów Zjednoczonych, że Europa nie może się nadziwić, postawiliśmy wszystko na jedną kartę – USA. Choć Trump jest nieobliczalny, organizujemy amerykańską konferencję w sprawie Iranu (który nie został zaproszony), zadeklarowaliśmy 2 mld dolarów na bliżej niezdefiniowany Fort Trump, a stosunki z Rosją – szkoda mówić, z Ukrainą – niewiele lepiej.
W sprawie „gigantycznej operacji” Niemiec Jan Parys niepotrzebnie utożsamia Polskę z rządem. W Europie nie ma kraju, w którym przetłumaczono by więcej polskich książek, który bardziej wspierałby wstąpienie Polski do UE i naszą pozycję w Unii. Polska jest jednym z krajów, które kanclerz Merkel odwiedzała najczęściej. Polska jest też pierwszym państwem, które odwiedził obecny prezydent Niemiec. Jedynym zagranicznym prezydentem, który był na pogrzebie Pawła Adamowicza, był b. prezydent Gauck. Nie ma kraju, w którym Polska wzbudzałaby większe i na ogół życzliwe zainteresowanie. Faktem jest, że media niemieckie krytycznie wypowiadają się na temat polityki PiS w takich sprawach, jak „reforma systemu sprawiedliwości” czy konstytucja. Ale media innych krajów robią to samo.
Oczywiście Niemcy prowadzą politykę niemiecką, wyraźnie inną od naszej w stosunkach z USA i z Rosją. Nam powinno zależeć na dobrych stosunkach ze wszystkimi trzema krajami, a nie na ich karykaturze.