Mamo, krzywo na mnie patrzą
Nowi sędziowie nie chcą być poniżani przez kolegów – pisze „Rzeczpospolita”. „Nowi” sędziowie Sądu Najwyższego czują się poniżani i bojkotowani przez „starych”.
Profesor Antoni Bojańczyk, jeden z „nowych”, sędzia nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w liście do prezes prof. Gersdorf i do prezydenta RP skarży się na „segregację”. Nowi zasiadają w składach złożonych wyłącznie z nowych, orzekają w getcie sądowym, starzy nie witają się ani nie reagują na powitania, nie podają ręki, poniżają nowych, dają im do zrozumienia, że nie są u siebie, „my ciebie nie zapraszaliśmy”.
„Ale czy ja muszę być do SN zapraszany? SN to nie jest jakiś klub. Wszyscy przeszliśmy konkurs” – mówi prof. Bojańczyk. Kwestię tę poruszył prezydent Duda, oczywiście biorąc w obronę nowych przed poniżaniem przez starych, „często wysoko postawionych”. Władze SN twierdzą z kolei, że nie były o tym informowane i nic im na ten temat nie wiadomo.
Nietrudno sobie wyobrazić, jak jest naprawdę. Starzy gardzą nowymi, ponieważ ci weszli do SN na nowych, niedemokratycznych zasadach. Wchodząc do SN, akceptują „dobrą zmianę”. Weszli do izb – Dyscyplinarnej i Spraw publicznych – które utworzono wbrew starym sędziom i ich przekonaniom. Są jak gdyby uosobieniem i beneficjentami „dobrej zmiany”. Zajmują biurka i fotele, które w mniemaniu starych i znacznej części opinii w kraju i za granicą im się nie należały.
W życiu nie ma nic za darmo. Nie ma róży bez kolców. Natomiast nowi czują się pełnoprawnymi członkami SN i chcą nowego otwarcia, amnezji, zapomnienia, dzięki czemu i komu przekroczyli najwyższe progi.
Nie ma co udawać, że chodzi o maniery, o savoir-vivre. Chodzi o politykę. Nowi wkraczają na terytorium SN jak wyzwoliciele, starzy widzą w nich uzurpatorów. Nowi mają rozbić „układ” (czytaj: niezależne sądownictwo), starzy są częścią rzekomego układu.
Tomasz Pietryga pisze w „Rzeczpospolitej”, że w warszawskim sądzie sędziów, którzy chcą przejść przez procedurę awansową przed nieuznawaną KRS, straszy się (kto i w jaki sposób straszy?) wystawieniem ich biurek na korytarz. Tak daleko bym się nie posunął, gdyż pamiętam jeszcze, jak w Marcu ’68 nowi wystawili biurka starych. To budzi złe skojarzenia.
Nie rozumiem jednak, dlaczego red. Pietryga wzywa władze SN do oświadczenia, „jak zamierzają rozwiązać problem ostracyzmu” w najważniejszej instytucji prawnej w Polsce. Moim skromnym zdaniem sprawy się ułożą, bo czas leczy rany, ale żadne „kochajmy się” nie byłoby na miejscu. Ludzie przezwyciężali gorsze podziały. Na przykład w RPA biali musieli zaakceptować czarnych jako pełnoprawnych obywateli, sąsiadów, a nawet jako władze.
Beneficjenci „dobrej zmiany”, nawet jeżeli awansowali zgodnie z nowym prawem, nie powinni udawać, że nie wiedzą, o co chodzi.