Policjant zamiast sędziego
Brakuje tylko, żeby policjanci chodzili w togach, z orłem na piersiach i z pałką u boku. „Poselska” inicjatywa, która znosi prawo do odmowy przyjęcia mandatu karnego od policjanta, zmierza w kierunku państwa policyjnego. Dotychczas obywatel mógł odmówić przyjęcia mandatu (np. za wykroczenie drogowe lub niszczenie mienia), wtedy policja kierowała sprawę do sądu, gdzie musiała udowodnić winę osoby ukaranej mandatem. Ciężar dowodu spoczywał na policji.
Nowy projekt (ewidentnie rządowy, ale nazwany poselskim, żeby nie wymagał debaty przed złożeniem w Sejmie) nie przewiduje możliwości odmowy przyjęcia mandatu, tylko jego zapłacenie i pisemne odwołanie się w ciągu siedmiu (!) dni. Obywatel(ka) płaci i – jak chce – musi udowodnić swoją niewinność. W błyskawicznym tempie dostarczyć dowody, ekspertyzy i inne argumenty na swoją korzyść w ciągu siedmiu dni!
W roli sędziego pierwszej instancji występowałby policjant – on wydaje „wyrok” i wymierza karę. Co więcej, kary są coraz wyższe, o czym świadczy m.in. wysokość kar wymierzanych przez sanepid, idących w tysiące złotych.
Nie jestem prawnikiem, ale czuję, jak państwo nasze staje się bardziej policyjne. Uwalniamy policję od dowodzenia w sądzie słuszności wystawienia mandatu, za to obywatela obciążamy obowiązkiem zapłaty w wysokości wymierzonej przez policjanta. Jak chce – może się odwołać i miesiącami (latami?) czekać na ewentualny zwrot swoich pieniędzy. Wyrok przed sprawą, a wytoczenie sprawy maksymalnie utrudnione.
Nie dziwię się, że Porozumienie Gowina nie popiera tej inicjatywy. Na szczęście mamy jeszcze prawdziwego Rzecznika Praw Obywatelskich, ale jak długo?