Wojna nieprzypadkowa
Jarosław Kaczyński za wszelką cenę chce wygrać wybory – to zrozumiałe, ale żeby także za cenę stosunków polsko – niemieckich, to już przesada. Nie wystarczy mu już wojna polsko – polska, którą na zmianę roznieca i wygasza. Potrzebna też jest wojna polsko – niemiecka, żeby ożywić nastroje antyniemieckie w Polsce, straszyć Niemcami, mobilizować elektorat narodowo – „patriotyczny”. „Patriotyczny” biorę w cudzysłów, bo prawdziwy patriotyzm powinien odwoływać się do rozumu, a nie tylko do instynktów. Insynuowanie, że Angela Merkel nie została kanclerzem na skutek zbiegu okoliczności, przypadkowo, że kto śmie w to wątpić nie jest polskim dziennikarzem tylko niemieckim, wygrażanie Erice Steinbach, że nie zostanie wpuszczona do Polski (pomimo Schengen i swobody ruchu granicznego w UE) – wszystko to brednie, niestety, szkodliwe. Od kiedy to dziennikarz niemiecki jest gorszy od polskiego? Korespondentka „Tageszeitung” w Polsce, Gabrielle Lesser, jest na przykład znakomita. Prasa niemiecka – od „FAZ” do „Der Spiegel” – ma się czym pochwalić.
Wszystko to zostało podchwycone przez media niemieckie, dotarło do kanclerz Merkel i musi oznaczać, że gdyby na czele polskiego rządu stanął Kaczyński, to stosunki z naszym najważniejszym sojusznikiem w Europie uległyby pogorszeniu. Nie sądzę, żeby inni politycy z CDU/CSU wybaczyli to Kaczyńskiemu, a z SPD w ogóle nie jest mu po drodze. Wynajmowanie adwokata, który będzie pociągał do odpowiedzialności media dziennikarzy niemieckich za nieprawdziwą interpretację słów prezesa, to farsa. Komorowski ma rację – Kaczyński powinien przeprosić, ale wątpię, żeby to zrobił. Na pewno nie przed wyborami.
Jarosław Kaczyński albo nie rozumie co mówi, albo wyżej stawia własny interes wyborczy od interesu Polski, który polega na dobrych, w miarę wzajemnych, stosunkach z RFN – i to zawsze, nie tylko teraz, przed ustalaniem budżetu Unii Europejskiej. Dobre stosunki polsko – niemieckie ważniejsze są od ambicji prezesa PiS i jakiegokolwiek innego polityka. Kaczyński, do niedawna miły starszy pan, znów się miota, straszy Niemcami i niemieckimi mediami, rozstawia dziennikarzy po kątach. Zaczyna prowadzić politykę kadrową w TVN i ausgerechnet red. Sobieniowski ma się trzymać z daleka od kampanii czy od problematyki polsko-niemieckiej. Wygadując takie głupstwa, prezes Kaczyński potwierdza, że jest człowiekiem niepoważnym. Jeżeli dodać do tego, co mówiła o stosunkach polsko-niemieckich p. Fotyga (ekspansjonizm niemiecki), co prezes mówił o „zakamuflowanej opcji niemieckiej”, co obóz PiS ma do pokazania w stosunkach z Rosją, to wieje grozą. Pani Fotyga i pan Waszczykowski dobrze to wiedzą, ale bronią prezesa, bo ich los zależy od jego widzimisię. Więc Fotyga mówi, że prezes miał rację, a Waszczykowski, że to zostało powiedziane w ferworze kampanii i po wyborach zostanie zapomniane. A przecież dobrą pamięć ma nie tylko prezes Kaczyński.
W stosunkach międzynarodowych wybór PiS oznaczałby dla Polski cofnięcie o kilka lat i w konsekwencji kilka lat chudych. „Media niemieckie” to synteza tego, co prezesowi nie służy – wolne media i odwieczny germański wróg. A że wybór Angeli Merkel nie był przypadkowy? Za to wybór Bronisława Komorowskiego był. Kto jest wybrany przypadkowo, a kto nie – o tym decyduje prezes.
Apeluję więc do blogowiczów – głosujcie, i to nie przypadkowo!