GOŚĆ EN PASSANT: STASYS EIDRIGEVICIUS, wybitny grafik i malarz litewski mieszkający w Polsce

Pastel Stasysa Eidrigeviciusa „Ostatni ząb” z 1986 r.

*

Trzej bracia i ostatni implant

1986 rok, namalowałem pastelami cykl prac – „Trzech braci” – mając na uwadze sąsiadów z dzieciństwa na Litwie – biednych braci: Juozas, Petras i Napalys. Obserwowałem ich życie pełne humoru, biedy i absurdu. Jedną z prac nazwałem „Ostatni ząb”. Ta scena w całości z wyobraźni, bo żaden z braci nigdy nie był u stomatologa. Powypadały im zęby i tak z tym żyli. Podobna scena z obrazu ostatnio przydarzyła mi się osobiście. Oto moja opowieść.
———
W 2009 roku w jednej z klinik stomatologicznych w Warszawie wstawiono mnie kilka implantów.
———
1. Rok 2012. Mam poczucie, że po lewej stronie rusza się ząb – jeden lub dwa.
2. Zapisuję się do doktor A. Po obejrzeniu doktor nie uważa, że ząb rusza się, ale robi szereg napraw innych zębów.
3. Podczas kolejnej wizyty proszę doktor o oględziny tych zębów jeszcze raz. Robi się zdjęcie panoramiczne. Pani doktor ogląda i mówi, że to może i rusza się, ale to nie jej działka. To sprawa implantologa.
4. Jestem w Moskwie na salonie Sztuk Pięknych „Drogi, ścieżki”. Czuję, że zęby ruszają się coraz bardziej. Dzwonię do syna Ignacego i proszę o dokonanie zapisu na wizytę u implantologa B. To właśnie on wstawił te implanty.
5. Ignacy dzwoni do rejestracji wcześniej wspomnianej warszawskiej kliniki. Recepcjonistka oznajmia mu, że z implantologiem B. klinika już nie współpracuje, więc zapisuje do implantologa C. – na 28 marca.
6. Po powrocie odwiedzam klinikę według zapisu. Dr C. ogląda ząb, zdjęcie, historię implantu. Pyta czy jestem z Łotwy. Odpowiadam: Jestem z Litwy. Doktor mówi, że trzeba będzie wyjąć te zęby. Spodziewałem się, że dr C. po obejrzeniu wyjmie te implanty od razu. Ale podobno to „większa robota”, więc zapisują mnie na piątek 30 marca na godz 17. W recepcji płace za rozmowę z lekarzem (pod nazwą „usługa” 100 zł).
7. Tego dnia pod wieczór telefon z recepcji: „Tą wizytę na piątek trzeba anulować, bo implant musi wyjąć ten sam implantolog, który wstawił, czyli dr B., który… pracuje w jednej z filii kliniki. Recepcjonistka podaje telefon do tamtej kliniki, informując o czasie przyjmowania klientów dr B. Zastanawiam się co robić, bo godzina przyjęcia u dr B. pokrywa się właśnie z zaplanowanym wydarzeniem w Galerii Sztuki, gdzie mam mieć spotkanie z publicznością, czyli 3 kwietnia o godz. 18. Wątpię, czy po zabiegu z krwawiącymi dziąsłami będę w stanie opowiadać publiczności o swojej sztuce. Mówię do recepcjonistki, że muszę zastanowić się nad datą zapisu.
8. Czwartek. 29 marca. Jadę porannym pociągiem na wernisaż mojej wystawy do Kalisza. W pociągu otrzymuję sms z kliniki głównej, proszący o potwierdzenie wizyty w piątek u implantologa… C. Zdziwiony odpisuję, że wczoraj wieczorem recepcjonistka już odwołała tę wizytę oraz że jestem gotowy zwrócić się do szefowej kliniki, D., ze skargą na ten bałagan.
9. Po powrocie z Kalisza dzwonię do szefowej kliniki. Jej nie ma. Zostawiam prośbę o oddzwonienie. Zastanawiam się co robić. Zapisuję się u dr B. na możliwie najbliższy termin – 13 kwietnia, piątek.
10. Następnego dnia szefowa dzwoni. Mówię, że jestem tym artystą, którego pani już zna, bo jakiś czas temu dyrektor Teatru Wielkiego przedstawił mnie podczas niezwykłego spotkania koło recepcji kliniki. Po tym wstępie w telefonie czuję już głos zatroskany – „w czym sprawa”. Opowiadam całe zajście. Szefowa D. obiecuje zwrócić 100 złotych. I obiecuje osobiście zapoznać się z sytuacją, czemu implant rusza się, bo jeśli implant nie przyjmuje się, to od razu po wstawieniu. A teraz – po kilku latach…
11. Jest 13 kwietnia, piątek. Będąc przesądnym można pomyśleć, że to niedobry znak – 13, piątek. No i proszę – rano telefon z kliniki: doktor B. zachorował. Wyskoczył mu dysk w kręgosłupie. Recepcjonistka dokonuje zmiany zapisu – wizyta ustala się na 19 kwietnia o 9.30.
12. Jest 19 kwietnia, czwartek, godz.9.30. Zjawiam się w filii kliniki punktualnie – nawet przed czasem – na smutną ceremonię wyjęcia implantów. W tym samym momencie przez frontowe drzwi wchodzi doktor B. Rozpoznaję go, bo kilka lat temu doktor sporo się napracował wkręcając mi kilka implantów. Nareszcie asystentka doktora woła: „Pan Stasys, zapraszam”. Wieszam marynarkę i torbę. Kładę się na fotel – łóżko, nareszcie właściwy doktor prosi o otwarcie ust, ogląda, implanty ruszają się. Zastanawia się głośno, czy najpierw nie odbić korony, żeby potem wyjąć implantowe śruby. Doktor B. udaje się po konsultację do innej lekarki. Wraca. Postanawia przepiłować koronę na pół, żeby rozdzielić i w końcu wyjąć te implanty. Piłuje, piłuje. Czynność przedłuża się, bo koronna okazuje się twarda… Doktor traci cierpliwość. Nie dopiłuje. Bierze obcęgi i próbuje wyciągnąć zęby. Ja daję znak, że boli. Lekarz puszcza dwa zastrzyki w dziąsła i po znieczulającej chwili wyjmuje dwie implantowe śruby połączone jedną koroną, która jest dopiłowana do połowy i nierozdzielona. Lekarz ogląda wyjęte zęby mówiąc: „Trzeba będzie to wysłać producentowi do USA”. Doktor zakłada kilka szwów, kładzie tampon na ząb, zaleca zgryźć, tak trzymać pół godziny, nie pić, nie jeść przez 2 godziny… Ja też oglądam zęby ze wszystkich stron. Jeszcze krwawe trochę. Asystentka myje implantowy obiekt. Ja telefonem komórkowym fotografuję te zęby, które przez 3 lata siedziały w mojej jamie ustnej, pomogły mi jeść, dodały urody. Kolor korony był dopasowany do innych zębów, w końcu zapłaciłem za to parę tysięcy złotych… Teraz idę do recepcji, tam kwituje odbiór 100 zł – zwrot za bezsensowną wizytę u dr C. – więc szefowa dotrzymała słowa. Recepcjonistka zapisuje mnie na 26 kwietnia, na godz. 11 na wyjęcie szwów.
13. Jest 26 kwietnia. Zjawiam się pół godziny wcześniej u progu kliniki. Obok są drzwi z tabliczką: Poczta. Już od tygodnia noszę ze sobą dwa listy do wysłania. Teraz korzystam z okazji i idę do poczty. Przycisk i wyskakuje karteczka z numerem kolejności – jestem czwarty. Czekam. Nuda. Kolejka maleje powoli. Nagle do poczty wchodzi… doktor B. Ja wstaję i od razu do doktora, jak do niespodziewanego gościa. Lekarz wita się mówiąc: „Mam chwilkę przerwy, wkrótce przyjmę pana”. Ja patrzę doktorowi prosto w oczy i pytam go z niepokojem: „Co będzie po wyjęciu szwów?”. Lekarz mówi: „Trochę trzeba będzie odczekać. Za pół roku panu wstawię nowe…”.
————
Kończąc opowiadanie, gdzie przedstawiłem sceny prawie z fotograficzną dokładnością chcę dodać, jeśli mógłbym zmienić tę nazwę obrazu z 1986 roku, to brzmiałby tak: „Ostatni implant” albo „Rozmowa ze stomatologiem na poczcie w kolejce przy wysyłaniu listów”.

Stasys Eidrigevicius. 2012.

*

Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione w kolejne litery alfabetu.