Cudów nie ma
IPN zapowiada, że do końca roku zbada dokumenty dotyczące ewentualnej współpracy generała brygady w stanie spoczynku, Zbigniewa Ścibora-Rylskiego. Po co? Dlaczego? Czy zainteresowany sam o to wystąpił? Wątpię, by 96-letni weteran II wojny światowej, uczestnik Powstania Warszawskiego, przewodniczący Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich, nagle odczuł potrzebę oczyszczenia jego dobrego imienia przez IPN. Tym bardziej, że sprawa nie jest nowa, a media już informują, że w teczce generała nie ma zobowiązania do współpracy, są tylko notatki funkcjonariuszy z rozmów z lat 40. i 50. Dlaczego sprawa wypłynęła ponownie? Może nakazuje tego ustawa o IPN? Może generał w stanie spoczynku zamierza ubiegać się o stanowisko, które przewidziane jest do lustracji? Wszystko to nie wydaje się prawdopodobne.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, wiadomość ta ukazuje się wkrótce po tym, jak podczas obchodów 68. rocznicy Powstania na Cmentarzu Powązkowskim, sędziwy generał powiedział kilka gorzkich słów pod adresem wielbicieli Antoniego Macierewicza, którzy buczeli na widok Donalda Tuska i Hanny Gronkiewicz-Waltz, albo na widok generała, albo na widok ich wszystkich. Byłbyż IPN na usługach prawicy, która w ten sposób mści się na generale? Potrzebne są kwity, albo przynajmniej ich sprawdzanie, żeby skompromitować generała, podobnie jak potrzebne były na członków Trybunału Konstytucyjnego, kiedy rozstrzygał losy ustawy lustracyjnej?
Dziwnym zbiegiem okoliczności, wiadomość ta pojawia się jednocześnie z informacją, że prywatny właściciel sprzedał budynek, w którym mieści się siedziba IPN. Potężna to instytucja, której budżet (już lekko przycięty) wynosi 220 mln PLN rocznie, zatrudnia 2200 pracowników, z przeciętną pensją ponad 5 tys PLN (prokuratorzy zarabiają kilkakrotnie więcej). Czy jest możliwe, że teraz, kiedy ważą się losy jego siedziby, Instytut Pamięci Narodowej pragnie przypomnieć, jaki jest ważny i niezbędny?
Byłbyż to wszystko zbieg okoliczności?