Trójskok Kaczyńskiego
Prezes Kaczyński wykonał trójskok, który ma go przybliżyć do upragnionego celu – zastąpienia Tuska jako premiera.
Skok pierwszy: Debata gospodarczo – społeczna. Merytorycznie nie miała większego znaczenia, dziś już nikt do niej wraca, ale jako posunięcie polityczno – propagandowe była zręczna, na pewno nie była kompromitacją. Miała na celu pokazanie nowego oblicza PiS i jego prezesa – mniej Smoleńska, zdrady, krwi na rękach, zaprzaństwa etc., mniej Macierewicza – więcej powagi i troski o to, co najważniejsze, o gospodarkę, przejście przez kryzys, sprawy socjalne. Z tego punktu widzenia było to posunięcie zręczne. Szyte grubymi nićmi, ale uszyte. Dobrze, że największa partia opozycyjna zwraca się ku najważniejszym sprawom, zamiast maszerować z pochodniami po nocach i kokietować kiboli. Co prawda część znanych ekonomistów nie przyjęła zaproszenia, a inni poddali program gospodarczy PiS surowej krytyce, jako nierealny, ale lepsza taka debata niż awantury. W sumie – pierwszy skok nie najdłuższy, ale ustany.
Skok drugi – wielka manifestacja w Warszawie, zorganizowana przez PiS, Radio Maryja i Solidarność. Pokojowa, uporządkowana, z liczbą uczestników ocenianą różnie, na 50 – 100 tysięcy. Był to pokaz siły, jaka stoi za prawicową opozycją. W marszu wzięła udział konserwatywna koalicja ojca Rydzyka, prezesa Kaczyńskiego i przewodniczącego Dudy, widziało się tam aktyw, zaprawionych w bojach działaczy „S”, a także całe rodziny z dziećmi oraz coś na kształt pielgrzymki. Na pewno widok takiej masy ludzi na ulicach stolicy, ludzi niezadowolonych, wrogo nastawionych do rządu, nie mógł rządzącym dodawać optymizmu. Manifestacja musiała kosztować miliony, samych autokarów było podobno 2 tys., ponadto pociągi specjalne etc., ale takie są koszty wyprowadzania ludzi na ulice. Na szczęście innych kosztów nie było. Tak jak istnieje prawo do debaty (skok I), tak istnieje wolność zgromadzeń (skok II). Rzecz jednak w tym, że w Polsce rządzi milcząca większość, a nie hałaśliwa mniejszość. Jak ją obalić? Do tego potrzebny jest skok trzeci.
Skok trzeci – PiS desygnuje prof. Piotra Glińskiego na „premiera” poza-parlamentarnego rządu technicznego. Ponieważ mamy w Polsce legalny, demokratycznie wybrany rząd i funkcjonującą koalicję PO-PSL, wobec tego pomysł rządu „extra”, który nie ma szans objęcia władzy, jest kuriozalny. Powoływanie się, jak to uczynił prezes Kaczyński, na rząd Grabskiego (1923-1925), nie ma większego sensu, gdyż wtedy, w ówczesnym Sejmie nie była możliwa koalicja stronnictw, a w obecnym koalicja istnieje, teoretycznie możliwe są także inne koalicje bez udziału PiS.
Długo trwały oczekiwania, kto też zaryzykuje wystąpić jako kandydat PiS na premiera. Roli tej, po trwających ponad miesiąc wahaniach, podjął się znany socjolog, prof. Piotr Gliński. Wstępne exposé profesora nie zawierało żadnych rewelacji i było dosyć ogólnikowe, zawierało wyrazy zaufania pod adresem prezesa Kaczyńskiego, surową krytykę rządu Tuska i zapowiedź starań na rzecz sanacji pracy i gospodarki, umocnienia państwa, naprawy służby zdrowia, edukacji (przywrócenie gabinetów lekarskich w szkołach), aktywności obywatelskiej, polityki pro-rodzinnej (wydłużenie urlopów macierzyńskich), pro-rolniczej, racjonalnego wykorzystywania środków unijnych, walki o bezpieczeństwo (stop likwidacji komisariatów w mniejszych miejscowościach).
„Premier” Gliński unikał konkretów, żadnych liczb, żadnych nazwisk, dużo o jedności, „wspólny projekt – Polska”, skończyć wojnę polsko – polską, jesteśmy wspólnotą, czyli tańczył tak, jak ostatnio gra prezes Kaczyński (który po przedstawieniu kandydata zniknął z sali, żeby podkreślić niezależność profesora). Trochę dziwne, że tak poważny uczony zgodził się wystąpić w niepoważnej roli. Żeby prof. Gliński został premierem rządu technicznego, Sejm musiałby przyjąć konstruktywne votum nieufności, obalić rząd PO/PSL i zainstalować nowego premiera z jego większością. Jak obalić rząd bez wyborów i bez zamachu stanu – dowiemy się wkrótce. Na razie trzeci, ostatni skok prezesa wydaje się najsłabszy z całego trójskoku. Ale będzie wesoło, będzie się działo, będzie się mówiło o kandydacie PiS, a o to przecież chodzi.