Skojarzenia i rocznice
Co ja na to poradzę, że obecne wydarzenia kojarzą się ludziom dorosłym z marcem 1968, a także z McCarthyzmem? Nasz blogowicz, MW, sporządził kilka dni temu w tym miejscu znakomite zestawienie cytatów dzisiejszej prasy z propagandą marcową. Moje gratulacje! Świetna, pouczająca lektura. Także niezastąpiony Waldemar Kuczyński porównał na swoim blogu marzec 2007 do marca 1968 – przy wszystkich zastrzeżeniach, że wtedy była dyktatura, a dziś mamy wolność. Kiedy przypomina tamte nazwiska i ich zajadłą publicystykę (Gontarz, Kąkol, Kur, Osiadacz), to ciarki przechodzą po plecach, bo oni mieli wtedy za sobą ogromny aparat partyjny i policyjny, a na celowniku mieli m.in. ówczesną „Politykę”. Trudno nie mieć skojarzeń.
Inny blogowicz użył określenia „McKaczyzm”. Tak się składa, że w tym roku mija 60. rocznica powstania tajnego raportu senackiej Komisji (Przydziału) Środków wystosowanego do sekretarza Stanu George’a Marshalla (od nazwiska którego pochodzi słynny Plan Marshalla). Senatorowie, wśród których rej wodził później Joe McCarthy, pisali, że „jest oczywiste, iż (w Departamencie Stanu) istnieje wykalkulowany program nie tylko ochrony personelu komunistycznego na wysokich stanowiskach, ale również osłabienia bezpieczeństwa i wywiadu do zera.”
Niecałe trzy lata później młody senator republikański, Joseph McCarthy, na spotkaniu z przyjaciółmi, 7 stycznia 1950 r., radził się „jak się przebić”. Doradzili mu, żeby był twardy wobec komuchów. Po miesiącu, 9 lutego, na spotkaniu kobiet-republikanek w małej miejscowości Wheeling, w Zachodniej Wirginii, McCarthy zamachał papierkiem, na którym miał rzekomo wypisaną listę komunistów pracujących w Departamencie Stanu.
Trzymam w ręku listę 57 osób, o których Sekretarz Stanu wiedział, że są członkami partii komunistycznej, a mimo nadal pracują i kształtują politykę Departamentu Stanu.
Lista McCarthy’ego, który walczył o odzyskanie amerykańskiego MSZ, wydłużała się i skracała od 57 do ponad 200 osób. Stojąc na czele Komisji do Spraw Działalności Antyamerykanskiej, senator dwoił się i troił, przesłuchując i demaskując coraz to nowych wrogów. Republikanie, po tym jak przegrali wybory prezydenckie pięć razy z rzędu, znaleźli wreszcie ideę, która brzmiała obiecująco. Dzień w dzień na czołówkach gazet pojawiały się nowe sensacje z przesłuchań Komisji, nowe nazwiska, nowe podejrzenia. Demaskowano szpiegów prawdziwych i domniemanych, a na fali wzmożonej czujności, podejrzliwości i oskarżeń wybiło się wielu polityków, m.in. młody kongresman Richard Nixon, wiceprzewodniczący Komisji (co kilka lat później nie przeszkodziło mu wycofać USA z Wietnamu i rozpocząć dialog z Chinami).
Choć McCarthy sam nie znalazł ani jednego komunisty ani nie zdemaskował ani jednego szpiega, rozpętał gorączkę, która ogarnęła Stany, zwłaszcza takie miejsca jak Hollywood, zaostrzono tzw. program lojalności obowiązujący od 1942 r., usiłowano skompromitować wiele osobistości z ówczesnej łże-elity, z Charlie Chaplinem na czele. Wśród osób wezwanych przed Komisję byli ludzie, którzy stanowili chlubę Ameryki, m.in. Charlie Chaplin, Lillian Helman (znana pisarka i scenarzystka o poglądach lewicowych), Arthur Miller – sławny dramaturg, Robert Oppenheimer – fizyk, „ojciec bomby atomowej”, Paul Robeson – śpiewak, bojownik o prawa Murzynów, laureat nagrody stalinowskiej, John Garfield – aktor, David Bohm – fizyk, Aaron Copland – wybitny kompozytor, Alfred Kinsey – uczony, założyciel Instytutu Badania Seksualności, autor pomnikowych prac o zachowaniu seksualnym, Paul Sweezy – ekonomista o poglądach marksistowskich. Postawieni przed Komisją mieli małe lub żadne szanse obrony, już sam fakt powołania przed komisję oznaczał dyskredytację, wielu z nich spotkał zakaz pracy w instytucjach państwowych i prywatnych (m.in. w Hollywood).
McCarthy trącił właściwą strunę – Moskwa usiłowała umieścić na Zachodzie jak najwięcej szpiegów, trwała zimna wojna, w wielkiej Brytanii ujawniono sowiecką siatkę szpiegowską (tzw. „piątkę z Cambridge”), „obóz pokoju i postępu” pod wodzą Stalina i Mao zaatakował Koreę Południową. Nie zmienia to jednak faktu, że Joe McCarthy był fanatykiem, człowiekiem chorobliwie podejrzliwym, paranoikiem i alkoholikiem, oskarżył o komunizm nawet szefa prokuratury wojskowej, Josepha Welcha i samego gen. Eisenhowera. Wzlot i upadek McCarthy’ego trwały zaledwie (czy „aż”) 4 lata (1950-1954), po czym został on ośmieszony, opisany (m.in. w „Czarownicach z Salem” Arthura Millera), a McCarthyzm w języku angielskim jest dziś symbolem nagonki, histerii, nękania, presji, bezpodstawnych oskarżeń i umieszczania ludzi na czarnych listach z powodu przekonań.
Zręcznie manipulował mediami, zwoływał jedną konferencję prasową za drugą, aby być na czołówkach gazet porannych i popołudniówek. Zmieniał zarzuty, liczby, cele, aż dziennikarze i ofiary nie mogli za nim nadążyć.
Zmarł z przyczyn trunkowych i politycznych w 1957 r., pięćdziesiąt lat temu – czytamy w jednej z encyklopedii amerykańskich w Internecie.
Warto i o tej rocznicy pamiętać.
***
PS. Konsekwentnie trzymam się zasady, że to nie jest blog poświęcony mojej osobie, ale obiecałem, że po otrzymaniu ogłoszę Postanowienie i Uzasadnienie Sądu Apelacyjnego w/s mojego wniosku o autolustrację, który został przez Wysoki Sąd oddalony. Moje zażalenie opierało się przede wszystkim na rozumowaniu, że jestem osobą publiczną i skoro zostałem publicznie zniesławiony (przez publiczną telewizję w oparciu o teczkę z publicznego IPN), to powinienem mieć prawo do lustracji. Sąd był jednak innego zdania:
Sygn. akt VALz 2/07, ODPIS
POSTANOWIENIE
Dnia 22 lutego 2007 roku
Sąd Apelacyjny w Warszawie, V Wydział Lustracyjny w składzie:
Przewodniczący: SSA – Jarosław Góral (spr.)
Sędziowie:
SA – Rafał Kaniok
SA – Małgorzata Mojkowska
Protokolant: Danuta Śliwińska
przy udziale Zastępcy Rzecznika Interesu Publicznego Andrzeja Ryńskiego w sprawie Daniela Passenta
po rozpoznaniu zażalenia wniesionego przez Daniela Passenta
na postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 10 stycznia 2007 r. sygn. akt VALo 13/06
w przedmiocie stwierdzenia braku podstaw do wszczęcia z urzędu postępowania lustracyjnego
na podst. art. 437 § 1 k.p.k. w zw. z art. 19 ustawy z dnia 11 kwietnia 1997 r. o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne (tekst jednolity Dz. U. z 1999 r. Nr 42, poz. 428 z późniejszymi zmianami.)
postanawia
utrzymać w mocy zaskarżone postanowienie.
ODPIS
UZASADNIENIE
Zaskarżonym postanowieniem Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził brak podstaw do wszczęcia z urzędu postępowania lustracyjnego wobec Daniela Passenta.
Zdaniem Sądu Apelacyjnego jako sądu I instancji wniosek złożony przez Daniela Passenta nie był zasadny i brak było podstaw prawnych do jego uwzględnienia. Sąd podkreślił, że w obecnie obowiązującym stanie prawnym nie jest możliwe wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec osoby, która nie pełni, nie pełniła w przeszłości, ani nie kandyduje na funkcję publiczną w rozumieniu art. 3 ustawy z dnia 11 kwietnia 1997 r. Sąd powołał się na uchwałę Sądu Najwyższego z dnia 17 listopada 2005 r. (sygn. akt I KZP 42/05) wydaną na skutek przedstawionego przez Sąd Apelacyjny, orzekający w postępowaniu odwoławczym w sprawie odnoszącej się wprost do realiów niniejszej sprawy, zagadnienia prawnego wymagającego zasadniczej wykładni ustawy dotyczącej interpretacji zapisu zawartego w art. 18 a ust. 3 in fine ustawy lustracyjnej.
W ocenie Sądu I instancji w rozpatrywanej sprawie zaistniała zatem ujemna przesłanka procesowa uniemożliwiająca wszczęcie postępowania lustracyjnego. Polega ona na tym, że Daniel Passent nie pełnił, ani nie pełni funkcji publicznej w rozumieniu art. 3 ustawy lustracyjnej, jak też nie kandyduje do jej objęcia.
Sąd meriti rozszerzył ponadto swoją argumentację poza obszar zawarty w uzasadnieniu wniosku i poddał kompleksowej analizie sytuację Daniela Passenta – także w odniesieniu do piastowanego przez niego w przeszłości stanowiska ambasadora. Podniósł, że powołany przepis wyraźnie określa krąg osób pełniących funkcje publiczne w rozumieniu ustawy lustracyjnej. W przekonaniu sądu wynika z niego jednoznacznie, że nie wystarczy powołanie, wybranie lub mianowanie przez jeden z podmiotów wymienionych w art. 3 ust. 1 omawianej ustawy, w tym przez Prezydenta RP, ale nadto musi również nastąpić obsadzenie, określonego w innych ustawach kierowniczego stanowiska państwowego, a nie jakiegokolwiek innego, nawet ważnego z punktu widzenia interesów kraju. Zatem osoba, która – jak D. Passent – pełniła funkcję ambasadora, spełnia, w przekonaniu sądu, jedynie pierwszy z tych warunków, tj. mianowanie przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Sąd uznał, że w świetle ustawy z dnia 31 lipca 1981 r. o wynagradzaniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (Dz. U. z 1981 r., Nr 20, poz. 101 z późn. zm.), nie można uznać, że ambasador zajmuje kierownicze stanowisko państwowe. Zdaniem Sądu I instancji, skoro ustawodawca w art. 3 ustawy lustracyjnej wyraźnie określił krąg osób pełniących funkcje publiczne w rozumieniu tej ustawy oraz w art. 7 ust. 1 określił osoby, które składają oświadczenie lustracyjne i wśród nich nie jest wymieniony ambasador ani też dziennikarz, to w żaden sposób nie można tego przepisu interpretować rozszerzająco.
Z powyższym rozstrzygnięciem nie zgodził się Daniel Passent i na podstawie art. 459 § 1 k.p.k. w zw. z art. 27 ust. 1 ustawy z dnia 11 kwietnia 1997 o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990 osób pełniących funkcje publiczne zaskarżył je w całości zarzucając obrazę art. 18 a ust. 3 oraz art. 2 i 32 ust. 1 Konstytucji RP a także pominięcie okoliczności wskazujących na szczególnie uzasadniony przypadek rozpoznawanej sprawy /art. 438 pkt. 1 i 2 k.p.k.
W konkluzji skarżący wnosił o zmianę zaskarżonego postanowienia przez wszczęcie z urzędu postępowania lustracyjnego lub uchylenie zaskarżonego postanowienia i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania sądowi I instancji.
Sąd Apelacyjny jako sąd II instancji zważył co następuje:
Zażalenie okazało się niezasadne i to pomimo podniesienia przez skarżącego niezwykle ważkich argumentów, trafnie przytaczających odpowiednie zapisy Konstytucji RP. Należy podkreślić, że ich waga mogła przemawiać za uwzględnieniem wniosku bowiem stanowiska prezentowane w tej materii nie były nacechowane jednomyślnością. Dotyczyło to okresu ustabilizowanej ustawowo pozycji sądu lustracyjnego, zwłaszcza od uchwalenia ustawy z dnia 28 października 2006 r., likwidującej weryfikację zarzutów tzw. kłamstwa lustracyjnego, procedurą karną.
Nie sposób podważać podnoszonej przez skarżącego okoliczności, że jest on osobą znaną szerokiej publiczności, lecz już dyskusyjnym stało się zaliczenie go do osób pełniących funkcje publiczne w rozumieniu ustawy z dnia 11 kwietnia 1997 roku o ujawnieniu pracy lub służby w organach bezpieczeństwa państwa lub współpracy z nimi w latach 1944-1990. Jest niewątpliwym, że niezależnie od przyznanego statusu należy mu się, także w chwili obecnej, ochrona prawna także przed pomówieniami o zatajenie agenturalnej przeszłości. Rozbieżności koncentrują się w zasadzie na formie przysługującej mu ochrony. Należy pamiętać, że osoby uznane przez tzw. ustawę lustracyjną za pełniące funkcje publiczne zobligowane były do ujawnienia swojej przeszłości w zakresie kontaktu z organem bezpieczeństwa państwa, lecz jednocześnie jej zapisy gwarantowały im prawo do procesu „oczyszczającego” z zachowaniem podstawowych gwarancji procesowych przewidzianych w kodeksie postępowania karnego. Pozostałe osoby mogły korzystać z ochrony na drodze procesu cywilnego, o naruszenie dóbr osobistych, ewentualnie procesu karnego, o zniesławienie. Rodziło to szereg wątpliwości także natury zasadniczej, dostrzeżonej przez wnioskodawcę. Na gruncie obecnie obowiązującej regulacji, sądem powołanym do badania przeszłości związanej z niezwykle złożoną tematyką pracy i służby w organach bezpieczeństwa państwa oraz współpracy z nimi w latach 1944-1990 jest Sąd Apelacyjny w Warszawie wymieniony także w tzw. ustawie lustracyjnej. Skoro zatem ustawodawca powierzył badanie szczególnego obszaru przeszłości tylko jednemu sądowi, wyposażając go w szereg instrumentów przewidzianych wyłącznie w tzw. ustawie lustracyjnej a umożliwiających skuteczniejszą realizację celów ustawy, to powierzanie „innych szczególnie uzasadnionych przypadków” interpretowanych jako nie będących przewidzianymi przez art. 18a cyt. ustawy (Uchwała SN) sądom rozpoznającym sprawy z zakresu prawa cywilnego lub karnego byłoby właśnie złamaniem zasady równości obywateli wobec prawa, na co słusznie zwrócił uwagę skarżący. W owym pojęciu mieszczą się zachowania będące np. pomówieniem o współpracę osób publicznych, ale nie będących osobami publicznymi expressis verbis wymienionymi w ustawie. Dyskutowany zwrot, budzący, do momentu wydania cytowanej uchwały rozbieżności interpretacyjne orzecznictwie Sądu Apelacyjnego, mógł być zasadnie traktowany jako wyraz przewidywalności ustawodawcy, słusznie podkreślającego, że w zmieniających się realiach życia publicznego obszar ochrony interesu publicznego nie tylko nie jest zamknięty, ale wręcz zarezerwowany w części dla przypadków takich jak niniejszy. Zatem pogląd, że osoby publiczne, których usytuowanie oscylowało w pobliżu statusu osób wymienionych w ustawie mają prawo do ochrony identycznej, w szczególnie uzasadnionych przypadkach w formie tam przewidzianej nie wydawał się pozbawiony podstaw. Za taką interpretacją przemawiał zwłaszcza fakt niekiedy jedynie tak subtelnej różnicy zajmowanej pozycji „publicznej”, że często w odczuciu społecznym prawie niedostrzegalnej. Takie zresztą stanowisko wyraził ustawodawca w kolejnych regulacjach.
Przytoczona przez sąd I instancji Uchwała Sądu Najwyższego z dnia 17 listopada 2005 r., wypowiadającego się w materii niedopuszczalności wszczęcia postępowania lustracyjnego wobec osoby, która nie pełni, nie pełniła w przeszłości, ani nie kandyduje na funkcję publiczną w rozumieniu art. 3 tej ustawy przesądziła tę kwestię nie pozostawiając w zasadzie miejsca na wątpliwości. Jest to konstatacja oczywista pomimo, jak już podkreślano, przytoczenia przez skarżącego ważkich argumentów za tezą przeciwną, a mianowicie o zaistnieniu szczególnie uzasadnionego przypadku, wobec prowadzenia przez skarżącego działalności publicystycznej. Sąd podkreśla, że argumenty owe zostały mocno osłabione dopiero w momencie uchwalenia tzw. noweli prezydenckiej przywracającej weryfikację publicznie wyrażonych pomówień z zachowaniem gwarancji procesowych wymienionych w k.p.k.
Drugą płaszczyzną, rozważań sądu meriti było wyjęcie spod zakresu obowiązywania ustawy osób zajmujących stanowisko ambasadora. Należy podkreślić, że rozważania te zostały podjęte przez sąd I instancji, lecz należy pamiętać, iż mogą mieć one znaczenie jedynie wobec osoby kandydującej na takie stanowisko, lub zajmującym je w przeszłości tj. przez wejście w życie tzw. ustawy lustracyjnej. W ich sytuacji defekt legislacyjny może mieć bowiem wpływ zasadniczy na dalsze funkcjonowanie w życiu publicznym, jako, że nie były wzywane do złożenia oświadczenia lustracyjnego. Na marginesie jedynie wypada zaznaczyć, że nie sposób stawiać zarzutu D. Passentowi nie złożenia oświadczenia w trakcie procedur związanych z obejmowaniem stanowiska ambasadora, skoro właśnie dyskusyjny zapis ustawy nie wzywał go do tego obowiązku. Należy podkreślić, obowiązku którego nie zrealizowanie doprowadziło do swoistego zapętlenia wnioskodawcy niejasnymi przepisami. W tym to właśnie miejscu otwierało się pole do wątpliwości interpretacyjnych. Sąd Najwyższy wprawdzie pośrednio, ale de facto przyznał, że osoba zajmująca stanowisko ambasadora została wyłączona ustawą „płacową” spod rygorów ustawy lustracyjnej.
Wypada zatem przypomnieć, że zgodnie z brzmieniem art. 7 ust. 1 pkt. 4 cyt. Ustawy określa jedynie, komu składają oświadczenia lustracyjne kandydaci na kierownicze stanowisko państwowe, na które powołuje lub mianuje Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej (…), tj. powołującemu lub mianującemu. Jednocześnie art. 3 ust. 1 stanowi, że osobami pełniącymi funkcje publiczne w rozumieniu ustawy są (…) osoby powołane lub mianowane na określone w innych ustawach kierownicze stanowiska państwowe przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Jako właśnie „inne ustawy” wspomniana wyżej interpretacja, prezentowana także w uzasadnieniu sądu I instancji, wskazuje wyłącznie ustawę z dnia 31 lipca 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe (DZ. U. Nr 20, poz. 101 z późn. zm.). Brak wyszczególnienia w niej stanowiska ambasadora posłużył za właśnie mocno dyskusyjny argument o wyłączeniu tej kategorii osób, spod obowiązku złożenia oświadczeń lustracyjnych. Pomija on jednak w zasadzie treść art. 133 pkt. 2 Ustawy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, który stanowi, że Prezydent RP mianuje i odwołuje pełnomocnych przedstawicieli Rzeczypospolitej Polskiej w innych państwach i przy organizacjach międzynarodowych. Przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej w innych Państwach zwany jest ambasadorem i jest szefem (kierownikiem) placówki dyplomatycznej. To niewątpliwie kierownicze stanowisko państwowe nie jest wymienione w ustawie o wynagradzaniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe, z powodu specyfiki pracy personelu dyplomatycznego, którego sprawy płacowe były regulowane aktem niższego rzędu. Cytowana ustawa „płacowa” nie jest jednak aktem prawnym stanowiącym o tym, kto jest uznawany za osobę sprawującą kierownicze stanowisko państwowe, lecz aktem normatywnym regulującym, w sposób nie wyczerpujący, uposażenie jedynie części takich osób. Niewątpliwie rangę takiego aktu ma ustawa konstytucyjna („inna ustawa” w rozumieniu art. 3 ust. 1 ustawy lustracyjnej) i to pomimo, że expressis verbis stanowisk takich nie nazywa kierowniczymi. Pogląd, że Pełnomocny przedstawiciel Rzeczypospolitej Polskiej zaliczony do kręgu takich osób właśnie przez ustawę konstytucyjną (jako „inną ustawę” wskazaną w art. 3 ust. 1 ustawy lustracyjnej), został z niego wyłączony aktem prawnym odnoszącym się do uposażenia takich osób, może być oczywiście zaaprobowany jedynie jako kontynuacja głębszej, wydaje się aktualnie odrzuconej przez ustawodawcę, idei. Oczywistym jest, że powyższy pogląd, a w zasadzie jego skutek nie stanowił sam w sobie dolegliwości dla osób wyłączonych spod obowiązku ustawowego, nie wywoływał również wobec nich jakichkolwiek dolegliwości prawnych. Stan ten ulegał radykalnej zmianie w momencie publicznego pomówienia osoby piastującej takie stanowisko lub nań kandydującej. Powodował mianowicie pozbawienie jej ochrony dobrego imienia przysługującej osobie wymienionej w art. 8 ustawy lustracyjnej, z wywołaniem skutków przewidzianych w art. 18a ust. 3 k.p.k. Należy bowiem pamiętać, że do celów ustawy lustracyjnej należy także możliwość przywrócenia w jej trybie, dobrego imienia osobom publicznym i (niesłusznie) publicznie pomówionym. Powyższe okoliczności przemawiały za rozszerzającą (przeciwną do uchwały SN) interpretacją pojęcia osoba publiczna.
Zwrócić jednak należy uwagę, że większość nurtujących wątpliwości rozwiał sam ustawodawca dokonując quasi autentycznej wykładni swoich intencji. Regulacja prawna z dnia 18 października 2006 o ujawnieniu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944-1990 oraz treści tych dokumentów stanowi, że osobami pełniącymi funkcje publiczne są m.in. (art. 4 pkt. 6) osoba zajmująca kierownicze stanowisko państwowe w rozumieniu ustawy z dnia 31 lipca 1981 r. o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe Dz. U. Nr 20, poz. 101 z późn. zm., osoby powołane lub mianowane na podstawie przepisów innych ustaw na inne niż wymienione w pkt. 6-17 stanowiska przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej… (art. 4 pkt. 21), oraz osoba wchodząca w skład służby zagranicznej w rozumieniu ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o służbie zagranicznej.
Na końcową ocenę sytuacji wnioskodawcy w obu omawianych obszarach, wpływa jednak w istotny sposób okoliczność, że tzw. nowela prezydencka, zapewniająca sądową kontrolę weryfikacji ewentualnych pomyłek, zdezaktualizowała argument o potrzebie interpretacji ustawy w sposób wyżej prezentowany. Należy pamiętać także, iż ochrona przysługująca na zasadach dotychczasowej tzw. ustawy lustracyjnej traci moc 15 marca 2006 r.
Z tych również powodów stanowisko Sądu Apelacyjnego jako sądu I instancji, uwzględniające obowiązujący stan prawny, zasługiwało na akceptację.
Na oryginale właściwe podpisy
Za zgodność z oryginałem stwierdzam
Kierownik Sekretariatu