Nie chodzi o Europę
Niby są to wybory do Parlamentu Europejskiego, a w kampanii prawie w ogóle nie mówi się o Europie. Wszystko inne, proszę bardzo: Bartoszewski i „bydło”, Pawłowicz i „szmata”, Kaczyński na wałach, Tusk w Rzymie, Kwaśniewski u oligarchy – wszystko, byle nie Unia.
Trudno zrozumieć ten paradoks. Unia, której dobrodziejstwa dla Polski są widoczne gołym okiem, nie budzi w społeczeństwie i w mediach większego zainteresowania. Spoty? Owszem. Plotki? Jak najbardziej. Ukraina? Niech będzie. Ale sama Unia nie podnieca prawie nikogo. No, może tylko jej zagorzałych przeciwników, których – w miarę upływu czasu, unijnych inwestycji, studentów – jakoś przybywa. Unia się przejadła, jest ociężała, coraz bardziej widoczne są jej słabości, takie jak brak decyzyjności, niemożliwość ustalenia wspólnej polityki energetycznej, zagranicznej, wschodniej itd.
Można powiedzieć, że Unia znajduje się na rozdrożu: albo większa integracja (która ma wielu przeciwników), albo stagnacja, stop, ani kroku dalej, co byłoby dla Polski klęską. Mam nadzieję, że frekwencja w Polsce nie będzie tragiczna, eurosceptycy, Korwin-Mikke, narodowcy nie odnotują sukcesu. Uważam ich za zagrożenie, którego nie można lekceważyć.
Należy wziąć udział w wyborach i oddać głos na Unię, a nie na jej przeciwników. Korwin-Mikke, który deklaruje, że chce wejść do Parlamentu Europejskiego po to, żeby za unijne pieniądze zamienić ją w burdel – to jest dno. W ogóle Nowa Prawica to groza. Niestety, niejeden JKM jest na tym dnie.
Z innych spraw. Premier Tusk u papieża Franciszka – trudno się dziwić. Gdyby był w Rzymie i nie widział papieża, byłoby to co najmniej dziwne. Gdyby nie wykorzystał takiej możliwości w kampanii – byłoby to również dziwne. Lewica zarzuca mu, że jedzie „walnąć w pierścień” i je biskupom z ręki, prawica – że nie jest gorliwy tylko wyrachowany.
Podobnie jak z obecnością premiera na terenach powodziowych. Jest – no to znaczy, że się lansuje. Nie ma go – znaczy, że lekceważy powodzian. Tak źle i tak niedobrze. Zarzucają Tuskowi, że jest złym chrześcijaninem, bo koniunkturalnym. Nie mnie sądzić, ale myślę, że Tusk nie różni się od milionów Polaków, którzy chodzą do kościoła od wielkiego dzwonu albo kiedy mają osobisty interes do Pana Boga.
Kampania wyborcza to prawdziwy pokaz cynizmu polityków. Kaczyński czeka na deszcz, który zaleje Tuska, a Tusk czeka na słońce, które wypali Kaczyńskiego. W tym wszystkim Unia się nie liczy.
Te wybory to tylko (i aż) przygrywka do prawdziwych wyborów samorządowych, prezydenckich i parlamentarnych.
Nietrudno przewidzieć komentarze po wyborach. Jeżeli wygra PiS, to będzie się mówiło, że społeczeństwo ma dość Platformy, ukarało ją za siedem lat nieudolności i korupcji. Jeśli wygra Platforma, to dowiemy się, że wybory były sfałszowane, a z drugiej strony – że kolejna porażka, że to definitywny koniec prezesa Kaczyńskiego.
To wybory ważne dla polityków. Na prawicy okaże się, czy udało się odepchnąć PiS od ściany, na lewicy – ktoś padnie, Miller albo Palikot. Mam nadzieję, że to będzie koniec bratobójczej wojny.