Herezje profesor Staniszkis
Powiedzieć dzisiaj jedno dobre słowo o PRL to narazić się na zarzut bycia komuchem i na inne gorzkie oskarżenia.
Prawda o PRL dopiero się uciera, jedni widzą wyłącznie dobre strony (tych jest stosunkowo niewielu), zapominają, że naród jednak system narzucony Polsce odrzucił. Drudzy – znacznie głośniejsi – widzą przede wszystkim zbrodniczy i satelicki charakter systemu oraz liczne jego absurdy. „Nic tak nie ‘kręci’ obozu panującego w III RP jak właśnie Polska Ludowa” – pisał niedawno Bronisław Łagowski. „(Mamy) nieprzeliczoną ilość książek, czasopism, filmów, przedstawiających PRL w sposób oczerniający, ośmieszający, oskarżycielski”.
Na tym tle warto docenić to, co mówi dziś o niektórych aspektach Polski Ludowej prof. Jadwiga Staniszkis w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Jadwiga Staniszkis, partnerka intelektualna Jarosława Kaczyńskiego, weteranka opozycji antykomunistycznej od 1968 roku, doradczyni Solidarności, wyrobiła sobie taką pozycję, że może bez obaw powiedzieć kilka zdań „pod prąd”. A drukuje to renomowany prawicowy dziennik! Co się dzieje?
Oto niektóre herezje Jadwigi Staniszkis.
„W końcu odbudowano kraj, czyli zniszczone miasta, porty, nabrzeża; tworzono nowe osiedla czy fabryki i przeludniona wieś miała po prostu awansować do miasta. Pamiętajmy, że ta wieś często była niezelektryfikowana. Sama elektryczność, ubikacja czy szkoła w pobliżu naprawdę dawały tym ludziom poczucie awansu.
… Jako dzieciaki mieliśmy domy pełne książek, a biblioteki szkolne działały pełną parą. Pamiętam też biblioteki z książkami niepotrzebnymi, wyrzuconymi z innych państwowych bibliotek. To nie były tylko zakazane pozycje, ale też niepraktyczne z ideologicznych pobudek romansidła…
Pamiętam, że po 1956 roku wychodziły całe serie literatury południowo-amerykańskiej. Zresztą słynna Biblioteka Klasyków Filozofii zaczęła wychodzić jeszcze podczas stalinizmu. Esej ‘Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego’ Johna Locke’a, czyli swoisty hymn na cześć wolności, wyszedł w 1955 r. I te wszystkie książki naprawdę leżały nawet na półach nauczycieli prowincjonalnych szkół. Mogli sobie na nie pozwolić, bo książki były niesamowicie tanie. Liczba książek, które można było kupić za przeciętną pensję, była z dzisiejszego punktu widzenia wręcz niewyobrażalna.
… Mnie wychowywano w komunistycznym etosie, że dobro wspólne zależy od mojej pracy. Na obozach byliśmy rozliczani z tego ile stonek – oczywiście zrzucanych przez Amerykanów – udało nam się uzbierać do słoiczków, ile wyzbieraliśmy ze zboża sporyszu. Patrzono nie na ględzenie o sporyszu, tylko na realnie wydłubane czarne ziarenka”.
Na każdą z tych uwag jest odpowiedź: kraje zachodniej Europy bez socjalizmu doszły dalej, książki były tanie, ale cenzura robiła swoje, migracji do miast towarzyszyło pranie mózgów i nachalna propaganda.
Ktoś powie, że w tej rozmowie prof. Staniszkis skupia się na awansie społecznym i egalitaryzmie, pomijając takie fakty, jak wieloletnie oczekiwanie na mieszkanie, samochód, telefon, nie mówiąc o prawach człowieka.
Ale na tle oficjalnej, IPN-owskiej wersji historii głos pani profesor godny jest odnotowania. Kto by pomyślał, że „Rzeczpospolita” w ten sposób odnotuje 22 lipca (dawniej „E. Wedel”)?!
Nie zdziwiłbym się, gdyby pani profesor – znanej z antykomunistycznych przekonań – ktoś wysłał czerwone goździki.