Teatr lalek
To, że Polskie Stronnictwo Ludowe wystawiło swojego kandydata na prezydenta, to zrozumiałe. Ryzyko co prawda jest duże, bo kandydat PSL może otrzymać poniżej 10 procent głosów, ale popieranie Bronisława Komorowskiego, w sposób oczywisty kandydata Platformy, też byłoby dla PSL kosztowne.
Oznaczałoby „przyspawanie” do Platformy. Kandydatem ludowców został Adam Jarubas, 40-letni polityk samorządowy, szerzej nieznany marszałek województwa świętokrzyskiego. Jest to dobrze zapowiadający się polityk z przyszłością, nie mam nic przeciwko niemu.
Natomiast nie podoba mi się, że liderzy PSL – podobnie jak liderzy SLD – nie mają odwagi stanąć do wyborów i chowają się za pięknymi i młodymi. Magdalena Ogórek, a raczej dr Magdalena Ogórek, i Adam „Adaś” Jarubas zostali wypchnięci na ring, ponieważ ani Leszek Miller, ani Janusz Piechociński nie mieli na to odwagi. Kiedy panowie Kalinowski i Piechociński przedstawiali kandydata PSL i kazali na niego mówić „Adaś”, nie podobało mi się to, podobnie jak to było w czasie niefortunnej prezentacji kandydatki SLD, której Miller nie pozwolił powiedzieć ani słowa.
W pewnym stopniu dotyczy to także Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński woli zostać premierem niż stanąć oko w oko z Bronisławem Komorowskim. To jego prawo, jego wybór. Ale gdzie się podział żelazny kandydat PiS, profesor Piotr Gliński? Gdzie najbardziej znani i doświadczeni politycy PiS, tacy jak panowie Brudziński, Błaszczak, Czarnecki, Kuchciński, Jasiński, Lipiński, Sasin i inni?
Okazuje się, że ci, którzy na co dzień i na trwale symbolizują PiS, który walczą jak lwy w obronie tej partii w stacjach radiowych i telewizyjnych, w oczach ich własnej partii nie mają szans w wyborach prezydenckich, są jak gdyby zużyci, trzeba było więc sięgnąć do polityka mało znanego, Andrzeja Dudę, który dopiero teraz walczy o rozpoznawalność i nie będzie się kojarzył…
Ci, którzy trzęsą partiami politycznymi, nie mieli odwagi wziąć na siebie odpowiedzialności, wysunęli młodych, medialnych i atrakcyjnych, skazując ich na gorycz porażki. Rozbawieni, roześmiani, zadowoleni, że znaleźli przedstawicieli nowego pokolenia, pięknych trzydziestolatków i czterdziestolatków.
Tylko czy ci kandydaci (-tki) startują w konkursie piękności, czy w wyborach na najwyższy urząd w kraju? Jeżeli do tego dodać pana Palikota, panią Grodzką, ewentualnie Kalisza, to rysują się jakieś dziwne parawybory, wybory spaczone.
Z jednej strony – urzędujący prezydent, polityk znany i doświadczony, a z drugiej galeria dublerów, którzy kandydują, ponieważ aktorzy pierwszoplanowi uchylają się od tego obowiązku, wolą pozostać za kulisami. Tam są bezpieczni, niech kto inny wyciąga za nich kasztany z ognia.