O kulcie jednostki
„O kulcie jednostki i jego następstwach” – taki był tytuł tajnego referatu, jaki w lutym 1956 roku, na XX zjeździe KPZR, odczytał Nikita Chruszczow. Był to referat o potwornościach reżimu stalinowskiego – Chruszczow nie uważał, że były to zbrodnie systemu, tylko jego „błędy i wypaczenia”. Referat był tajny. „Nie możemy pozwolić, aby ta sprawa wydostała się poza Partię, a szczególnie na łamy prasy. Nie możemy dostarczać amunicji wrogowi. Nie możemy prać brudnej bielizny na jego oczach” – mówił Chruszczow. (Mówiąc o prasie, miał chyba na myśli prasę zagraniczną, a nie ‚Prawdę’).
Stalin postępował w sposób brutalny i gwałtowny w obliczu każdej próby przeciwstawienia mu się, lecz również wobec każdej sprzeczności z własnymi poglądami, co wypływało z jego kapryśnego i despotycznego charakteru.
Złym duchem Stalina był „agent zagranicznego wywiadu”, „prowokator” Ławrentij Beria, ober-żandarm ZSRR, który „potrafił wkraść się w zaufanie Stalina” i „podsycał jego podejrzliwość”.
Byłem wtedy studentem I roku Uniwersytetu w (ówczesnym) Leningradzie i pamiętam, że nas – „inostrancew” (cudzoziemców) nie wpuszczono do auli, w której tłoczyli się wyłącznie partyjni obywatele Kraju Rad. Kilka miesięcy później, w czerwcu ‘56, wracałem na stałe do Polski, na Uniwersytet Warszawski. W pociągu, im bliżej granicy, tym bardziej docierały do nas pierwsze wiadomości o rozruchach w Poznaniu. Rozpoczynał się krwawy poznański Czerwiec, dziś – zgodnie z polityką historyczną rządu – określany jako „Powstanie Poznańskie”.
Referat Chruszczowa był początkiem odwilży. Dziś przychodzi on na myśl z powodu okoliczności, jakie towarzyszą odczytywaniu przez Ludwika Dorna rewelacji Janusza Kaczmarka. Zeznania Kaczmarka też są tajne. Podobnie jak referat Chruszczowa miał pozostać tajemnicą członków partii, co było fikcją, bo partia liczyła miliony członków, referat Kaczmarka ma pozostać tajemnicą ponad 400 posłów, co byłoby fikcją w każdym kraju, a już na pewno w naszym, gdzie media przynoszą szczegóły najbardziej poufnych rozmów ministrów i narad z udziałem zaledwie kilku osób u premiera.
Referat Kaczmarka zawiera rejestr „półprawd i kłamstw” (Dorn), czyli przestępstw i przykładów łamania praworządności – oczywiście, nie na skalę zbrodniczego, totalitarnego reżimu, ale „porażających”. Podobnie jak Chruszczow, jego autorem jest jeden ze sprawców, osoba współodpowiedzialna, z najbliższego otoczenia szefów rządu i Państwa, która teraz usiłuje się nawrócić i oczyścić. Półprawdy mogą doprowadzić do całej prawdy, której poznanie PiS chce odłożyć ad Calendas Graecas. Podobnie jak staliniści usiłowali zdyskredytować Chruszczowa i jego referat, tak odpowiedzialni za IV RP usiłują pozbawić wiarygodności Kaczmarka: był członkiem PZPR, pomagał Wałęsie, nadzorował tajemnicze zniknięcie akt przywódcy „S”, był autorem przecieku o operacji CBA, „był złapany na gorącym uczynku”, jest eksponentem „układu”, ba, na konferencji prasowej Mariusz Kamiński – szef CBA – powiedział, że nie wiadomo, czy Kaczmarek w ogóle był funkcjonariuszem państwa polskiego. W tym kryje się sugestia, że był funkcjonariuszem państwa obcego, tak jak Beria „okazał się” szpiegiem zagranicznym. Premier Kaczyński określił referat Kaczmarka jako stek bzdur, prezydent na pewno zakończył z nim znajomość, poseł Rokita nie chciał tego w ogóle słuchać, a min. Gosiewski prędko wyszedł z Sali.
Jak bardzo panowie nie gardziliby Kaczmarkiem i jego referatem, jak bardzo naciągane byłyby analogie sprzed lat pięćdziesięciu, jak bardzo nie byłoby na miejscu przypomnieć, że historia za pierwszym razem jest tragedią, a za drugim – farsą, to jednak podobieństwa widoczne są gołym okiem. Odwilż zaczęła się od referatu i, mimo późniejszych przymrozków, reżim w końcu padł.
PS. Dziękuję za liczne wpisy, śledzę dyskusję pomiędzy Blogowiczami.
LUCJAN słusznie pisze, że czujemy się wyjątkowi i mamy pretensje do innych, że nas wyjątkowo nie traktują oraz że w Europie nikt już polityki historycznej nie uprawia. W takim sensie, w jakim uprawia ją rząd Kaczyńskich oraz państwowa instytucja, jaką jest IPN – zgoda. Z jednym wyjątkiem: Rosja. Prezydent Putin spotkał się niedawno z nauczycielami i profesorami, wyraził niezadowolenie ze stanu świadomości historycznej, powiedział, że nauczyciele i społeczeństwo są „pogubieni”, a historia powinna być nauczana bardziej w duchu patriotycznym. Rząd uzyskał większy wpływ na treść podręczników historii, opracowany został poradnik dla ich autorów, a opozycja boi się, że wszystko zmierza w kierunku jednego podręcznika z urzędową wersją historii. Jak widać, politykę historyczną uprawia jeszcze Kreml.
MAGRUD sugeruje, że aresztowanie posła Łyżwińskiego nie jest uzasadnione inaczej, jak politycznie. Sam się na tym zastanawiałem. Zdaniem prokuratury, aresztowanie Ł. ma zachęcić jego zastraszone ofiary do zgłaszania się i składania zeznań. Z drugiej strony, aresztowanie jest niewątpliwie krokiem politycznym, ma pokazać, że rząd nie zatrzyma się przed tropieniem zła, nawet wśród wczorajszych koalicjantów. (Dlaczego wziął taką hołotę do koalicji? „Nie chciał, ale musiał”, zmuszony przez Platformę. Sprawa jest kryminalna i polityczna zarazem.
LEX pisze zdziwiony, że Ludwik Dorn przypomniał sobie jak obrzydliwie „załatwiono” Włodzimierza Cimoszewicza. LEXA dziwi selektywna pamięć Marszałka. Zgoda. Ale nie mniej gorszące jest zachowanie Platformy w tej sprawie. Kiedy tylko jej ludzie (Miodowicz i S-ka) wyciągnęli Jarucką, ówczesny kandydat na prezydenta, Donald Tusk, enigmatycznie stwierdził, że sprawa powinna zostać wyjaśniona przez wymiar sprawiedliwości. I tyle. Od tamtego czasu czołowi politycy Platformy nabrali w tej sprawie wody w usta, nie rozliczyli własnej prowokacji, zajęci rozliczaniem prowokacji CBA.
DZIADEK (prawie 80 lat), dużo widział i przeżył, ale mimo to wstrząsnął nim „zjazd” PiS w Hali Oliwii, który przypominał mu imprezy partyjne w najgorszym stylu. DZIADEK współczuje, „jeśli zwyciężą ci, którzy bili brawo i wznosili owacje na historycznej sali”. W podobnym duchu wypowiada się MIŚ 2, któremu reżyseria widowiska brzydko się kojarzy. Nie chciałbym posuwać się za daleko, partie rządzące mają zwyczaj organizować defilady, parady, wiece, manifestacje poparcia, a potem – jak DZIADEK na pewno pamięta – odchodzą do historii i w tym nasza nadzieja, że na końcu pojawia się jakiś Chruszczow, albo inny Kaczmarek ze swoim referatem.