Partacze i fachowcy
Przypadek informatyka, Piotra D., i jego narzeczonej, opisany przez „Gazetę Stołeczną”, woła o pomstę do nieba. Nie jest to pojedynczy incydent, ale kolejny przykład kultury przemocy, coraz bardziej obecnej w naszym życiu.
Przypomnijmy: 5 lutego o godz. 6. rano do mieszkania Bogu ducha winnego Piotra D. w Warszawie zaczęli dobijać się uzbrojeni antyterroryści w czarnych kominiarkach. Kiedy gospodarz otworzył drzwi, jeden z policjantów uderzył go w plecy tak silnie, że ten przeleciał kilka metrów, powalono go na podłogę i zakuto w kajdanki. (Teraz chodzi w gorsecie.) Narzeczoną gospodarza, która leżała w łóżku, napastnicy „uspokoili” uderzeniem kolby pistoletu w głowę. Dopiero po chwili, przy wylegitymowaniu gospodarzy przez towarzyszącą policji ekipę CBŚ, okazało się, że była to fatalna pomyłka. Funkcjonariusze mieli złą informację, pod tym adresem mieli przebywać niebezpieczni bandyci, zabójcy zza wschodniej granicy.
Gdyby chodziło tylko o mylny adres, mielibyśmy do czynienia ze zwykłą wpadką policji i CBŚ. Kiedy tropi się przestępców, taka kompromitacja może się zdarzyć. W tym nie byłoby jeszcze tragedii. Policjanci i agenci musieli liczyć się z tym, że napotkają groźnych przestępców i zachować środki bezpieczeństwa, także własnego. Ale kiedy natrafili na zaspanego gospodarza i kobietę w łóżku, mogli się zreflektować. Fakt, że funkcjonariusze uderzyli gospodarza (który otworzył im mieszkanie i wpuścił ich do środka) oraz jego narzeczoną, fakt, że nie są zdolni ocenić sytuacji, która nie wymagała przemocy, świadczy o nich jak najgorzej. Niestety, cisną się na język najgorsze słowa. Użyję łagodnego: partacze.
Nie jest to, niestety, izolowany przypadek chamstwa. Funkcjonariusze poszli na siłę nawet, kiedy nie napotkali oporu. Tak są wyszkoleni, taka jest legenda antyterrorystów, tego naoglądali się w telewizji, w kinach i na szkoleniach. Mamy do czynienia z narastającą brutalizacją życia. Pokazywane co pewien czas w telewizji sceny z ćwiczeń antyterrorystów, BOR-owców, agentów ochrony, z reguły eksponują groźne okrzyki, ciosy, chwyty i łamańce, które mogą imponować dzieciom i niedojrzałym młodzieńcom, ale dorosłym powinny dać do myślenia, że życie to nie są filmy James’a Bonda. Brutalność gier komputerowych, w które grają dzieci, krew która leje się z większości filmów pokazywanych w telewizji – wszystko to znajduje przedłużenie w brawurowych popisach GROM-u, DELTY oraz innych doborowych jednostek.
A czymże innym, jak nie świadectwem narastającego chamstwa, były popisowe i filmowane aresztowania prominentów? Miały świadczyć o determinacji władz w zwalczaniu zła. Nawet członkowie elity, jak były prezes Orlenu, Mierzejewski, były prezes Banku, Wojtowicz, były minister Skarbu, Wąsacz – nie uchronili się przed bezpodstawnym aresztowaniem, i to gdzieś na mieście. To co dopiero mówić o bliżej nieznanym informatyku?
Zgadzam się w pełni z tym, co powiedział w TVN znany prawnik, prof. Piotr Kruszyński: Komendant policji powinien był natychmiast publicznie przeprosić Piotra D. i jego narzeczoną, a poszkodowani powinni wnieść sprawę do sądu. Kto wie, może nawet sprawą powinna zainteresować się prokuratura z urzędu, chodzi przecież o działanie z bronią w ręku, a na pewno – o uszkodzenie ciała i szok, który potrwa. Żadne głośne przeprosiny nie nastąpiły. Skandal miał miejsce 5 lutego, gazeta ujawniła go dziesięć dni później, jutro upłyną dwa tygodnie.
Zdaniem lekarza, uszkodzenie kręgosłupa nie jest poważne. Piotr D. wyzdrowieje. Widocznie był uderzony fachowo.