Wiosenne lenistwo
Nie rozumiem dlaczego niektórzy autorzy – głównie z PiS – z nieukrywaną satysfakcją powtarzają, że Donald Tusk jest leniem. A niby co premier ma robić, skoro wszystko jest dla niego zrobione?
Z rąk braci Kaczyńskich otrzymał kraj w znakomitym stanie: układ rządzący III RP zdemaskowany i odsunięty od koryta, osądzony, potępiony i rozbity. Pseudoautorytety, różne Zolle oraz inni Bartoszewscy – obnażone i strącone z piedestału, z niektórymi nawet prezydent zakończył znajomość. Michnik osaczony. Media publiczne – odzyskane. Prezesi Urbański, Czabański, wiceprezesi, członkowie KRRiTV, dyrektorzy rozgłośni i ośrodków terenowych, szefostwo PAP – trzymają się mocno. Ministerstwo Spraw Zagranicznych – odzyskane. Prestiż Polski za granicą, do niedawna żaden – dziś jest odbudowany. Na dźwięk nazwiska Kaczyńskich Europa kiwa głową z uznaniem. Spanikowany Putin odsunięty, Merkel dostała nauczkę, Sarkozy musi zrozumieć, kto tu rządzi zanim przyjedzie do Warszawy. IPN zbudowany, hojnie sfinansowany, wystarczy strzelić z bata, a panowie historycy w karnym zaprzęgu ciągną rydwan prawdy. CBA w pełnym biegu, Mariusz Kamiński bezpieczny. Więzienia się nie marnują, są zapełnione, sędziowie postraszeni, prokuratorzy zdyscyplinowani, adwokaci ostrzeżeni. Budownictwo drogowe rozpędzone. Reformy ubezpieczeń społecznych oraz ochrony zdrowia – przestawione na właściwe tory. WSI rozwiązane, weryfikacja oficerów zaawansowana, archiwum w bezpiecznym miejscu, pod opieką Jana Olszewskiego, cenny raport w szufladzie prezydenta. Gospodarka się rozwija, bezrobocie – w dół, złotówka – w górę.
Więc czy z nie lepiej, że Tusk jest „leniwy”? Na widok tak uporządkowanego i prosperującego gospodarstwa, nawet największy pracuś położyłby się na szezlongu z założonymi rękoma. A może nawet poleciałby w podróż życia do Ameryki Łacińskiej, żeby opowiedzieć o sukcesach Polski pod rządami K&K. Niechętne premierowi media i politycy rozpoczęli żałosną kampanię, że Tusk palił trawkę, a teraz na koszt państwa był w Ameryce Południowej – bez Kaczyńskich, ale za to z żoną. „A miało być tanie państwo” – ubolewa od rana redaktor dnia w Radiu TOK FM, bo podróż premiera kosztowała 1,5 mln złotych. Podobno to jest wbrew temu, co Tusk mówił o tanim państwie. Ale jeżeli ma być tak tanio, jak chcą krytycy premiera, to Polska powinna wycofać się z udziału w wielu konferencjach międzynarodowych, nie organizować Euro 2012, nie budować stadionów, nie jeździć do Brukseli, nie kupować nowych samolotów dla władzy. I jeszcze krytycy maja za złe premierowi, że zabrał ze sobą żonę! A jeśli tego wymagał protokół? Cały ten lament to wstyd, prowincja i żenada.
Nasze świętoszki lepiej by zrobiły krytykując rząd za to, za co na krytykę zasługuje, niż kompromitując się małostkowością, prowincjonalizmem i zwykłą zazdrością.
***
PS. Dzięki za wiele wpisów dotyczących poprzedniego postu („Agnieszka jakiej nie znamy”). W szczególności zapamiętałem wpis „Jaruty” – „Dziennik dla Adama” świadczy o inteligenckim rozedrganiu, obawach, naiwności politycznej Autorki.
„Telegraphic Observer” zauważa nie bez racji, że „Polska Ludowa miała jakieś kulturowe zadęcie” i ten kanon przetrwał do dziś. Istotnie, komuniści przykładali wagę do kultury, zaś inteligencja – do jej ocalenia, stąd polska szkoła filmowa, kino niepokoju moralnego, teatr, Kantor, Swinarski, Warszawska Jesień, Penderecki. Władza pragnęła osiągnięć, artyści mimo cenzury szukali możliwości wypowiedzi i powstała swojego rodzaju symbioza, która wydała wiele owoców, nieraz cierpkich, ale smacznych.
„G.Okon” prosi o chwilę spokoju i pamięci, żeby pomyśleć o wartościach, które szarpią co bardziej krewcy blogerzy (obojga płci). W odróżnieniu od spóźnionych krytyków Agnieszki Osieckiej, „Szestow” pisze, że zawsze fascynowali ją buntownicy, ludzie niezależni, rewizjoniści, stąd listy do Michnika były logiczną konsekwencją jej odważnych, indywidualnych wyborów, ale w granicach prawa. Moim zdaniem, A.O. była odważna, ale w granicach rozsądku, gdyż najważniejsza dla niej była poezja i miłość, była poetką, nie można jej mierzyć miarą katów lub ich ofiar. Nie była desperatką, wysoko ceniła swoją, nawet ograniczoną, wolność pisania, oglądania swoich utworów na scenie i w telewizji, a także słuchania ich przez „peerelowskie radio”.