Obama krzywo na mnie patrzy!
Minister Michał Kamiński – wirtuoz wizerunku prezydenta Kaczyńskiego, oraz Zbigniew Chlebowski – przewodniczący Klubu Poselskiego Platformy, są zmartwieni, że kandydat na prezydenta USA Barack Obama nie wybiera się do Polski. Podczas podróży latem br. Obama ma podobno odwiedzić Izrael, Jordanię, Francję, Niemcy i Wielką Brytanię.
– To zły sygnał, wynikający z tego, że do Ameryki docierają „niepokojące głosy kwestionujące atmosferę dobrej współpracy między Polską a Stanami Zjednoczonymi”. – Źle się stało, że Obama nie przyjeżdża, bo Polska jest ważnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych – powiedział min. Kamiński i przypomniał, że jednym z doradców kandydata Demokratów jest Zbigniew Brzeziński. „To policzek!” – dodaje parlamentarzysta PO.
Miałem panów za mądrzejszych. Niepotrzebnie się martwią. Trasa Obamy jest wyraźnie dobrana pod kątem elektoratu w USA (stąd Izrael i Jordania), a Polacy tradycyjnie nie są klientelą Demokratów. Ponadto Obama potrzebuje szlifu w polityce zagranicznej, gdzie ma znikome doświadczenie, podkreślenia swojej pozycji mocarstwowej i międzynarodowej – stąd Paryż, Berlin i Londyn. (Trudno, żeby zdobywał szlify w Warszawie, aczkolwiek wspólna fotografia z polskim prezydentem i minister Fotygą mogłaby być cennym atutem w wyborach.) Dziwić może raczej brak Brukseli na tej liście, ale to oddzielny temat.
Do takiej marszruty Polska nie pasuje, ani my Bliski Wschód, ani mocarstwo. Mówienie, że Polska jest „ważnym partnerem Stanów Zjednoczonych” bardziej przystoi ministrowi amerykańskiemu niż polskiemu, choć w ustach ministrów jest to na ogół frazes. Uczucie zawodu z powodu pominięcia Polski jest raczej dowodem kompleksu niższości. („Mamusiu, Obama krzywo na mnie patrzy!”) Sądzę, że żaden minister hiszpański, włoski czy turecki nie uroni z tego powodu łzy, choć tamte kraje są większe i może nawet ważniejsze dla interesów Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza Włochy i Turcja zajmują kluczowe pozycje w NATO. I wszędzie Obama byłby dobrze widziany.
Nie wiadomo także, kto kwestionuje atmosferę dobrej współpracy między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Czyżby to była Anna Fotyga? Mówiąc poważnie, to stosunki polsko – amerykańskie wcale nie są złe. Były gorsze, kiedy Polska w pospiechu kupowała samoloty F-16 bez należytego offsetu, bądź ochoczo pospieszyła do Iraku, byle tylko udowodnić, że nawet pod rządami lewicy jest dobrą sojuszniczką. Nieco więcej równowagi w stosunkach z USA może tylko tym stosunkom pomóc i nie zaszkodzi w relacjach z Europą i z Azją. A Baracka Obamę najchętniej powitałbym w Polsce jako prezydenta Stanów Zjednoczonych.