Wasz prezydent – czyj premier?

0kaczns450.jpg

Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER

Donald Tusk nie jest premierem moich marzeń, ale kiedy sobie pomyślę, że Polską nadal mógłby rządzić tandem K&K, to doceniam wynik październikowych wyborów.

Najnowszy numer pana prezydenta to uznanie traktatu lizbońskiego (który on sam wynegocjował!) za bezprzedmiotowy. Wiele już napisano o szkodliwości decyzji prezydenta RP, więc ja chciałbym dodać tylko dwie uwagi. Pierwsza, że wspierając eurosceptyków, Lech Kaczyński stracił szansę wysłania do Irlandii sygnału, że jeszcze unia nie zginęła. Zamiast frazesów o poszanowaniu decyzji Irlandczyków, o uznaniu ich suwerenności i o tym, że mogą zmienić zdanie, ale nie od naciskiem, można ratyfikację podpisać i nadal powtarzać banały: „My, Was, Drodzy Irlandzcy Bracia, szanujemy, respektujemy, kochamy nad życie, ALE uważamy, że w interesie Polski jest dalsza integracja.” I to jest moja druga uwaga: Wszystko, co jest dobre dla Unii, jest dobre dla Polski. Co jest bowiem alternatywą dla integracji europejskiej? Polska na marginesie słabej Unii, wystawiona na rosyjskie i amerykańskie humory, rządzona przez prawicę narodowo – populistyczną.

Tylko Unia gwarantuje integrację z Zachodem, pozycje Polski wobec USA i Rosji, erozję nacjonalizmu i archaicznego państwa wyznaniowego, społeczeństwo oświecone i otwarte, możliwości dla młodzieży na całym kontynencie, politykę socjalną, która powściąga ekscesy wolnego rynku, poszanowanie praw człowieka i jego obronę przed wszechmocnym państwem. Polska powinna być w awangardzie integracji, a nie w jej ogonie. Już o tym, co myśli o nas Europa, Sarkozy i Bruksela, do której będziemy wyciągać rękę, nie wspomnę.

Na pewno będzie nam trudniej przekonywać Europę, że jesteśmy jej reprezentantem na Wschód od Bugu, trudniej nam będzie liczyć na solidarność energetyczną, głos Polski w Brukseli i w zakulisowych rozmowach będzie się liczył mniej.

Co na to „nasz premier”? Jak zwykle powściągliwie, ale zdobył się na krytyczne uwagi pod adresem polityki zagranicznej pałacu prezydenckiego („zagubił się w sprawie tarczy”). W jednej sprawie premier okazał się nieoczekiwanie zdecydowany, to jest w sprawie odzyskania dokumentów WSI, i za to należy mu się plus. Tusk za wszelką cenę unika konfliktów i być może to jest dobra droga do wygrania wyborów, ale powoduje to, że Polska, a przynajmniej większość, która głosowała na Platformę, nie ma dziś przywódcy. Nie ma autorytetu, który by wskazywał dokąd idziemy, do czego zmierzamy. Nie ma kogoś, kto umiałby przeciwstawić światopoglądowi PiS swój zespół poglądów – w sprawie aborcji, lustracji, stosunków państwa i kościołów, czy afrontów, jakie go spotykają, a które znosi z anielskim spokojem. Zamiast twardo odpowiedzieć krytykom swojej wyprawy do Ameryki Łacińskiej i pojechać na Euro, ten zapalony kibic wolał zostać w domu. „Polsce A” brak jest przywódcy.

Nie wiem, czy kunktatorstwo nie zacznie działać na niekorzyść Tuska. Poczciwy premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, traci poparcie z każdym dniem, podczas gdy silne indywidualności różnej maści – od Berlusconiego, poprzez Putina, Wałęsę aż po Zapatero, przeżywają dobrą koniunkturę.

Zamiast „czyj premier” chciałbym móc napisać „nasz premier”.

***

PS. Na naszym blogu pojawiają się rozmaite głosy. Przyłączam się do głosów uznania pod adresem najnowszego felietonu Bronisława Łagowskiego w „Przeglądzie”. Ubolewam, że na naszym forum pojawił się głos antysemicki, a także wypowiedzi ad personam, nienawistne, które obniżają poziom dyskusji i zniechęcają do niej innych. Moja rada: Nie wdawać się z takimi dyskutantami w polemikę, ignorować ich, posłuchać Wojciecha Młynarskiego: „Róbmy swoje!”.