Brak słów
Fot. Jacek Wajszczak / REPORTER
Kiedy Polska, a w każdym razie duża jej część, żegna Bronisława Geremka, który jest chlubą naszego kraju, nie można zapominać o tym, co przynosi nam wstyd.
Kilka dni temu Gazeta przyniosła fotografię grupki demonstrantów z Rodziny Radia Maryja przed kościołem Wizytek w Warszawie. Trzymali oni transparent z napisem „Dzięki Ci, Boże, że go od nas już zabrałeś”. Demonstracja niby niewielka, wydarzenie niby błahe, w porównaniu z tym, że prof. Geremek będzie miał pogrzeb z najwyższymi honorami, a demonstrantów była garstka. Ale taki pogrzeb jest dla mnie oczywisty, natomiast zachowanie członków rodziny Radia Maryja ciągle budzi zdumienie. W reakcji na ten transparent zabrakło głosu proboszcza kościoła Wizytek, brak głosu radnych dzielnicy, prezydenta miasta, a nawet wyższych czynników. Na pewno nie aprobują takiego postępowania, na pewno nie zabraknie ich na pogrzebie Profesora, ale zabrakło ich wtedy, kiedy trzeba było zareagować na podłość przez kościołem.
Kiedy dziękuje się za śmierć – nie wolno milczeć.
Powie ktoś – to szaleńcy, ludzie marginesu. Nieprawda! To klientela Jerzego Roberta Nowaka, która zaludnia gościnne dla niego kościoły, gdzie od ołtarza wygłasza on swoje kazania nienawiści, wypomina Janowi Nowakowi – Jeziorańskiemu, że stał zawsze po stronie Żydów, a Władysława Bartoszewskiego nazywa safandułą i Papkinem. Antyunijne poglądy Nowaka, jego teoria jakoby 87 (!) procent elit w Polsce stanowili komuniści, antyunijne fobie jego klienteli znajdują przedłużenie w głównym nurcie polityki, (podobnie jak ich nienawiść do TVN). A Episkopat milczy. Podczas kiedy jedni dygnitarze Kościoła uczestniczą w pogrzebie Profesora, inni tolerują antysemickie ekscesy i wybryki. Kiedy trzeba dać odpór książce Grossa, znajdują się duchowni i państwowy IPN, który wydaje książkę prof. Chodakiewicza w obronie dobrego imienia Polski. Kiedy dobrego imienia trzeba bronić przed Rodziną Radia Maryja lub organizatorami i uczestnikami odczytów J.R. Nowaka – wtedy ich nie ma. Dla takiej obłudy brak po prostu słów.
Brak także słów na określenie tego, co dzieje się na linii prezydent – rząd. To wstyd, to żenada. Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że wart Pac – pałaca i winę rozkładają po równi. Korzystając z niejednoznacznych sformułowań Konstytucji, Prezydent usiłuje zagarnąć jak najwięcej władzy w dziedzinie polityki zagranicznej i obronnej, paraliżując politykę rządu. „Przesłuchanie” ministra Sikorskiego przez prezydenta („czy jest pan tłumaczem?” itd.) to kompromitacja. Jakaż to zachęta dla innych państw, żeby rozgrywały przeciwko sobie prezydenta i premiera! Jakiż to wstyd! Nie rozgrzeszam ministra Sikorskiego z każdego słowa i posunięcia, nie musiał demonstracyjnie wychodzić z obiadu w Brukseli, żeby stawić się u prezydenta, nie powinien był powiedzieć, że można być prezydentem i można być chamem, ale jego winę umniejsza to, że w obu przypadkach był sprowokowany i działał w afekcie.
Wstyd za prezydenta, który przesłuchuje ministra, niczym posterunkowy, i dyktuje protokolantowi, co ma zapisać. Wstyd, za amatorszczyznę, kiedy ten sam prezydent z jednego dnia zwleka z podpisaniem Traktatu Lizbońskiego, a drugiego – obiecuje Sarkozy’emu, że nakłoni do podpisu Vaclava Klausa. Takim postępowaniem, podobnie jak orzekaniem, że Lech Wałęsa był Bolkiem, czy – wcześniej – bojkotowaniem Trybunału Konstytucyjnego – prezydent źle zapisuje się w historii. Choć brak słów – zapisać trzeba.