Morawiecki własną ofiarą
„Demokracja w Polsce nigdy nie była tak żywa jak obecnie. Prawa obywatelskie są realizowane bez przeszkód. Media są bardziej różnorodne i spluralizowane, niż to było wcześniej” – powiedział premier Morawiecki w Parlamencie Europejskim. Co zdanie, to nieprawda.
Chyba nie jest specjalnie żywa demokracja, kiedy ważne ustawy proceduje się zaledwie kilka godzin, w tempie ekspresowym, kiedy dyskusja jest niemożliwa. Ważne nominacje podpisuje się na kolanie, na schodach. Kolejni ministrowie obrony urządzają czystki bez objaśnienia powodów. A media? Publiczne są fikcją, zaś nieposłuszne prywatne usiłuje się zadusić, odcinając je od ogłoszeń instytucji państwowych. Nawet od nekrologów!
Nekrolog premiera RP w przeddzień pogrzebu wspaniałej sportsmenki i obywatelki ukazał się w „Rzeczpospolitej”, „Gazecie Polskiej” i w „Naszym Dzienniku”. Kogoś chyba w tym gronie brakuje?
„Sędziowie są dzisiaj dużo bardziej niezależni, niż byli wcześniej. My wzmocniliśmy niezależność sędziowską, wzmocniliśmy obiektywność” – mówił dalej Morawiecki. Niezależność widać po tym, jak wielkie uprawnienia otrzymał minister i prokurator generalny w jednej osobie, ilu odwołał prezesów sądów, jaką rząd przeprowadził kampanię oszczerstw przeciwko sędziowskiej „kaście”, jak rozpędza Sąd Najwyższy. Premier mówi nieprawdę – nic dziwnego, że sala Parlamentu Europejskiego świeciła pustkami, a przecież Polska to duży i dumny kraj, powstający z kolan.
„Mam wrażenie, że wysoka izba jest tendencyjna przez to, że możecie nie lubić jednego rządu, a inny lubić”. Po pierwsze, jest to obraźliwe wobec grona, do którego premier został zaproszony i przemawia. Po drugie, załóżmy, że to jest prawda – nie lubią tego rządu. W takim razie zadaniem premiera jest wykorzystać okazję, żeby nas polubili, powiedzieć coś rozsądnego. Ale trudno być lubianym, jeśli tego samego dnia media całego świata informowały o przejmowaniu Sądu Najwyższego, czystce na najwyższym szczeblu – jak i za co mają polubić polski rząd?
„Naszym przyjaciołom z Europy Zachodniej trudno jest zrozumieć naszą rzeczywistość, byliście po właściwej stronie żelaznej kurtyny” – mówił premier. Po pierwsze, taki „argument” można odwrócić i polskiemu premierowi powiedzieć, że nie rozumie Unii ani Europy, bo był po złej stronie żelaznej kurtyny. Po drugiej, gdyby nie Zachód, Reagan i inni oraz ich sankcje, komuna trwałaby dłużej. Zachód wiedział wystarczająco, co to jest dyktatura, miał też swoją politykę historyczną, a lewica słabła w oczach.
„Postawiliśmy tamę niemieckiemu barbarzyństwu i zapobiegliśmy ludobójstwu na kontynencie. Jeszcze większemu ludobójstwu”. Polskiego premiera chyba poniosło. Jeżeli ktoś położył tamę hitlerowskiemu ludobójstwu, to przede wszystkim wielkie mocarstwa – Rosja sowiecka, potem drugi front i Stany Zjednoczone ze swoją bombą atomową. Polska przegrała wojnę w ciągu tygodni, a potem Polacy bohatersko walczyli w formacjach aliantów na różnych frontach, od bitwy o Anglię po Lenino i Kołobrzeg, oraz pod okupacją, w podziemiu.
Ale mówiąc „postawiliśmy tamę”, Morawiecki przypomina żabę, która podstawia nogę tam, gdzie konie kują. Ta ignorancja świadczy o tym, że premier uwierzył w politykę historyczną swojego rządu, ba, jest jej ofiarą.