Adamek znokautowany, Morawiecki liczony
„Na dzień dzisiejszy” albo „na chwilę obecną” (jak się teraz brzydko mówi i pisze) bilans afery taśmowej, która jest w toku i dopiero się rozkręca, jest następujący.
Taśmy Morawieckiego nie są tak kompromitujące dla rządu jak taśmy Platformy 4 lata temu. Wtedy to urzędujący ministrowie wyrażali się fatalnie o państwie, którym rządzili, rozważali manipulacje celem ocalenia władzy i w konsekwencji ją stracili. Przez następne 4 lata nie udało się ustalić, dlaczego wszystkie ujawnione taśmy wymierzone były w Platformę, a żadna – w PiS. Służby specjalne, najpierw PO/PSL, a od 3 lat PiS i S-ka, nie znalazły źródła, nie wiedzą, jakie jeszcze nagrania istnieją i kto ma jakie taśmy.
Jest to ewidentna porażka służb i tam powinny polecieć głowy, ale wątpię, żeby M. Kamiński podał się do dymisji. Będzie tak, jak za czasów Platformy, kiedy minister spraw wewnętrznych Sienkiewicz stanął na czele poszukiwania sprawców taśm, na których on sam był uwieczniony.
Najbardziej stratny jest premier Morawiecki. Jeśli chodzi o sprawy kryminalne, to jeden z kelnerów zeznał, jakoby słyszał rozmowę (nie wiadomo z kim) ówczesnego prezesa WBK o kupowaniu nieruchomości na podstawione „słupy”. Tej taśmy jednak nie ma. Zeznanie jednego kelnera, który nie budzi żadnego zaufania, to zdecydowanie za mało, żeby wyciągać wnioski.
Morawiecki (MM), będąc członkiem Rady Gospodarczej przy premierze Tusku i jednocześnie naradzając się z Kaczyńskim – szefem opozycji! – był sługą dwóch panów. Musiał cieszyć się zaufaniem Tuska, skoro ten proponował mu resort finansów, i musiał negocjować z JK, skoro dostał od niego stanowisko wicepremiera o rozległych kompetencjach. Kandydując na ministra i spotykając się w modnej w rządzie restauracji, MM musiał być jednym z nich, zaufanym Platformy, ale trzymał kontakt z PiS.
Świadczą o tym nawet drobne przysługi, jak poszukiwanie pretekstu, żeby zasilić finansowo (przecież nie z własnej kieszeni) byłego ministra Grada czy urządzić na posadzie Przemysława Czarneckiego, syna Ryszarda, dziś już posła PiS. MM działał tu na rzecz klientów z obu stron. Typowy układ polityków i biznesmenów.
MM okazał się mieć poglądy elastyczne. Dopóki był prezesem banku i doradcą Tuska, mówił jak liberał, zwłaszcza o tym, że trzeba obniżyć aspiracje konsumpcyjne społeczeństwa. Gdy został politykiem PiS – zdecydowanie poparł hojną politykę socjalną PiS: 500+, wcześniejsze emerytury, wyprawkę szkolną etc.
Nie świadczy to dobrze o wiarygodności MM – prawego polityka i gorliwego katolika.
PMM występuje publicznie jako fachowiec, technokrata, ale i polityk, wrażliwy intelektualista. Na spotkaniach z wyborcami chętnie cytuje wiersze Tuwima i K.K. Baczyńskiego. Potem zmienia garnitur i w restauracji klnie jak szewc. Również i te, drugorzędne, szczegóły rodzą wątpliwości na temat MM – wprawny polityk czy kameleon? Ujawnione taśmy podważyły wizerunek człowieka głęboko ideowego, zapiekłego wroga Platformy, a zarazem wrażliwego intelektualisty.
Jak dotychczas, premier jest największym przegranym tej rundy afery taśmowej. Na dwa tygodnie przed wyborami samorządowymi prezes JK się piekli, krzyczy, że to, co zrobiono, to „bezczelność” (nie mówił tak o taśmach 4 lata temu), że MM był w kontakcie z PiS, a działał w takim środowisku, w którym pewne zachowania (w tym męski język…) są faktem. Prezesowi wtóruje aktyw PiS, który otrzymał przekaz dnia, wedle którego taśmy MM to odgrzewane kotlety, a przede wszystkim zemsta kapitału zagranicznego, który pozbawiony został przez rząd MM możliwości transferu miliardowych zysków wysysanych z Polski. To zwłaszcza robota kapitału niemieckiego i szwajcarskiego (właściciele Onetu) oraz ich ekspozytury w Polsce. Kilka dni temu Schetyna był u Merkel, otrzymał instrukcje i wszystko jasne. Cios w polski rząd to działanie międzynarodowej zmowy i targowicy.
Mimo wszystko sądzę, że do wyborów MM się utrzyma, a jego los będzie zależał od ich wyniku. Na dwa tygodnie przed wyborami nie zmienia się twarzy. Robi się dobrą minę i czeka w napięciu, czegóż to dowiemy się jutro.