Dylemat Sikorskiego
Jak donoszą media, Radek Sikorski nie dostał w Waszyngtonie numeru prywatnej komórki Baracka Obamy dla Donalda Tuska (choć wątpię, by o to prosił, taki gest musiałby uczynić Biały Dom). Gdyby Tusk miał ten numer w swojej komórce, należałby do ścisłej czołówki międzynarodowej. Prezydent Kaczyński byłby wtedy bardzo niezadowolony. Gdyby Tusk w obecności L.K. zadzwonił do Obamy, naszego prezydenta „by wcięło”. Niestety, ten numer nie wyszedł. „Niestety”, ponieważ ciekaw jestem, jak zareagowaliby na taki numer bracia Kaczyńscy, którzy mają do Tuska i Sikorskiego stosunek, delikatnie mówiąc, osobisty.
Mimo że Sikorski powtarzał kilkakrotnie rytualne „nie jestem kandydatem” na Sekretarza Generalnego NATO, jego wizyta miała cechy kampanii wyborczej na najwyższym szczeblu – w tym rozmowa z Hillary Clinton, z byłym sekretarzem stanu, Colinem Powellem, wygłosił odczyt o NATO, zjadł kolację z prof. Brzezińskim, itp. Piotr Kownacki, który niedawno dworował sobie z expose Sikorskiego w Sejmie, nie jest chyba zadowolony.
Plon wizyty Sikorskiego nie jest jednak jasny. Tarcza antyrakietowa pozostaje wielkim znakiem zapytania, na rakiety Patriot podobno mamy szanse (ale nie za darmo), poparcie Waszyngtonu dla kandydatury Sikorskiego jest wątpliwe. Powód? Paryż i Bonn wolą kogoś, kto ma lepsze stosunki w Moskwie. Sikorski, ze swoim pobytem w Afganistanie, z porównaniem gazociągu północnego do paktu Ribbentrop – Mołotow, ze swoją doktryną (NATO odpowiada proporcjonalnie na każdą zmianę granic przeprowadzoną siłą przez Moskwę), nie jest faworytem zwolenników dogadywania się z Kremlem. A kryzys gospodarczy czyni inną politykę zbyt kosztowną.
Sikorskiemu nie służy jego ostry język, pewna zadziorność, jest w nim coś chłopięcego, albo wręcz niedojrzałego. Ma to swój wdzięk, ale jest ryzykowne. Ostatnio powiedział, że Erika Steinbach „przyszła z Hitlerem” i z nim odeszła. Powiedział to w chwili, kiedy udało się – przynajmniej na pewien czas – zażegnać widmo Steinbach w radzie muzeum Widoczny Ślad. Dlaczego to powiedział? Skąd te wypowiedzi Sikorskiego? Moim zdaniem z powodu polityki wewnętrznej. Sikorski nie chce być zaatakowany przez PiS jako miękki wobec Berlina albo Moskwy. Ma swoje ambicje nie tylko zagranicą, ale i w Polsce.
Ponieważ to ja pierwszy, w książce „Choroba dyplomatyczna” napisałem, że Sikorski nosi buławę prezydencką w plecaku (co minister ma mi za złe, bo przysporzyłem złośliwych komentarzy pod jego adresem), więc teraz pozwalam sobie zwrócić uwagę na dylemat Sikorskiego: Czy być „twardym” i liczyć na poparcie prawicy w Polsce, czy być elastycznym i do przyjęcia w Bonn, Paryżu, a nawet w oczach Baracka Obamy, którego przychylność jest konieczna, żeby zostać Sekretarzem Generalnym NATO. Ponieważ Tusk i Sikorski chcą jak najbardziej związać polską politykę zagraniczną z Brukselą i Waszyngtonem, co popieram, wygląda na to, że Sikorski będzie musiał powściągnąć swój temperament.