Profesura wyklęta

Wiele osób kompetentnych i uznanych zostało w ostatnich latach usuniętych ze stanowisk lub pominiętych w awansach i zaszczytach. Polska Kaczyńskiego, Dudy, Morawieckiego tworzy nową elitę, buduje pomniki swoim i zwalcza obcych.

Wystarczy posłuchać i popatrzeć na prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie, członka KRS, sędziego Nawackiego, żeby mieć pojęcie o nowej elicie (zachował się po chamsku, drąc publicznie projekty uchwał zgromadzenia ogólnego sędziów). Albo prześledzić zmiany na stanowiskach dyrektorów rozmaitych muzeów, z Muzeum Narodowym w Warszawie na czele. Ileż ci ludzie zmarnowali umiejętności, doświadczenia i po prostu ludzi!

Szczególnym zainteresowaniem właścicieli IV RP cieszą się historycy. Oczywiście nie wszyscy. Niektórzy absolwenci studiów historycznych, tacy jak pp. Morawiecki, Macierewicz czy Błaszczak, są OK. Ale prawdziwi historycy – naukowcy – nie są już tacy bezpieczni. O ich losach decydują mierni, ale wierni.

W IV RP, podobnie jak w systemie słusznie minionym (zwłaszcza kiedy był w „rozkwicie”), specjalnymi względami cieszyły się nauki okołopolityczne – ekonomia, socjologia (zakazana w latach 50.), filozofia, historia i pokrewne. Od Ajdukiewicza i Tatarkiewicza po Brusa i Kołakowskiego – pouczające są ich przeżycia. Niektórzy najpierw usuwali, a potem sami zostawali  usunięci. Kiedy zestawi się p. mgr Przyłębską z prof. Zollem, Safjanem, Łętowską, Wyrzykowskim czy Stępniem, to ręce opadają. Na stanowisku dyrektora Muzeum Historii II Wojny Światowej w Gdańsku kontrast jest podobny.

Mam nadzieję, że ktoś już sposobi się do napisania wielotomowej „Historii polityki kadrowej Kaczyńskiego i spółki” – w sądownictwie, w nauce, w siłach zbrojnych, w dyplomacji, w służbach specjalnych. Trzy nazwiska przychodzą dziś na myśl.

BILEWICZ. Profesor doktor habilitowany Michał Bilewicz (o którym pisze „GW”) nie zostaje profesorem, choć spełnia wszelkie wymogi, a wszystkie (sześć) recenzje jego dorobku są pełne uznania. Co się nie podoba – pyta Agnieszka Kublik w „GW”. Wykład o mowie nienawiści i analogii z Marcem’68 został uznany przez prawdziwych Polaków za „antypolski, szkalujący” etc. Sądzę, że prawdziwi patrioci mają więcej zastrzeżeń, bo Bilewicz „nie jest z nich”, bada uprzedzenia bez uprzedzeń. Nie dostaje nominacji profesorskiej pod wydumanym pretekstem, że czworo recenzentów pochodzi z jednej uczelni. Gdyby byli nawet z sześciu uczelni, znalazłby się inny pretekst, bo jak się chce psa uderzyć…

MACHCEWICZ. Profesor doktor habilitowany Paweł Machcewicz – jeden z najbardziej znanych historyków czasów najnowszych, profesor zwyczajny, stypendysta zagranicznych uczelni i instytutów od Madrytu do Londynu, autor książek m.in. o migracjach polskich, Jedwabnem, Radiu Wolna Europa. Przede wszystkich zaś twórca Muzeum Historii II Wojny Światowej w Gdańsku (2008-16), które zyskało tyle uznania w kraju i za granicą, został odwołany pod drugorzędnymi pretekstami: wojna przedstawiona zbyt okrutnie, za mało miejsca poświęcono polskiemu wysiłkowi zbrojnemu, za dużo o ludności cywilnej – za mało o wojsku, jeden portret ukryty, drugi za mało widoczny etc. Na miejsce Machcewicza sadzają dr. Karola Nawrockiego – swojego „Nawackiego”.

STOLA. Prof. Dariusz Stola jest już symbolem polityki historycznej i  personalnej rządu, a zwłaszcza wicepremiera Glińskiego. Profesor pełną gębą, Stola jest autorem wielu prac, m.in. na temat migracji z Polski 1949-89 (nagroda historyczna „Polityki” 2010). Gliński, też profesor, ale i wicepremier, minister kultury, to człowiek pełen kompleksów, pamiętliwy i zawzięty, ma za złe, jakoby Stola – jako dyrektor Muzeum Polin – mieszał się do polityki, robił trudności z udostępnieniem sali na cel bliski rządowi. Poza tym wicepremier ma zastrzeżenia do wystawy „marcowej”. Czy sam ją oglądał – nie wiem.

W każdym razie po upływie swojej pierwszej kadencji, która była jednym wielkim sukcesem Polin, Stola wygrał konkurs na dyrektora i już dawno (od roku!) powinien był nim kierować, pozostali dwaj członkowie triumwiratu rządzącego (prezydent Warszawy oraz stowarzyszenie ŻIH) go popierają, ale Gliński się zaparł. Swąd jest od dawna i dotarł już do diaspory za oceanem.

Im dłużej Gliński się upiera, tym bardziej poszukiwane jest rozwiązanie, które pozwoli mu zachować twarz. Krążą plotki i spekulacje, których nie warto powtarzać. Oficjalny komunikat ministerstwa zapewnia, że nie ma problemu, muzeum funkcjonuje i realizuje swój program.

Takie są skutki polityki historycznej i kadrowej. Wstyd na cały świat, gdyż oba muzea – w Gdańsku i w Warszawie – tworzone były z udziałem wybitnych historyków z kilku krajów. Tak wygląda „normalność”, którą obiecywał rząd Morawieckiego.