Polska na tarczy
Słuchając prezydenta Kaczyńskiego można odnieść wrażenie, że gdyby nie „poważne błędy” popełnione w II połowie 2007 i w 2008 roku (czyli za rządów Tuska i Sikorskiego), Polska miałaby dzisiaj tarczę. Min. Szczygło powiedział, że prace byłyby już nie do zatrzymania. Wtórują im PP. Waszczykowski, Czarnecki i inni. Czyli winę za odstąpienie Stanów Zjednoczonych od projektu tarczy antyrakietowej ponosi naród polski, który wybrał niewłaściwy rząd. Gdyby rządził PiS, Obama – w obawie prze Kaczyńskimi – nie odważyłby się zmienić decyzji Busha, a Putin siedziałby cicho, jak mysz pod miotłą.
To są mrzonki. Amerykanie wybrali prezydenta, który obiecał zmianę, także w polityce zagranicznej, odchodząc od myślenia konfrontacyjnego i fundamentalistycznego (Rosja, Irak, Iran, Afganistan, a nawet Unia Europejska) ku polityce akomodacji, liczenia się z realiami, przebudowy systemu bezpieczeństwa międzynarodowego. Ofiarą tej zmiany padł projekt tarczy i jego sygnatariusze – Polska i Czechy. Satysfakcję ma Rosja i Putin. Z ambicjonalnego punktu widzenia, Polska i Czechy zostały upokorzone, wybór daty 17 września wskazuje, że blisko Obamy i Clinton nie ma nikogo, kto „czuje” Polskę. Choć ogólnie można było spodziewać się odstąpienia USA od tarczy, to w konkretnej sytuacji widać, że przy podejmowaniu decyzji nasz kraj nie miał nic do powiedzenia, nasi ludzie nie mogli nawet przestrzec przed gafą z kalendarzem.
Polska znalazła się na tarczy, ale urażona ambicja jest złym doradcą. Raczej należy się zastanowić, co jest dla bezpieczeństwa naszego kraju bardziej korzystne – dobre stosunki Ameryki (i Niemiec oraz Zachodniej Europy) z Rosją czy też nieustanne napięcie na linii Zachód – Rosja? Polska jest zainteresowana w odprężeniu, a nie w napięciu, w redukcji zbrojeń, a nie w ich eskalacji. Trudno żyć bez wroga, łatwiej jest mobilizować opinię przeciwko zagrożeniom, trudno jest budować zaufanie – łatwiej podsycać nieufność, ale świat się zmienia, zimna wojna odchodzi coraz bardziej w przeszłość. Koncepcja, że im większe wydatki na zbrojenia, tym kraj bardziej bezpieczny, a rząd bardziej patriotyczny, wcale nie prowadzi do poprawy sytuacji.
Wiara w to, że Polska mogła nie dopuścić do zmiany decyzji przez Stany Zjednoczone, jest naiwna. Polska właściwie nie miała wyboru. Kiedy najważniejszy sojusznik zaoferował tarczę i podchwycili ją Czesi – trudno było ją odrzucić, kiedy się z niej wycofuje i zmienia plany – trudno mu tego zabronić. Wszyscy członkowie sojuszu są równi, ale niektórzy są równiejsi. Z kolei ci, którzy od początku byli przeciwnikami tarczy w Polsce (i dzisiaj triumfują), mogli nimi być dopóki nie mieli władzy i nie dźwigali odpowiedzialności za bezpieczeństwo kraju. Dla rządu Kaczyńskiego tarcza była propozycją nie do odrzucenia, wynikającą ze wspólnoty ideowej z Bushem i neokonserwatystami. Rząd Tuska/ Sikorskiego nie miał wyboru – musiał projekt kontynuować, acz widać było, że bez entuzjazmu (przed wyborami Tusk nie był entuzjastą tarczy).
Co dalej? W stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi bardziej się cenić i szanować (samoloty F-16 były np. kupione skandalicznie szybko, w innych krajach taka decyzja zapada po latach targów i rozmów z Francją i Szwecją, a u nas offset jest porażką), nie ścigać się w uległości wobec USA z PiS ani z lewicą, która na każdym kroku musiała udowadniać, że nie jest rosyjską agenturą, starać się nie pozwolić usunąć z nowej, rozproszonej wersji tarczy. W stosunkach z Europą – bardziej się angażować, nie dawać powodów do podejrzeń, że jesteśmy koniem trojańskim USA. W stosunkach z Rosją – nie grać na jednej nucie, a la Kaczyńscy, nie walczyć „do ostatniego Gruzina”, nie zakładać, że przyjaciele i wrogowie są dani raz na zawsze.