Czerwona kartka
Nareszcie paparazzi zrobili coś pożytecznego. Zamiast polować na znanych ludzi w sytuacjach prywatnych, „Fakt” pokazał fotografię karteczki, jaką poseł Jacek Kurski – jeden z ojców odnowy moralnej (ten od Wehrmachtu) – przekazał ojcu chrzestnemu naszej demokracji. Na kartce widnieją media publiczne (m.in. „Trójka”) i osoby, które mają je obsadzić (nazwiska nic mi nie mówią). Podczas „Śniadania w Radiu Zet” pani dyrektor Jakubiak z Kancelarii Prezydenta usiłowała to zbagatelizować, opowiadając, że ona dostaje pełno nazwisk i CV, ale to nic nie znaczy. Złotousty poseł Cymański utrzymywał zaś, że ta kartka to nie jest nawet propozycja, i nie ma o czym mówić, z czego wynika, że panowie po prostu grają w okręty i przesyłają sobie karteczki bez sensu i znaczenia.
Tak by było, gdyby nie to, że PiS obsadza wszystkie stanowiska swoimi ludzmi i już zaczyna brakować znajomych. Andrzej Urbański (jeszcze kilka dni temu minister – szef Kancelarii Prezydenta) opowiada w rozmowie z „GW” „anegdotę”. „Przed wyborem nowego zarządu TVP przyszedł do mnie Piotr Gaweł (wiceprezes TVP, zastępca J. Dworaka – Pass), którego zresztą nie znałem wcześniej. Przyszedł mi powiedzieć, że będzie najlepszym prezesem telewizji i liczy na to, że ja go zaproteguję u prezydenta. Ja mu na to powiedziałem: Ja się tym nie zajmuję i powiem panu dlaczego. Bo ja byłbym najlepszym prezesem.”
Ładna mi „anegdota”! Toż to kolejny dowód, jak panowie dzielą sukno i się tego się wstydzą. Ileż trzeba mieć tupetu, żeby – będąc wiceprezesem najważniejszego medium publicznego – iść do szefa Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej w zabiegach o posadę. I jaką reputacją cieszy się pan Urbański, że można do niego pójść z taką propozycją, nie bojąc się, że zrzuci ze schodów. Czy to się tak bardzo różni od tego, za co Lew Rywin siedzi w więzieniu, za co wieszano psy na Czarzastym i Spółce? Wreszcie, co sądzić o tym, że p. Urbański nazajutrz po odejściu z Kancelarii Prezydenta, sypie wczorajszego sojusznika, który przyszedł żebrać o posadę?
Karteczka pokazana w „Fakcie” byłaby tylko świstkiem bez znaczenia, gdyby nie ów nieszczęsny kontekst. Dzień wcześniej cała Polska dowiedziała się o zaskakującej nominacji na szefa PZU – jedno z najważniejszych stanowisk w gospodarce. O tej nominacji nawet poseł Gosiewski, jak przyznał, dowiedział się z telewizji. Świadczy to o tym, jak wąska jest rodzina decydentów i jak dobrze pilnuje karteczek.
To, co pokazał „Fakt”, to nie świstek bez znaczenie – to czerwona kartka.