Niebezpieczny listopad
„Listopad – to dla Polski niebezpieczna pora” – pisał Wyspiański i miał rację. Tegoroczny listopad obfituje w wypowiedzi bez sensu.
Minister Sikorski, którego mam za człowieka rozsądnego, ale nieco infantylnego i skłonnego do efekciarstwa, powiedział, że Pałac Kultury należałoby zburzyć i na tym miejscu zasiać trawkę (chyba po to, żebyśmy mieli w stolicy Central Park). Dawno już nie słyszałem większego absurdu. Gdyby PKiN miał być zburzony jako symbol sowieckiej dominacji, to równie dobrze można by zburzyć Nowa Hutę, która pracowała na rudzie przywożonej ze „Związunia”, Stocznię Gdańską (imienia Lenina), która budowała statki na sowieckie zamówienia (do których Polska zresztą podobno dopłacała), jak i oddać Ziemie Zachodnie w zamian za Lwów – na czym byśmy ewidentnie stracili. Niestety, podobny pogląd na temat Pałacu wypowiedział kiedyś w wywiadzie minister Kultury (!) B. Zdrojewski, ale ten przynajmniej zaznaczył, że mówi to prywatnie.
Jest to pogląd tak niemądry, że nawet nie warto z nim polemizować. Szkoda tylko, że minister Sikorski od czasu do czasu palnie coś nieodpowiedzialnego, np. porówna gazociąg północny do paktu Ribbentrop – Mołotow, a teraz wychodzi na to, że Polska zamiast złorzeczyć powinna się do tego przedsięwzięcia przyłączyć, w myśl zasady „If you cannot beat them – join them”. Mówił o tym w arcymądrym wywiadzie dla „Rz.” Zbigniew Brzeziński 1 listopada, co świadczy, że w tym miesiącu nie wszystkim rozum odebrało. Na standardowe pytanie dziennikarza: „Czy po wybudowaniu gazociągu północnego Moskwa nie zechce wykorzystywać szantażu energetycznego o wiele częściej i w sposób o wiele groźniejszy niż dotąd?”, Brzeziński odpowiada: „Jest to b. prawdopodobne. Wiemy jednak o takim ryzyku od lat. Ale Polska znów ogranicza się do oczekiwania, że inni – m.in. te państwa, które widzą w projekcie gazociągu północnego bardzo konkretne dla siebie korzyści – będą dbać o polskie interesy. NIEMCY OD RAZU ZAPROPONOWALI PRZECIEŻ ODNOGĘ PROWADZĄCA DO POLSKI, ALE WŁADZE W WARSZAWIE ODMÓWIŁY”.
– Powinny były ją przyjąć?
– A dlaczego nie? (…) Obowiązkiem polskich władz jest podjęcie kroków zapobiegawczych. I to jak najwcześniej, a nie dopiero wtedy, gdy ten rurociąg będzie już praktycznie gotowy. (…) I nie chodzi tu o stanowisko typu ‘to mi się nie podoba’, ‘my się tego boimy’, tylko konkretne działania (…)”. (Podkreślenie – Pass.)
Niestety, minister Sikorski nie jest chyba w stanie przezwyciężyć rozpowszechnionej u nas rusofobii, do której Rosja dostarczyła aż nadto powodów, ale to nie zwalnia polityków od tego, aby widzieć dalej. Niech weźmie przykład z rosyjskiego ministra SZ Ławrowa, który rozważnie nie chciał skomentować przekręconej przez media (Reuters!) wypowiedzi polskiego ministra Sikorskiego o rosyjskim zagrożeniu. Polscy politycy rządzący mogliby choć raz wesprzeć dobre, zdrowe tendencje w polityce rosyjskiej, jak np. wpis prezydenta Miedwiediewa na jego blogu o zbrodniach systemu sowieckiego, czy ten fragment jego przemówienia na uroczystościach w Berlinie, kiedy mówił o udziale Rosji Gorbaczowa (którego nb. nie wymienił) w zjednoczeniu Niemiec. Wtedy bardziej autentycznie brzmiałoby nasze oburzenie na pretensje rosyjskiego ambasadora w NATO (wyjątkowy bęcwał) zgorszonego tym, że Wałęsa dostał od organizatorów najwięcej czasu. Notabene przemówienie Miedwiediewa było dużo gorsze od przemówień innych przywódców, zwłaszcza Browna i Merkel, ale to inna sprawa, to kwestia kultury. Radosław Sikorski zajmuje zbyt poważne stanowisko, żeby bać się zarzutu, iż należy do „partii rosyjskiej”, którym to oskarżeniem szafuje Jarosław Kaczyński i szantażuje polskich polityków.
Czas wyzwolić się z kompleksów w polityce zagranicznej. Przykładem takiego kompleksu były także polskie relacje z obchodów rocznicy obalenia muru berlińskiego. Relacje te były skupione przede wszystkim na tym, jak bardzo podkreślano wkład Polski w obalenie muru i zjednoczenie Niemiec. Trzeba przyznać, że kanclerz Merkel i organizatorzy zachowali się z klasą, na każdym kroku podkreślając polskie zasługi i dając pierwszeństwo Lechowi Wałęsie (prezydent Kaczyński świętował wtedy ausgerechnet w Nowym Sączu…). Dobrze, że przynajmniej Niemcy zachowali się z klasą, a nowy minister SZ i wicekanclerz poskromił Erikę Steinbach. Co my, biedni, bez niej zrobimy? Kim będziemy straszyć, jeśli Berlin pozostanie przyjazny, a Moskwa, mówiąc o zbrodniach sowieckich, wyduka w końcu to, na co Polska czeka?
***
PS. Obsesja żydowska prześladuje niektórych blogowiczów, zwłaszcza jednego. Mój poprzedni wpis dotyczył Andrzeja Seweryna, który nie przyjął nagrody. Nie miało to nic wspólnego z Żydami, tymczasem ów obsesjonat zasypywał nas wpisami całkowicie nie na temat – o Żydach i Polakach. Czy innych tematów już nie ma? A może to winien listopad?