Gdzie jest moja Ameryka
Gdyby Donald Trump nie był ciągle prezydentem Stanów Zjednoczonych, to napisałbym dosadniej, co myślę o nim, o jego polityce i o jego wielbicielach w Stanach i za granicą, w tym o prezydencie Dudzie, który do tego stopnia przykleił się do urzędującego prezydenta USA, że obniżył autorytet naszego kraju i swój własny. A już wygibasy z gratulacjami dla Joego Bidena (ze strachu przed Trumpem) ośmieszyły nasz kraj. I nie lepiej wypadł tweet o wydarzeniach 6 stycznia na Kapitolu.
Proszę mi wybaczyć osobisty charakter tego posta, ale spędziłem około siedmiu lat w Stanach, pokochałem ten kraj, korzystałem z owoców tego kraju, jego otwartości i gościnności (dostałem pozwolenie na pracę), pracowałem tam cztery lata jako redaktor czasopisma, dzięki temu mogliśmy z żoną opłacić astronomiczne czesne w szkołach prywatnych i uczelniach. To było głównym celem naszego wyjazdu.
Przedtem ja sam spędziłem lata na stypendiach w najlepszych uczelniach – Princeton i Harvard. Mam więc za co być wdzięczny Ameryce i mogę mieć w pamięci jej obraz nieco wyidealizowany. Dla mnie Stany to nie drapacze chmur, to miliony białych domków Wschodniego Wybrzeża, ciche i spokojne miasteczka uniwersyteckie – Princeton, Cambridge, wspaniałe biblioteki, najsławniejsi wykładowcy. Wybitny ekonomista meksykański Edmundo Flores (przydało się, kiedy zostałem ambasadorem w Chile), światowej sławy ekonomista John Galbraith, znani socjologowie – David Riesman („Samotny tłum”) i Nathan Glazder, którzy prowadzili wspólne seminarium. Ameryka zrobiła dla mnie dużo. Że nie zawsze umiałem wykorzystać jej dobrodziejstwa, to jedna sprawa, że jestem jej wdzięczny i ją podziwiałem – to sprawa druga.
Owszem, widziałem także ciemną stronę Ameryki – zabójstwo Johna Kennedy’ego, Martina Lutra Kinga, Roberta Kennedy’ego, obszary nędzy i wszechobecna dyskryminacja rasowa, sam byłem aresztowany w Missisipi. Wietnam i trzymanie za twarz Ameryki Łacińskiej. Dlatego po powrocie do Polski przełożyłem trzy książki: Martina Lutra Kinga „Dlaczego nie możemy czekać” (Książka i Wiedza), głośnego pisarza czarnej mniejszości Jamesa Baldwina „Idź, powiedz to na górze” i Charles’a Reicha „Zieleni się Ameryka” (Czytelnik). Zrobiłem odrobinę dla lepszego zrozumienia Stanów Zjednoczonych w Polsce.
Tymczasem w ostatnich latach Ameryka zmieniła się do tego stopnia, iż ja sam zaczynam jej nie rozumieć. Jakim sposobem kraj, który ma tylu wspaniałych ludzi, najlepsze uniwersytety, kliniki, naukę, samoloty i najwięcej nagród Nobla – mógł tak się zapuścić i zaniedbać, że wybrał na prezydenta prostaka, który w życiu nie przeczytał żadnej książki, nie pełnił żadnego stanowiska publicznego, milionera o niejasnej reputacji, popularnego showmana telewizyjnego, demagoga dekady.
Wiem, wiem, Trump świetnie wyraża rozczarowanie „waszyngtońską elitą”, „demokratycznymi złogami”, utrzymywaniem połowy świata przez amerykańskich podatników; tęsknotę tej starej Ameryki, bezrobotnych po byłych fabrykach samochodów, mieszkańców „the rust belt” – pasa rdzy, milionów imigrantów, legalnych i nielegalnych, oraz ich przeciwników, którzy wspierali budowę muru wzdłuż granicy z Meksykiem.
Jak było – to było, o tym piszą analitycy i komentatorzy, ale to, co się teraz tam dzieje, to jest jeden wielki wstyd. Mimo gromkich haseł „America first” autorytet Stanów w świecie spada, Ameryka Trumpa odwracała się od świata, miała coraz gorsze stosunki z Europą, Chinami, NATO, Rosją, została jej (półserio) tylko Polska z Dudą na czele. W telewizji oglądam tamtą Amerykę w pogardzie, w ruinie. Żeby odchodzący prezydent nie uznał wyborów, judził, wzywał naród do protestów, zmuszał wszystkich żyjących byłych ministrów Obrony do wspólnego ostrzeżenia przed zaangażowaniem wojska do polityki – to niesłychane i smutne, że ostoja demokracji nie daje rady z samą sobą (Putin i Pekin mają powody do zadowolenia).
Prezydent Trump doprowadził do gorszących zajść, do wtargnięcia wściekłych tłumów do Izby Reprezentantów podczas jej obrad nad wynikami wyborów – to wstyd dla najstarszej demokracji na świecie. To wydarzenia godne Paragwaju albo Wenezueli, to Ameryka, jakiej nie chcę zapamiętać i czekam, aż się znów zazieleni.
Zaproszenie
Znakomici publicyści. Renata Kim (Onet, „Newsweek”) oraz Adam Szostkiewicz („Polityka”) będą naszymi gośćmi w TOK FM, niedziela 10 stycznia, godz. 10:05. Zapraszamy.