Skandal wokół biografii
„Kapuściński Non-Fiction” Domosławskiego to książka znakomita, napisana z wielką kompetencją, sprawiedliwa, życzliwa wobec bohatera, któremu autor tyle zawdzięcza. Po prostu brak mi słów uznania. Brawo, Panie Arturze!
Myślałem, że o książce Artura Domosławskiego „Kapuściński Non-Fiction” nie będę już pisał, ponieważ książkę tę znam od kilku miesięcy (autor mi ją udostępnił, kiedy przeprowadziłem pierwszy z nim wywiad na ten temat, opublikowany w Polityce 4/2010 w styczniu). Napisałem też felieton pokazujący ogromne podobieństwa pomiędzy naszym wielkim reporterem, a kolumbijskim geniuszem, Gabrielem Garcia Marquezem (Polityka 9/2010, czyli bieżący numer).
Ale widzę, że gwar wokół książki narasta i nawet ludzie poważni na widok biografii Kapuścińskiego tracą umiar. Autorytet narodowy, prof. Władysław Bartoszewski, porównał tę książkę do przewodnika po domach publicznych, a Stefan Bratkowski – weteran dziennikarstwa i lider SDP w Sierpniu’80, oświadczył, że książki nie czytał i nie przeczyta (!), i – jedynie na podstawie odprysków z mediów – porównał ją (autora?) do hieny. Pomijam już głosy obsesyjne, jak artykuł Piotra Semki w „Rz.”, który ma za złe Kapuścińskiemu kompromisy z PRL, a Domosławskiemu pobłażliwość w tych sprawach.
W tej sytuacji, ponieważ znałem Kapuścińskiego, znam Domosławskiego, a przede wszystkim znam dobrze książkę, zabieram głos, żeby napisać, że to jest książka znakomita, napisana z wielką kompetencją, sprawiedliwa, życzliwa wobec bohatera, któremu autor tyle zawdzięcza. Po prostu brak mi słów uznania. Brawo, Panie Arturze! Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że ta książka wywoła tyle kontrowersji jeszcze przed publikacją. Pokazuje ona życie i twórczość Kapuścińskiego jako nierozerwalny splot, jaką cenę Kapuściński musiał zapłacić, „aby zgromadzić wiedzę i w mądrość ludzką ją przekuć”, jak pisze Zygmunt Bauman w „Tygodniku Powszechnym”.
Kilka słów o zawartości książki, a na koniec parę pytań zasadniczych. Życie, biografia Kapuścińskiego, są opisane z ogromną rzetelnością. W tym życiorysie, jak w życiu każdego, są rozmaite zakręty, typowe zresztą dla mojego pokolenia – od wiary w system socjalistyczny po konieczność układania się z nim, życia i pracy w tamtym systemie. Jest też pokazany mit, jaki Kapuściński wokół siebie podtrzymywał, mit nieustraszonego reportera, bohaterskiego korespondenta wojennego, człowieka, który się kulom nie kłaniał. Była w tym odrobina przesady, ale znów nie tak wiele – Rysiek wyrywał się, by pojechać tam, gdzie wojna, tam gdzie leje się krew, tam gdzie rewolucja. Bardziej kłopotliwe są niektóre szczegóły z dzieciństwa, w które Rysiek wierzył lub kazał wierzyć innym (ojciec w transporcie do Katynia, dorastanie w biedzie). Ale jakie to ma dziś znaczenie? Żadne.
Wiele namiętności budzi stosunek Kapuścińskiego do PRL. Rysiek był w młodości komunistą, wierzył w Stalina, tak jak wielu ludzi naszego pokolenia, później stracił wiarę, ale było mu potrzebne (prywatnie i zawodowo) utrzymywanie kontaktów, a nawet kolegowanie się i przyjaźń z ludźmi elity władzy, dzięki którym mógł podróżować po świecie. Zaletą książki Domosławskiego jest pokazanie, jak system, i to w latach 50-60, krępował ludzi.
Domosławski odsłania tajemnice warsztatu Kapuścińskiego, ile w jego książkach było prawdy, czy w związku z tym pozostają one nadal reportażami, czy już fikcją. Kluczowe zdanie książki brzmi mniej więcej tak: jeżeli razi cię ta książka na półce „Literatura faktu”, to przestaw ja na półkę „Literatura piękna”. Książka Domosławskiego na pewno ożywi dyskusję o granicach reportażu i pozwoli je na nowo zakreślić, zwłaszcza teraz, kiedy telewizja i Internet pozwalają dotrzeć wszędzie i reportaż musi się zmienić. Być może pomogłoby jedno zdanie od Kapuścińskiego we wstępie lub posłowiu, w rodzaju: „Niektóre postaci i wydarzenia w tej książce są syntezą różnych osób i okoliczności”.
Książka w pasjonujący sposób pokazuje zabiegi Kapuścińskiego w stosunku do krytyki (którą rozbrajał swoją skromnością i uśmiechem) i do wydawców. Z niewiadomych przyczyn „Kapu” usuwa z amerykańskiego wydania „Szachinszacha” 15 stron o mrocznej roli CIA w Iranie, ale Domosławski rzetelnie analizuje możliwe powody tej decyzji autora. Pokazuje także, jak Kapuściński zarządzał swoją karierą, jak korzystał z sugestii swoich towarzyszy z KC, z jakiej gazety odejść, bo jest źle widziana („Polityka”) i do jakiej się skierować. Ale, na miłość boską, czy odrobiny oportunizmu nie ma i w innych ludziach? To, co się liczy, to dzieło pisarza.
Jedyna dla mnie kontrowersyjna część książki dotyczy życia prywatnego Kapuścińskiego, jego stosunków z żoną i z córką, a także relacji z innymi kobietami. Aczkolwiek wszystko jest napisane taktownie, to jednak Domosławski narusza sferę prywatną rodziny pisarza. Domosławski tłumaczy się, że nie ma biografii bez życia osobistego. I tak mamy błędne koło: jak biografia – to pełna, jak wycinanka – to nie biografia.
Ważny jest aspekt polityczny książki. Kapuściński całe życie był człowiekiem lewicy, także autor biografii nie ukrywa swoich lewicowych sympatii. W dzisiejszej Polsce pisanie o ludziach lewicy, których życie przypadło na „PRL” bez pastwienia się nad nimi, bardziej rzeczowe i obiektywne, a nawet wyrozumiałe, należy do rzadkości. Trzeba zgodzić się z Domosławskim, że „Kapu” jest w Polsce czczony jako wielki rodak, ale jego przesłanie nie jest przemyślane, jego poglądy na kolonializm, neokolonializm, imperializm – wszystko to pozostaje nietknięte.
W pierwszym odbiorze książki dominują sensacje, na plan dalszy schodzi ogromne uznanie Domosławskiego dla twórczości Kapuścińskiego, jej ewolucja, rozwój, niezrównane powodzenia w świecie, talent, kultura, ciężka praca, determinacja cechująca wielkiego artystę, o którym nawet w Chile mówiono mi, że powinien dostać nagrodę Nobla.
W sumie uważam książkę za znakomitą, mój podziw dla Kapuścińskiego nie zmalał ani o jotę, a podziw dla Domosławskiego wzrósł.
***
PS.: Czytelników z Lublina i okolic zapraszam na spotkanie „Pod napięciem” w Salonie „Polityki”, które odbędzie się w środę, 3 marca br., o godz. 17.00, w auli im. Daszyńskiego, UMCS, Plac Litewski 3.