Zespół Tourette’a: Obajtek może wszystko
Kaskada wulgaryzmów Daniela Obajtka jako wójta Pcimia bogactwem słownictwa i jego nagromadzeniem przewyższa wszystko, co dotychczas słyszeliśmy, począwszy od tego, jak przeklinali ministrowie Platformy w knajpie Sowa i Przyjaciele.
Moja teoria jest taka, że osoby, które „rzucają mięsem”, cierpią na brak kindersztuby oraz kompleks niższości, potrzebują dodać sobie męskości, pokazać, jacy są mocarni. Dochodzą inne przyczyny, takie jak ubóstwo słownictwa i słaba samokontrola. Wszak ogromna większość ludzi daje sobie w życiu radę bez pomagania sobie brzydkimi wyrazami, w każdym razie publicznie.
Obecnie słyszymy, że prezes Obajtek nie jest żadnym grubianinem, jak by to wynikało z opublikowanych nagrań, tylko od lat cierpi na tzw. Zespół Tourette’a (patrz Wikipedia), czyli niekontrolowane słownictwo, zwłaszcza grubiańskie, oraz rozmaite odruchy, nad którymi chory nie panuje. Choroba towarzyszy człowiekowi do końca jego dni.
Jeżeli tak, to nie ma co żartować, tylko należy prezesowi i jego otoczeniu, narażonemu na jego wybuchy, współczuć. Pozostaje tylko jedno „ale”, jedno pytanie: dlaczego Daniel Obajtek, kiedy był wójtem Pcimia, wykazywał objawy zespołu Tourette’a, klął jak szewc (panów szewców przepraszam) w rozmowach biznesowych z „Szymkiem” i innymi, zaś potem, w czasie zawrotnej, wieloletniej kariery, aż do chwili obecnej, takich objawów (na szczęście!) nie wykazywał? Jak to się stało, że cudownie pokonał Zespół Tourette’a?
Prezes Obajtek uczestniczył w niezliczonych obradach i uroczystościach w kraju i za granicą (Człowiek Roku, Człowiek Wolności) i ani razu nie użył publicznie brzydkiego słowa. Należy się tylko cieszyć z cudownego ozdrowienia prezesa, który swoją postawą obalił panujący w medycynie pogląd, jakoby Zespół Tourette’a był nieuleczalny i towarzyszył człowiekowi do końca. To jeszcze jeden dowód, że Daniel Obajtek może wszystko.