Dyżurny krzykacz
Nie sądziłem, że kiedykolwiek wystąpię w obronie biskupa, a jednak…
W tygodniku „Uważam Rze” pan Artur Bazak rozprawia się z biskupem Tadeuszem Pieronkiem. Wystarczy przeczytać tytuł „Rzecznik słusznej partii” (czyli Platformy), żeby wiedzieć o co chodzi. Autor przytacza pod adresem biskupa szereg zarzutów, m.in. że zawsze dobrze żył z „Gazetą Wyborczą”, udzielał wywiadów „Gazecie”, zasiadał w Radzie Fundacji im. Stefana Batorego, cieszy się poparciem „prorządowych mediów”, ma „duży tupet graniczący z bezczelnością” (to zdaniem esbeka, do którego opinii dotarła nieoceniona Dorota Kania), oraz inne grzechy.
Zatrzymam się tylko przy jednym grzechu biskupa, mianowicie niesłusznym (z punktu widzenia autora) stanowisku w sprawie katastrofy smoleńskiej. Zdaniem red. Bazaka, w latach poprzednich bp Pieronek zachowywał się rozmaicie, ale dopiero katastrofa smoleńska „ujawniła kto jest kim naprawdę”. To wtedy bp Pieronek zmienił się gwałtownie z niezależnego krytyka Kościoła i polityki, w „dyżurnego krzykacza, którego narracja tylko niekiedy różni się od retoryki Janusza Palikot czy Dominika Tarsa”.
Cóż takiego strasznego powiedział bp Pieronek? Oto słowo jego: „Owszem, 10 kwietnia zginęło prawie 100 osób, w dodatku poniosły śmierć w jednym momencie (… skróty red. Bazaka – Pass). Ale też trzeba pamiętać że to była katastrofa. Nie zamach. Katastrofa właśnie. (…) Taką przełomową datą był na przykład 30 sierpnia 1980 r., kiedy doszło do podpisania porozumień sierpniowych między rządząca partią komunistyczną a ‘Solidarnością’. To był przełom nie tylko na miarę krajową, ale wręcz europejską, który w konsekwencji doprowadził do demontażu ustroju komunistycznego w Europie Środkowej. Dlatego to data ważna i będzie ona się pojawiać na kartach podręczników do historii. 10 kwietnia 2010 r. takim dniem nie był”.
Z powodu takich banalnych i oczywistych słów, autor pamfletu na Pieronka ma do niego żal. A przecież, żeby nie wiem jak ubolewać nad tragedią smoleńską, trudno ją uznać za moment przełomowy w dziejach Polski i Europy. To, co powiedział biskup nt. porozumień sierpniowych jest oczywiste, podobnie jak wydarzeniem historycznym było obalenie muru berlińskiego.
Bp Pieronek nie jest moim faworytem, jego niektóre wypowiedzi, np. o „feministycznym betonie, który się nie zmieni nawet pod wpływem kwasu solnego”, czy odesłanie posłanki Senyszyn do „dojenia krów”, wystawia mu kiepskie świadectwo. Ale w tej sprawie – co jest, a co nie jest wydarzeniem epokowym – ma rację. Podobnie jak wtedy, kiedy powiedział, że „większość biskupów jest zadymiona PiS-em”.
Owszem, Pieronek grzeszy, ale nazywać go dyżurnym krzykaczem i wróżyć, że źle skończy, bo „dowala PiS” – to chyba przesada. Chyba, że na Sądzie Ostatecznym będą tylko trzy pytania: O stosunek do katastrofy smoleńskiej, do „Gazety Wyborczej” i do PiS. Przekonamy się na tamtym świecie.