Bliżej ludzi
Protesty mają to do siebie, że łatwo je odrzucić pod pierwszym lepszym pretekstem, byle nie przyznać im racji. Mam na myśli dwa „protesty”: list ośmiu byłych ministrów spraw zagranicznych, a ostatnio wypowiedź ambasadora Izraela, żeby współorganizatorem dorocznego Marszu Żywych nie było ministerstwo Romana Giertycha.
Spójrzmy, jakie są argumenty przeciwników „listu ośmiu”:
1. Zdyskredytować autorów. Zamiast ewentualnej dyskusji z treścią listu, Pan Prezydent mówi, że „bardzo źle świadczy on o ministrach”. Poza Władysławem Bartoszewskim i – w pewnym okresie życia – Bronisławem Geremkiem, „pozostali panowie ministrowie nie są osobami, z którymi Prezydent Rzeczpospolitej musiałby prowadzić dialog” – powiedział Lech Kaczyński. Zamiast dyplomatycznie powiedzieć „Dziękuję za list, jestem wzruszony troską”, Pan Prezydent obraża ich jako niegodnych dyskusji. Jeszcze bardziej arogancki jest poseł Wierzejski, wiceprzewodniczącej współrządzącej LPR, bo ten nie oszczędza nawet Bartoszewskiego, któremu nie dorasta do pięt. Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że kiedy Wierzejskiego nie było na świecie, WB był działaczem Żegoty – komórki państwa podziemnego do ratowania Żydów. A kiedy młody Wszechpolak nie chodził jeszcze pod stołem – Bartoszewski siedział w Auschwitz. Przydałaby się odrobina Kinderstuby.
2. Zarzucić autorom działanie na szkodę państwa. Marszałek Jurek powiedział, że list ośmiu „uderza w pozycję międzynarodową Polski”. A może jest odwrotnie: fakt, że wszyscy byli ministrowie spraw zagranicznych, wśród nich ci, którzy wprowadzili nad do Unii i do NATO, nie pozostają obojętni na widok tego, co się dzieje, jest budujący. Zamiast siedzieć spokojnie na swoich posadkach w Brukseli i w Hadze, wysyłają sygnał, że źle się dzieje w państwie duńskim. Wszak Jarosław Kaczyński i jego ludzie, wywlekając prawdziwe i domniemane brudy, jakie nagromadziły się faktycznie i rzekomo w ciągu minionych 16 lat, w tym w MSZ, też nie wstydzą się mówić głośno o tym, jak źle się dzieje. Czy oni też uderzają w pozycję Polski?
3. Pienić się i obrażać, zamiast zachować majestat. Pan Prezydent zarzucił byłym ministrom, że wykazali „brak elementarnej solidarności” narodowej, kulturowej i ludzkiej. Rozumiem Pana Prezydenta, że w chorobie oczekiwał solidarności, ale Jego otoczenie popełniało gafę za gafą i nadal je popełnia. Zamiast wyeksponować chorobę – eksponuje walkę z „Tageszeitung”, zamiast rozmawiać, choćby telefonicznie, z Chirakiem i Merkel – proponuje się wysłanie premiera, który wisiał na włosku. Jak byśmy wtedy wyglądali wobec prezydenta Francji i kanclerz Niemiec, gdyby naszego prezydenta reprezentował premier z odwołaniem w plecaku?
4. Poseł Gosiewski, zamiast poważnej dyskusji, mówi, że list stanowi dowód „uległościowej opinii elit”. To kolejny dowód, że podczas kiedy my zadzieramy nosa – kareta odjechała. Do Petersburga. Na szczyt G8.
Kiedy w „Die Tageszeitung” ukazał się niefortunny, miejscami niesmaczny, artykuł Pana Kohlera, zamiast go zignorować (bo który prezydent reaguje na to, co o nim wypisują na satyrycznych kolumnach?), obóz rządzący wytacza potężne działa. Minister Fotyga porównuje artykuł do hitlerowskiego piśmidła „Der Sturmer”, posłowie PiS występują do min. Ziobro o sprawdzenie, czy nie mamy do czynienia z obrazą głowy państwa, a przewodniczący Klubu Poselskiego partii rządzącej, Gosiewski, mówi serio o możliwości europejskiego nakazu aresztowania! Chciałem to napisać w felietonie jako dowcip, ale pan poseł to mówi serio! Tak serio, jak jeden z przywódców IV RP mówił, że Aleksander Kwaśniewski pojechał do Moskwy na obchody rocznicy zakończenia wojny, bo Rosjanie mają jego teczkę! Gdyby do ciupy mieli pójść wszyscy, którzy obrazili Busha, Putina, Kwaśniewskiego, Chiraca i innych, to baza Guantanamo okazałaby się za mała.
Ta godnościowa, egotystyczna, arogancka, kompleksiarska reakcja powinna być zastąpiona przez większy dystans („Tageszeitung”? A co to takiego? – powinien zapytać rzecznik prezydenta), więcej luzu, więcej skromności. Zejść z piedestału, zgodnie z hasłem PiS, podejść „bliżej ludzi”. Zwłaszcza, że w powietrzu wisi już prośba Izraelczyków, żeby organizację Marszu Żywych wyjąć z gestii wicepremiera Giertycha. Można się oburzyć, że Izraelczycy wtykają swój krzywy nos w nasze wewnętrzne sprawy. Może warto przytoczyć słowa posła PiS, który na oczach całego Sejmu RP powiedział, że gdyby nasz kraj nie był tolerancyjny, to Paweł Śpiewak nie byłby posłem na Sejm! I nikt, dosłownie nikt, się nie odezwał, a przewodniczący Gosiewski nie kazał swojego posła aresztować. Ciekawe, na kogo teraz się oburzy?