Oto jest pytanie
Dzięki gościnności przyjaciół, weekend spędziłem we wsi Krzyże, nieopodal Karwicy i Rucianego, na Mazurach. Wieś Krzyże obchodziła wczoraj swoje 300-lecie. Była msza w kościele, a potem uroczyste obchody pod gołym niebem – przemówienia, sołtys, burmistrz sąsiedniej Nidy, dowódca jednostki, duchowieństwo, a także – Achtung! Achtung! – przedstawiciel dawnej ludności niemieckiej. Był niemiecki autokar, a w nim przedstawiciele dawnych mieszkańców wsi Kreuzhafen, którzy przywieźli pozdrowienia, złożyli wieniec z niemiecką flagą pod krzyżem na głównej ulicy i wręczyli prezenty. Nawet krótkotrwała burza i ulewa nie zdołały zniechęcić licznych mieszkańców i turystów, którzy bawili się do późnych godzin nocnych przy muzyce, piwie i mocniejszych trunkach.
Krzyże to specjalna wieś na Mazurach. Niewielka osada pracowników okolicznych lasów została po wojnie odkryta przez znanego później malarza, Andrzeja Strumiłłę, którego wystawa fotografii „Krzyże 1946-1956” jest dziś czynna na miejscu, w ośrodku turystycznym „Mazury”. (Prawie nikt jej nie ogląda; młodzież zajęta jest swoimi sprawami). W latach 50. zaczęli do Krzyży przybywać kolejni wielbiciele Mazur – Ziemowit Fedecki, poeta, tłumacz, wieloletni redaktor miesięcznika „Twórczość”, przyjaciel Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który przyjeżdżał do pobliskiej leśniczówki Pranie, dalej Jan Borkowski – redaktor audycji muzycznych w Polskim Radiu, Jerzy Putrament – partyjny pisarz, ale bezpartyjny wędkarz (choć złośliwi mówią, że kłusował na węgorze), M.F.Rakowski – wieloletni redaktor naczelny „Polityki”, który każdą wolną chwilę spędza w Praniu, a przede wszystkim środowisko STS (Studencki Teatr Satyryków): Andrzej Drawicz, Andrzej Jarecki, Jerzy Markuszewski, Stanisław Tym i Agnieszka Osiecka, przy której i ja znalazłem się w Krzyżach ponad 30 lat temu.
Wtedy była to zaledwie wioska, mieszkało się u stałych mieszkańców – robotników leśnych, nie było kanalizacji, do mycia służyła miska i wiadro, wodę czerpało się ze studni, na targ jeździło się furmanką kilkanaście kilometrów do Myszyńca, najbliższy sklep z chlebem (który znikał, jak meteor) mieścił się w sąsiedniej wsi Karwica, do stacji kolejowej szło się ładnych kilka kilometrów. Pięknie położona wieś Krzyże nad jeziorem Nidzkim stała się częścią życiorysu naszego środowiska i pokolenia, które odchodzi – nie ma już Andrzeja Drawicza, znanego tłumacza i rusycysty, pierwszego prezesa TVP po 1989 r., który zmarł nagle w kwiecie wieku; nie ma już poety i wieloletniego szefa STS – Andrzeja Jareckiego, który zginął w wypadku samochodowym w USA, gdzie był radcą ambasady polskiej; nie ma Putramenta, z którym co prawda się nie kolegowałem, ale którego widok z wędką należał do miejscowego krajobrazu; nie ma Roberta Sobczyńskiego – wieloletniego grafika tygodnika „Polityka”, no i nie ma Agnieszki Osieckiej, która odeszła przedwcześnie, a której piosenkę śpiewano w ramach obchodów 300-lecia Krzyży. Gdyby nie Krzyże, nie powstałyby wiersze i piosenki, wśród nich „Na całych jeziorach – ty”, z muzyką Adama Sławińskiego. Wkrótce nie będzie i nas – zostanie mazurski las.
W drodze powrotnej do Warszawy, słyszałem przez radio najnowsze wiadomości: ordynacja wyborcza do samorządów – zmieniona dla dobra Polski, niezależna służba cywilna zastąpiona przez „zasób kadrowy” – dla dobra Polski, konkursy na obsadę stanowisk w administracji państwowej – skasowane dla dobra Polski, lustracja w coraz bardziej dzikiej postaci – dla dobra Polski. Jak dobrze będzie w Polsce, kiedy to wszystko zostanie zrealizowane – pomyślałem i wyłączyłem radio. Wróciłem jeszcze raz myślami do Krzyży: kiedy tam jeździliśmy, ustrój był parszywy (niektórzy, jak Jerzy Markuszewski, nawet go zwalczali), ale my byliśmy młodzi, zakochani, zakolegowani, i na Mazurach na swój sposób szczęśliwi. Jak oddzielić PRL od swojej młodości, jak przekreślić ówczesny system nie przekreślając własnej młodości, która na tamte czasy przypadała – oto jest pytanie, o którym myślałem na Mazurach.