Marzenie ściętej głowy
Co by Państwo powiedzieli na wiadomość, którą – jak to się dziś nieładnie mówi – „powziąłem”, (lub „posiadłem wiedzę”), że pan prezydent Lech Kaczyński z Małżonką podjęli Adama Michnika we wtorek, 17 października, o godzinie 17.00 w Pałacu Prezydenckim, prywatną herbatką z okazji jubileuszu?
Pierwsza para wszystkich Polaków zaprosiła tym samym jedną z najbardziej znanych osobistości w dniu jej 60. urodzin. Co prawda niektórzy krewni, a także doradcy, wśród nich wojowniczy szef kancelarii, odradzali Lechowi Kaczyńskiemu ten gest, wysuwali wątpliwości („Czy gdyby Michnik był prezydentem, to by pana zaprosił…?” itd.), ale prezydent uciął wszelkie dyskusje i powiedział: „Mogą nas z Michnikiem dzielić takie czy inne różnice, ale łączy nas wspólna walka z komuną, „Solidarność”, więzienia, internowanie, praca dla dobra Polski, nie raz różnie to dobro rozumieliśmy, nie szczędziliśmy sobie słów krytyki, Maria i Jarosław są tego świadkami, ale nie sposób zaprzeczyć, że Adam to jest diament, może tu i ówdzie zarysowany, także z własnej winy, może zszedł na złą drogę, ale daj nam Boże wielu takich zagubionych. Jubileusz nie jest odpowiednią chwilą, żeby wytykać błędy (któż z nas jest od nich wolny, nawet mój brat przyznał się do kilku…).
Michnik to diament, który od wczesnej młodości, jeszcze przez obroną „Dziadów”, przez wiele stał po właściwej stronie, dla młodych ludzi był wzorem służby dla Ojczyzny, a dla innych – wyrzutem sumienia, że nie umieli zdobyć się na taka jak on postawę. Już za młodu był legendą. „Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał hydrze” – jak pisał nasz narodowy poeta. Nie ugiął się przed największymi represjami, nie złamał się w więzieniu, niczego nie podpisał, nie dał się wyrzucić z celi, ani z kraju, który na swój sposób był wtedy jednym wielkim więzieniem. Nie dał się zniewolić i samym swoim przykładem nie pozwolił się zniewolić wielu innym, którzy wstali z kolan i poszli za nim. Jeżeli coś podpisywał swoim nazwiskiem, to zbiorowe protesty w słusznej sprawie, redagowane przez siebie w podziemiu pisma, i drukowane w nielegalnym obiegu książki, które wszyscy czytaliśmy – „Kościół, lewica, dialog”, „Szanse polskie demokracji”, „Z dziejów honoru w Polsce”. To człowiek niezłomny, bo jeśli popełniał (i popełnia też, o czym myśmy z bratem nie raz mówili) błędy, to są to jego błędy, że tak powiem – suwerenne, nie wymuszone przez innych, może czasami źle podpowiedziane (doradcy, to problem każdego człowieka na świeczniku, ja coś o tym wiem, wiedzieli też moi poprzednicy na tym urzędzie).
Nie ma dziś dla mnie znaczenia, że Adam Michnik wywodzi się z innego niż moje środowisko, niegodnym byłoby sprawdzać, czy wywodzi się z rodziny volksdeutschów, endeków, Żydów czy komunistów – ważne, że umiał wybić się na niezależność i zwrócić przeciwko potędze systemu, w którym wyrastał, zostać jednym z twórców Komitetu Obrony Robotników, wybitnym działaczem opozycji demokratycznej, człowiekiem szeroko znanym, który ma wielu przyjaciół w kraju i zagranicą, jest laureatem wielu zaszczytnych nagród.
Niektórych z tych Przyjaciół Jubilata mamy przyjemność gościć na dzisiejszym spotkaniu. Przybyli z daleka – prof. Kołakowski z Oxfordu, ks. Boniecki z Krakowa, senator Kutz z Katowic, inni zaledwie z Ulicy Czerskiej. Jak każda osoba publiczna, nasz dzisiejszy Jubilat ma też swoich krytyków, przeciwników, którzy nie akceptują jego każdego kroku, nie szczędzą mu słów krytyki. Nie mnie rozsądzać te spory – rozstrzygnie je Historia. I oni również nie szczędzili czasu i fatygi, żeby dziś być z nami, gdyż doceniają wybitne zasługi swojego adwersarza, a dzisiejszego Jubilata. Wszystkich obecnych witam serdecznie i wznoszę toast za naszą Ojczyznę, Polskę, oby miała godnych siebie synów i córki.
Dziękuję Państwu za przybycie i zapraszam na urodzinowy podwieczorek. A z Tobą, Adamie, chciałbym pogadać, bo rzadko mamy okazję. Czego się napijesz – kawa? Herbata? A może kapeńkę whisky…
(Tu nasza taśma się urywa).