Prościuchy i wykształciuchy
„Gdyby głupota była bólem, tobyś pan wył” – mówiło się kiedyś, i ja już zaczynam wyć, kiedy czytam gazety.
„Polacy za ewolucją” – stwierdza z dumą wczorajsza „Gazeta”, i to na pierwszej stronie. Zanim przejdę do meritum, najpierw dygresja na temat pierwszej strony. Otóż pamiętam, że jakieś czterdzieści lat temu Rakowski był u Gomułki na dorocznym „opr” i I sekretarz, oburzony, krzyczał na redaktora naczelnego w tym stylu:
Co wy tam wypisujecie?! Chłop – babę! I to jak?! Na stojąco! I to gdzie?! Na pierwszej stronie!
Nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć, czy to chodziło o reportaż Kapuścińskiego „Wesele na wsi”, gdzie „chłop – babę, na stojąco, za stodołą”, czy też o artykuł o robotniczej młodzieży na Woli („A ty jak dajesz? – Ja? Na stojąco…”). Na wsi czy na Woli, w każdym razie na pierwszej stronie naszego tygodnika, i to jeszcze bardziej zdenerwowało Gomułkę. Władza już wtedy dbała o moralność mediów, a te już wówczas były gorszące, zwłaszcza dla polityków. W owych czasach „instytut dobrych mediów” mieścił się w KC. Jaka szkoda, że nie było wtedy Romana Giertycha, a dzieci kradły dopiero Księżyc. Gdyby się dowiedziały, co dziad z babą wyprawiają na pierwszej stronie, to – ho, ho! Taka to wtedy była polityka i „Polityka”, już wówczas gorsząca, a co dopiero dzisiaj.
A teraz na pierwszej stronie wypisuje się nie mniejsze herezje: „Polacy za ewolucją” – donosiła z dumą wczorajsza „Gazeta”. „ ‘Teoria ewolucji to kłamstwo’ powiedział niedawno ‘Gazecie’ Mirosław Orzechowski (LPR). Ale Polacy nie podzielają zdania wiceministra” – zaciera rączki organ Michnika . „W sondażu ‘Gazety’ jedynie 21 proc. zapytanych uznało teorię ewolucji za fałszywą, a 57 proc. – tak jak i oburzone wypowiedzią Orzechowskiego środowisko naukowe – za prawdziwą.”
Pierwsza myśl: Giertych i Orzechowski powinni dostać nagrodę od minister Fotygi za szerzenie dobrego wizerunku Polski w świecie. Przecież ktokolwiek od Tokio do Rzymu przeczyta, że w Polsce wiceminister Oświaty (!) dyskredytuje Darwina, pomyśli, że Polacy mają świra. Poza tym, co za prosty pomysł dziennikarski – zlecić Pracowni Badań Socjologicznych badanie, czy Polacy wierzą Darwinowi? Teraz czas zapytać, czy Polacy wierzą Newtonowi? Jakie mają zaufanie do Archimedesa: Duże? Średnie? Małe? (Podkreślić jedno; odpowiedzi mogą się nie sumować do stu … itd.). Polacy o sumie kątów w trójkącie – 57 proc. jest zdania, że 180 stopni, 21 proc., że nie, a 22 proc. nie ma zdania… Hura! Większość Polaków opowiedziała się za Pitagorasem, zwłaszcza wśród młodzieży w wielkich miastach grecki uczony cieszy się dużym poparciem… „Badania wskazują, że w Polsce spada zaufanie do Herodota” , „Pasteur traci poparcie w Polsce” i tak dalej.
Polska krajem absurdów – to chyba napisane oględnie. Na I stronie głosują w sprawie Darwina, a na II stronie krakowski profesor policzkuje warszawskiego literata, który nazwał go „oficerem prowadzącym” swojej (czyli profesora) żony. Krakowska żona oskarżyła stołecznego pisarza i znawcę Becketta o narcyzm, a jej mąż – nie czekając na Godota – „dał pisarzowi w papę” (jak by powiedział wicepremier, hi!hi!, Lepper). Krakowiacy i górale biją warszawskiego pisarza (skądinąd autora poczytnej powieści „Madame”) po buzi. Gdyby pisarz uwiódł profesorowi madame, to byłoby za co wymierzyć policzek, ale za „oficera prowadzącego” to już chyba przesada.
Niestety, ludzie są dzisiaj strasznie rozpolitykowani. Coraz lepiej rozumiem tych, którzy pukają się w czoło, patrząc na to, co dzieje się dookoła. W kraju, w którym „prościuchy” są wicepremierami, „wykształciuchom” pozostaje lać się po pyskach.