Szczyt niekompetencji
Prasa brytyjska nadała ogromny rozgłos stwierdzeniu prezydenta Kaczyńskiego w rozmowie z Tonym Blairem, że Wielka Brytania przyjęła tysiące polskich „feckless people”. Według słownika, „feckless” znaczy tyle co „nieudacznik, słaby, próżny, nieudały, bezmyślny, niedbały, nieodpowiedzialny”. Ładnie się pan prezydent wyraził o rodakach. W dodatku nasz prezydent dodał, że nierzadko ci emigranci pobierają w Polsce zasiłek dla bezrobotnych. Na co premier Wielkiej Brytanii odpowiedział, że ogromna większość Polaków dobrze pracuje i cieszy się uznaniem Anglików. Krótko mówiąc, premier Wielkiej Brytanii bronił naszych rodaków! Zamiast przede wszystkim dziękować Wielkiej Brytanii, że jako jedno z pierwszych państw Unii otworzyła przed nami swój rynek pracy, pan prezydent ma za złe niektórym naszym rodakom, że podjęli pracę na wyspach, miast siedzieć w domu.
Moim zdaniem to jest gafa i niech nikt nie mówi, że oto dalszy ciąg antypolskiej kampanii mediów zachodnich. Polacy do tego stopnia stali się już częścią krajobrazu brytyjskiego, że określenie ich jako „feckless” musiało odbić się szerokim echem.
Czyż nie była też gafą wypowiedź premiera Kaczyńskiego, który miał za złe polskim dyplomatom, że wygrywają konkursy na stanowiska w Brukseli? Zamiast dziękować Brytyjczykom, że przyjmują setki tysięcy Polaków, zamiast cieszyć się, że nasi rodacy opanują język, poznają świat, nauczą się wiele w pracy i – „last, but not least” (proszę przetłumaczyć, komu trzeba) wyślą pieniążki do Polski, panowie się martwią. Zamiast cieszyć się, że nasi rodacy wygrywają w wyścigu do wysokich stanowisk w Brukseli, pan premier sugeruje, że w poprzednim wcieleniu nie reprezentowali oni interesów polskich i terasz wypomina, że będą dobrze zarabiali. Czyż braciom Kaczyńskim nie przydałoby się trochę więcej radości, zadowolenia, pogody, zamiast nieustannego buntowania i sarkania?
Czymże innym niż gafą jest wyciek notatki służbowej z rozmowy ministra z dyplomatą amerykańskim? Wyciek, który musiał mieć źródło wśród zaledwie kilku najważniejszych osób mających do niej dostęp. Toż to blamaż na skalę międzynarodową! Cóż za niekompetencja, począwszy od autora, który nie zaopatrzył notatki gryfem tajności, kiedy każdy egzemplarz jest numerowany, po odręczne adnotacje ministra Obrony Narodowej w rodzaju: „bez łaski” (chodziło o warunki ew. instalacji tarczy antyrakietowej na terytorium Polski), po słowa „tradycyjnie bezczelny” w odniesieniu do wiceambasadora USA – naszego najważniejszego sojusznika i jedynego supermocarstwa.
Merytorycznie minister Sikorski, który dotychczas uchodził za najbardziej proamerykańskiego w polskim rządzie, ma rację – supermocarstwo ma w stosunku do nas zbyt wygórowane oczekiwania, pozwala sobie na zbyt wiele, ale sformułowania w rodzaju „bez łaski” i „bezczelny” wskazują, jaki język panuje w najwęższym gronie decydentów. „Polski people jest feckless”, amerykański dyplomata jest „bezczelny”. Pomijam w tej chwili treść, ale sama forma jest bulwersująca. Jak my po tych gafach wyglądamy wobec naszych najważniejszych sojuszników – obrażeni na Niemców, wykpiwani przez Anglików, drażnimy Amerykanów zamiast powiedzieć im w cztery oczy, jakie są nasze oczekiwania? Merytorycznie, we wszystkich tych „przejęzyczeniach”, jest ziarno prawdy, ale są to same niezręczności, które nie zyskują nam szacunku.
Owszem, trzeba się stawiać Amerykanom, od których w zamian za wsparcie w Iraku dostaliśmy tyle, co kot napłakał (podobnie jak za zakup F-16), ale nie puszczając w obieg notatkę z dyskretnego spotkania. Jeżeli jeszcze podejrzenia o przeciek kierują się w stronę polityka, który zdemaskował Darwina, to wszystko wygląda na kabaret, tragifarsę. Ale jak kosztowną! Mało, że brytyjskie media ujawniają, iż niektórym gospodarzom myliło się, kto przyjechał – premier czy prezydent, to jeszcze jeden i drugi popełniają gafy. Ale może przez to są bardziej ludzcy i naród ich polubi.
I do tego wszystkiego przykłada się Jan Parys, sojusznik ideowy braci K., krótkotrwały (na szczęście) minister Obrony w rządzie Jana Olszewskiego – w najlepszym, wedle obecnej władzy, rządzie 17-lecia. Pan Parys dopatrzył się szpiega przy polskim rządzie. Co chwilę ktoś ujawnia szpiega, trudno mieć pretensje, że pan Parys też zechciał. Na szczęście pan Parys się pomylił, podobnie jak pomylili się producenci lekarstw w Jeleniej Górze. Jeżeli pan Parys ma takie widzenia i dzieli się nimi z całą Polską zamiast z prokuratorem, to może jednak nieszczęsne WSI miało racje, że go inwigilowało?
W sumie – nie wiadomo: śmiać się czy płakać? I – na dodatek – ten premier, który na pytanie dziennikarki, kto jest winien tragicznej pomyłki w Jelfie, odpowiada, że Trzecia Rzeczpospolita, bo wtedy zapanowały takie porządki. Nie chciałbym obrażać najwyższych urzędów w naszym kraju, ale mam wrażenie, że to, co oglądamy, normalne nie jest. Boję się, że tego nie da się ukryć przed światem.