Kwestia smaku
Trudno pogodzić się z myślą, że Polska jest jedynym krajem Unii Europejskiej, który sabotuje ustanowienie „dnia przeciwko karze śmierci”, ponieważ pragnie go rozszerzyć na „dzień przeciwko aborcji i eutanazji”. Co prawda kary śmierci nie ma w Polsce ani w żadnym państwie Unii, ale sam fakt, że polski prezydent jest jej zwolennikiem, jest przygnębiający. Nie rozumiem, jak można być jednocześnie zwolennikiem kary śmierci i obrońcą życia od chwili poczęcia.
Kilka lat temu prowadziłem spotkanie z Donaldem Tuskiem, podczas którego lider Platformy zajął właśnie takie niekonsekwentne stanowisko, ale wkrótce je zmienił – teraz, o ile wiem, jest przeciwko aborcji oraz karze śmierci. Rząd polski, dopóki jest u władzy, może forsować w Unii swój projekt „dnia przeciwko aborcji i eutanazji” i próbować (bezowocnie) przekonać pozostałe kraje. To rozumiem, acz nie popieram. Ale podstawiać Unii nogę w słusznej sprawie, jaką jest sprzeciw wobec karze śmierci, i znów narażać Polskę na kpiny, na zarzuty, że jesteśmy forpocztą Islamu, czy Chin, gdzie kara śmierci jest czymś normalnym – po co nam to?
Trudno też bez zdziwienia obserwować kampanię władz przeciwko swoim wczorajszym faworytom – Kaczmarkowi, Netzlowi, Kornatowskiemu, a wcześniej Marcinkiewiczowi i Sikorskiemu, po którym min. Szczygło miał podobno „sprzątać”. Gazety okołorządowe codziennie przynoszą nowe rewelacje. Wczoraj np. „Rz” doniosła, że „Jarosław Netzel miał hojną rękę dla funkcjonariuszy CBŚ”, które podlegało komendantowi głównemu policji Kornatowskiemu i kazał fundacji PZU kupić „dziewięć luksusowych aut marki Skoda”. Rzeczywiście, pomysł jest idiotyczny, ale przecież „widziały gały, co brały” mianując Netzla na tak odpowiedzialne stanowisko! Jego kandydatura na stanowisko szefa PZU była od pierwszej chwili przedmiotem ostrej krytyki ze strony opozycji i mediów prywatnych, ale im głośniejsza była krytyka, tym bardziej Jarosław Kaczyński utwierdzał się w słuszności swojej decyzji. Skoro „układ” atakuje, to znaczy, że kandydat jest dobry.
Kaczmarek, ze swoim polowaniem na konta lewicy w Szwajcarii, których nigdy nie ujawnił, i ze swoimi pokrętnymi zeznaniami, Netzel, który od początku nie budził zaufania, Kornatowski – szef policji IV RP, który używa określeń typu „łysy debil” – żaden z nich nie jest bohaterem mojego romansu. Ale nie wiadomo, jakich określeń używa pan premier w rozmowach telefonicznych, bo jego nikt nie podsłuchuje. W każdym razie publicznie szef rządu mówi, że opozycja „dostała wścieklizny”. Można sobie wyobrazić, co inteligent żoliborski mówi prywatnie.
Dla mnie to wszystko ta sama paczka, ale seanse nienawiści organizowane przeciwko tym, którzy z niej wylecieli, też nie budzą mojego entuzjazmu. „Nagle” się okazuje, że jeden był w PZPR, a drugi z naszych pieniędzy robił prezenty dla CBŚ. Trudno uwierzyć, że IV RP z dnia na dzień przejrzała na oczy. Moje uznanie budzi raczej postawa prof. Jana Widackiego, który – chociaż świadom, że Kaczmarek wspólnie z Ziobrą budował państwo policyjne – mimo wszystko występuje w jego obronie, gdyż uważa metody przeciwko niemu zastosowane za niedopuszczalne. Podoba mi się opinia sądu, który uznał zatrzymanie Kaczmarka za nieuzasadnione i nieprawidłowe, podobnie jak przetrzymywanie przez prokuraturę jego zażalenia do sądu przez 4 dni. Podoba mi się także, że „dr G.” wniósł do sądu sprawę przeciwko Zbigniewowi Ziobro o słynne oskarżenie go o zabójstwo pacjenta (-ów?). Dr G. może być skorumpowany i skompromitowany, za co odpowie przed sądem, ale szkodliwość społeczna jego czynów jest mniejsza niż szkodliwość praktyk Z.Z., ponieważ lekarzy jest wielu, a minister – jeden. Dr G. reprezentuje siebie, Z.Z. – działa w imieniu państwa polskiego.
Pogarda rządzących wobec ludzi, z którymi im nie po drodze, jest zdumiewająca. Mam na myśli np. ataki na byłych ministrów spraw zagranicznych, na członków (i kolejnych dwóch przewodniczących) Trybunału Konstytucyjnego, na inteligencję i ludzi wolnych zawodów. Drobny przykład tej arogancji dał wczoraj poseł PiS Jacek Kurski w Radiu TOK FM. Mówiąc o niemiłej sobie możliwości powołania „rządu technicznego” powiedział, że na czele takiego rządu postawiono by „figuranta, jakiegoś Zolla czy Widackiego”. Kurski, który nie dorasta do pięt żadnemu z tych dwóch panów, nie ukrywa swojej pogardy i braku wychowania. Niestety, w jego wypowiedziach słychać głos jego pana.