Amen w pacierzu
Przed północą sporządzam bilans dnia. Zafrapowała mnie wiadomość, że Bogdan Zdrojewski z Platformy zostanie ministrem Kultury albo Obrony. Jak można się nadawać na oba te stanowiska – trudno sobie wyobrazić. Tego nawet PiS nie wymyśliło. Na samą myśl, że Aleksander Szczygło mógłby być „rzucony na odcinek” kultury skóra cierpnie. Kazimierz Dejmek ani Kazimierz Ujazdowski też nie byli tacy zdolni jak p. Zdrojewski, żeby nadawali się na resort obrony. Fakt, że działacz Platformy z całą powagą mówi, że poradzi sobie na każdym z tych stanowisk, nie przysparza żadnemu z tych urzędów splendoru. Świadczy o tym, że w mniemaniu posła Z. wystarczy być dobrym politykiem i kulturalnym człowiekiem, żeby kierować tak odległymi dziedzinami jak kultura i wojsko. Mówcie, co chcecie, ale mnie to śmieszy.
W Chile pani dr Michelle Bachelet była najpierw ministrem Zdrowia, a potem ministrem Obrony, ale to córką generała, chowała się w oficerskim domu, a po medycynie ukończyła akademię sztabu generalnego! (Ostatecznie została prezydentem.) Poseł Zdrojewski jest za to absolwentem komisji sejmowej – dobre i to. Ja bym wolał jako ministra obrony Radka Sikorskiego, bo on kocha wojsko, jest w nim coś z chłopca i nosi w plecaku buławę prezydencką. O kwalifikacjach posła Zdrojewskiego na ministra Kultury mało wiadomo.
Prezes Urbański zarządził śledztwo w TVP w sprawie spotu „Zmień kraj, idź na wybory”. Sprawdza, kto to puścił. Przypomina mi to jako żywo Polskę Ludową, kiedy podobne dochodzenia wszczynano nawet z powodu drobnego błędu w gazecie, nie mówiąc o artykułach z felerem ideologicznym. Zamiast wziąć odpowiedzialność za ten ciężki błąd polityczny na siebie, Urbański szuka, na kogo by zwalić winę. Hasło ma rzeczywiście posmak antypisowski, ale nie dajmy się zwariować – nie dlatego PiS przegrało. Nie przegrało też przez łzy Sawickiej. PiS przegrało „za całokształt” – powstała szeroka koalicja, młodzież, inteligencja, mieszkańcy miast, Polonia zagraniczna, lewica, klientela Samoobrony i wiele innych grup. Gdyby PiS przegrało o włos, tak jak Nixon z Kennedym albo Gore z Bushem, to można by winić jeden spot w telewizji, ale przy takiej porażce jak 21 października premier i Urbański szukają kozła ofiarnego.
Prymas Glemp należy chyba do PiS. W wywiadzie dla „Dziennika” powtarzał pacierz J.Kaczyńskiego. Oto niektóre zdania (oczywiście – „wyrwane z kontekstu” pisowskiej książeczki do nabożeństwa):
Musimy pamiętać, że PiS przez cały okres rządzenia było bardzo ostro atakowane przez opozycję, szczególnie PO, która nieznacznie przegrała wybory w 2005 r.
Dziwię się, że teraz wszyscy tak odcinają się od idei IV Rzeczpospolitej. Nie chodzi o numerację, ale odnowa życia społecznego musi być kontynuowana. Rzeczywiście, PiS nie wszystko się udało, ale to nie jest tylko ich wina.
W PO za długo pokutował syndrom przegranej w poprzednich wyborach i nieumiejętność pogodzenia się z porażką.
Szczególnie życzę rządowi Platformy, aby czuł się bardziej komfortowo niż z jego poprzednicy, którzy byli ze wszystkich stron atakowani. Na pewno nie życzę PO, aby PiS było dla niej tak trudna opozycją, jak ona.
A ja życzę Jego Ekscelencji, żeby odpokutował te słowa. Sądzę, że hierarcha kościelny nie powinien być komentatorem politycznym. Ma, jako obywatel, wszelkie prawa, ale czy musi z nich korzystać, czy to jest po myśli rozdziału Kościołów od państwa? Czy to nie jest zwyczajna agitacja partyjna? Co my tu dostajemy – książeczkę do nabożeństwa czy notatnik agitatora? Swoboda Prymasa posuwa się tak daleko, że w tymże wywiadzie mówi: „Dziwią mnie trudności z wykorzystaniem środków państwowych” na budowę świątyni. Rzeczywiście to dziwne, że przy tej symbiozie Kościoła i państwa, jaką mamy, państwo nie rzuca na tacę tyle milionów, na ile opiewa faktura.