Debata dobra – Niemcy lepsi
Pierwsza debata Komorowski – Kaczyński była udana dla obu kandydatów, ale zwłaszcza dla Komorowskiego.
Była udana dla Polski, ponieważ nareszcie doszło do rozmowy o sprawach merytorycznych, takich jak zrównoważony rozwój kraju, Polska A i B, zapłodnienie in vitro, związki osób jednej płci, stosunki państwo – Kościoły, rola państwa – opiekuńcze czy „liberalne”, umowa gazowa z Rosją, Smoleńsk, stosunki z Rosją, stan armii, Białoruś. Na szczęście nie było pyskówki, nie mówiono o przebierance prezesa i o gafach marszałka.
Po debacie, zwolennicy Komorowskiego mogli odetchnąć z ulgą – ich faworyt nie popełnił żadnej gafy. Żaden z uczestników nie był agresywny, nie usiłował wyprowadzić drugiego z równowagi, obaj znieśli debatę dobrze.
Lepiej przygotowany był Komorowski; choć nigdy nie był premierem, przytaczał konkretne liczby, sumy, kwoty, odsetki, częściej niż Kaczyński, który nie był w swojej najlepszej formie. Niektóre kwestie – jak np. koncepcja „lokomotyw” versus wzrost zrównoważony – nie były korzystne dla żadnego z uczestników, choć Komorowski był bardziej konkretny. W niektórych obaj kandydaci dramatycznie unikali odpowiedzi (np. czy państwo powinno finansować naukę religii w szkołach). W innych (in vitro) lepiej wypadł Komorowski, bo coś tam z siebie jednak wydukał o Soborowym rozdziale Kościoła i państwa, oraz radości z posiadania dzieci, podczas gdy Kaczyński ograniczył się do stwierdzenia że jest katolikiem.
W innych sprawach (państwo opiekuńcze czy liberalne) lepiej czuł się prezes PiS, dla którego silne państwo opiekuńcze to „stały element gry”. W pewnych sprawach obaj kandydaci byli ze sobą (niestety!) w dużym stopniu zgodni, mam na myśli zachowanie przywilejów dla służb mundurowych. I tu żaden się nie wychylił. Na szczęście kandydat Platformy powiedział, że dla osób wstępujących do służby, za ich zgodą, warunki mogą ulec zmianie. To niewiele, bo elektorat mundurowy z rodzinami, jest nie do pogardzenia, ale zawsze coś. Jarosław Kaczyński miał kilka zręcznych wypowiedzi dla naiwnych, jak np. ta o tym, że rząd jest niedobry dla przedsiębiorców polskich (Kupiecki Dom Towarowy z Placu Defilad), a „dobry” dla kapitału zagranicznego (nie walczy o zachowanie produkcji Pandy w Polsce). Takie chwyty mieszczą się w regułach kampanii wyborczej.
W sprawie Smoleńska i Rosji obaj kandydaci powiedzieli swoje – prezes, że źle się dzieje ze śledztwem po stronie rosyjskiej i przełomu w stosunkach z Rosją nie ma, zaś marszałek, że toczy się także śledztwo polskie, a stosunki z Moskwą idą ku lepszemu. W sprawach zagranicznych Kaczyński popełnił gafę, mówiąc, że o Białorusi trzeba rozmawiać z Rosją. Podchwycił to natychmiast Komorowski (brawo za refleks), pytając, jak byśmy się czuli, gdyby Białoruś rozmawiała z Rosją o sprawach polskich.
Była to typowa gafa JK, chociaż merytorycznie prezes miał rację – rozmowy o państwach trzecich, zwłaszcza sąsiednich, są w dyplomacji na porządku dziennym, ale po cichu (!). W słowie końcowym Komorowski wytknął Kaczyńskiemu, że nie wspomniał o służbie zdrowia, a także przypomniał swojemu rywalowi „kłamstwo prywatyzacyjne”.
W sumie debata była udana i potrzebna, nikt się nie skompromitował, obaj uczestnicy byli na przyzwoitym poziomie, Komorowski wypadł nieco lepiej. Mecz Niemcy – Anglia był jednak bardziej interesujący, a Niemcy wygrali w lepszym stylu.
***
MÓJ SERW – WASZ RETURN
STASIEKU i inni blogowicze zainteresowani tenisem, kolekcjonowaniem sztuki, zdobywaniem przyjaciół i pieniędzy – zapraszam do książki „Passent o Fibaku”, która ukazała się w tych dniach nakładem Wydawnictwa Nowy Świat. Książka ta ma swoich rodziców chrzestnych. Matką chrzestną jest Agnieszka Osiecka, która uprawiała sporty (była pływaczką w CWKS Legia), i wspólnie ze mną zachęcała do uprawiania sportów naszą córkę. Pewnego dnia, w latach 70., Agnieszka poznała w USA Wojtka Fibaka, odwiedziła jego dom, była pod wrażeniem gospodarzy, Ewy i Wojtka, oraz ich kolekcji sztuki. Po powrocie zachęciła mnie do napisania tej książki.
Ojcem chrzestnym jest Tadeusz Olszański, znany dziennikarz sportowy, publicysta, tłumacz z języka węgierskiego, autor wielu książek, m.in. książki o Stanisławowie, z którego obaj pochodzimy. Na Mundialu piłkarskim w RFN, w latach 70, gdzie dzieliliśmy wspólny pokój, pewnego dnia powiedział: „Daniel, ty powinieneś napisać książkę o Fibaku”.
I tak się stało. Pierwszą wersję tej książki napisałem pod koniec lat 80., kiedy Fibak był idolem, jednym z bohaterów masowej wyobraźni w Polsce: u schyłku PRL, polski junior z Poznania przebija się do czołówki światowej. Do triumfów sportowych dochodzą poważne, prawdziwe pieniądze, a także nowa pasja: inwestowanie w nieruchomości i kolekcjonowanie sztuki, z czasem powstanie najlepsza na świecie kolekcja malarstwa polskiego tzw. Szkoły Paryskiej.
Nad tą książką pracowałem dwa lata, rozmawiałem z Rodziną Fibaka, jego kolegami, pierwszymi trenerami, na turniejach US Open w Nowym Jorku i na kortach Rolanda Garrosa, a także w innych miejscach, rozmawiałem z wieloma najwybitniejszymi tenisistami na świecie, włącznie z Ivanem Lendlem i Borysem Beckerem, z przyjaciółmi Fibaka, m.in. z Jerzym Kosińskim, ze znawcami sztuki, m.in. a Panią Profesor Władysławą Jaworską – wielką specjalistką w dziedzinie Ecole de Paris, zwłaszcza Tadeusza Makowskiego, z krytykami sztuki, m.in. z Panią Andą Rottenberg, ze specjalistami w dziedzinie przemysłu tenisowego. Chwilami towarzyszyłem Fibakowi na każdym kroku.
Pierwsze wydanie tej książki ukazało się w 1990 roku, rozeszło się znakomicie, choć Polska miała wówczas inne sprawy na głowie.. Dwadzieścia lat później spotkałem Fibaka na rowerze, na Nowym Mieście. Jechał akurat do swojej galerii w budynku ASP na Krakowskim Przedmieściu. W ciągu tych dwudziestu lat wiele się w jego życiu zmieniło – powrócił do Polski, ma nową rodzinę, nową galerię, nowe zainteresowanie. – Co z twoją książką, może byś ją wznowił? – zaproponował. Wtedy przystąpiłem do pracy. Musiałem zbadać, co Fibak robił przez tych 20 lat – poznać obecną rodzinę, kolekcję, przyjaciół. Przez 20 lat w życiu Fibaka zaszło bardzo wiele – rozpadło się małżeństwo, ale założył nową rodzinę i jest szczęśliwy, stopniała fortuna, ale pracuje na nową, rozpadła się kolekcja, ale zbiera, kupuje i sprzedaje nowe malarstwo, pozostała mu także słabość do nieruchomości, a przede wszystkim jego najlepsze cechy – inteligencja, szybkość, bystrość, nieprzeciętna głowa. No, i dystans, jaki niektórzy moi rozmówcy mają do Fibaka. Książka ukazała się po turnieju na kortach Rolanda Garrosa w Paryżu i w trakcie Wimbledonu 2010.
Wszystko to złożyło się na książkę zmienioną i rozszerzoną, o sporcie, sztuce i fortunie, pt. „MOJA GRA, Passent o Fibaku”, do której zapraszam. Mój serw – Wasz return!