„Polska to ja”

Po kilku dniach nieobecności w Warszawie oglądam odłamki ostatnich wydarzeń. Tadeusz Mazowiecki usunięty z Kapituły Orderu Orła Białego, ponieważ odmówił złożenia kolejnego oświadczenia lustracyjnego. Decydenci od prezydenta Kaczyńskiego to prawdziwe orły, nie zwlekali nawet 24 godzin, ale trzeba przyznać, że nie są bezwzględni – mogli przecież nie tylko wywalić Mazowieckiego z kapituły, ale i odebrać mu order. A nie zrobili tego, ponieważ są eleganccy. Nie mogli tylko doczekać się, kiedy wybije godzina Mazowieckiego i od razu, z satysfakcją uderzyli w pierwszego premiera wolnej Polski, tłumacząc, że dura lex sed lex. (Przy innych okazjach o tym nie pamiętają). Uderzyli prędko, bo ukaranie Mazowieckiego ma być przestrogą, to ogień zaporowy, żeby nikomu nie przyszło do głowy pójść jego śladem. Z tego samego powodu usiłują wykurzyć Bronisława Geremka z Parlamentu Europejskiego, ale może okazać się, że mają za krótkie rączki.

Rządzą nami ludzie małego formatu, mściwi, pozbawieni klasy, którzy za wszelką cenę chcą obalić mit Geremka i Mazowieckiego – ojców założycieli wolnej Polski. Nie potrafią przejść obojętnie obok najmniejszego znaku oporu, czy choćby niesubordynacji. Z tego samego powodu szarpią Jaruzelskiego.

Kilka dni śledziłem media niemieckie. Mimo ustanowienia w MSZ stanowiska pełnomocnika rządu do spraw wizerunku Polski za granicą, w prasie europejskiej wizerunek jest nadal żałosny (a pełnomocnik awansuje). „Frankfurter Allgemeine Zeitung” przedrukowała fragmenty artykułu z „La Libre Belgique”: Polska rzuca kłody pod nogi Unii Europejskiej, a sama rządzi się w sposób autorytarny, bez szacunku dla praw człowieka. O sprawie Geremka media piszą z wyraźną sympatią dla polskiego profesora. Ta głupia Europa nic nie rozumie! Nie tylko Europa – najstarszy dziennik Ameryki Łacińskiej, konserwatywny chilijski „El Mercurio” przyniósł w niedzielę obszerny, pełen wątpliwości artykuł o sytuacji w naszym kraju (tytuł: „Antykomunistyczna ustawa grozi podziałem Polski”), w całości oparty na wypowiedziach ekspertów zagranicznych. Zupełnie inaczej niż prorządowe media polskie.

Wieczorem, po powrocie, odstąpiłem od zasady, że nie oglądam TVP i włączyłem program prowadzony przez bliżej nieznaną dziennikarkę, Justynę Dobrosz, z udziałem prof. Geremka i senatora PiS, Andrzeja Mazurkiewicza. Pani Dobrosz nie skrywała swojej niechęci do Geremka, zarzucając, że jego postępowanie jest „polityczne” (a niby jakie ma być?) i szkodliwe dla Polski. Panienka z TVP miała za złe Geremkowi, że „Spór o lustrację jest rozrabiany (!!! – Pass) na arenie międzynarodowej”. A senator Mazurkiewicz wtórował: „Kręgi nieprzychylne naszemu krajowi mogą nam zaszkodzić”.

Geremek trafnie odpowiedział, że od obowiązku złożenia deklaracji lustracyjnej nie ma odwołania, nie ma drogi sądowej, cóż więc miał zrobić, jeśli się z nią nie zgadza? Senator Mazurkiewicz miał na to tylko jedną odpowiedź: „Ustawodawca tak chciał. Ustawodawca tak zdecydował.” Co do antypolskiej rozróby na Zachodzie, to Geremek odpowiedział, że z takim rozumowaniem zetknął się już w życiu nie raz, kiedy panująca w Polsce władza miała za złe, że wrogie ośrodki na Zachodzie, wspierane przez „wiadome ośrodki” w kraju, prowadzą nagonkę przeciwko naszej ojczyźnie. W Polsce Ludowej był to ulubiony argument władz. Wtedy Zachód był wrogi Polsce przy-sowieckiej. Dziś jest wrogi Polsce Kaczyńskich / Giertycha / Leppera. Bracia Kaczyńscy oraz ich sympatycy nie rozumieją, że ani wtedy, ani dzisiaj Zachód nie był i nie jest wrogi Polsce jako takiej. Tyle, że oni rozumują wedle zasady: „Polska to ja”, „Państwo to ja”. Przecież media, które nie zostawiają suchej nitki na Bushu, nie są wrogie Ameryce, a media krytyczne wobec Putina nie są antyrosyjskie.

Przeciwnie, Polska i Polacy cieszą się na świecie ogromną sympatią (któż by nam i Ukrainie przyznał Euro 2012 gdyby było inaczej?), w mediach światowych pełno jest artykułów życzliwych Polakom. W połowie marca w wielkim tygodniku amerykańskim „Time” ukazała się np. pełna ochów i achów obszerna relacja o tym, jak doskonale radzą sobie Polacy w Irlandii. W ostatni weekend ze wszystkich kiosków w Niemczech uśmiechała się Hanna Krall, której fotografia ukazała się na I stronie „Die Welt”, a obszerny tekst – wewnątrz gazety. To nie Polska się nie podoba. Nie podobają się niektóre posunięcia polskich władz. I trudno się dziwić – Polacy myślą podobnie, bo są częścią Zachodu. Według najnowszych badań OBOP, 68 proc. Polaków uważa, że sprawy w Polsce zmierzają w złym kierunku, i to – dodajmy – pomimo doskonałej koniunktury gospodarczej. Chyba od czasu PRL nie było tak, że media zachodnie lepiej oddają tęsknoty Polaków niż wiele mediów w Polsce. A przecież jeszcze niedawno, zaledwie kilka lat temu, Polska była ulubienicą Zachodu, który z otwartymi ramionami przyjmował nas do NATO i do Unii. To nie Zachód się zmienił – zmieniła się Polska.
 

PS. Pani ANNA TATARKIEWICZ, znana romanistka, tłumaczka i publicystka (dawniej wielokrotnie publikowała w „Polityce”), w liście z 18 kwietnia br. pisze:
 

GDY IPN WYRĘCZA HISTORIĘ

Z najnowszych badań wynika, że ok. połowy naszego społeczeństwa (a może nawet więcej) uważa wprowadzenie stanu wojennego za konieczne. W dniu 18.IV dowiedzieliśmy się z mediów, że prokuratorzy IPN sformułowali akt oskarżenia przeciwko osobom odpowiedzialnym za przygotowanie stanu wojennego i kierowanie nim. Generała Jaruzelskiego uznano za przywódcę związku przestępczego, inaczej mówiąc – mafii.

Nie przypadkiem chyba informacja ta zbiegła się w czasie z kolejna edycja programu „Misja specjalna” (TVP I), poświęconą m.in. Danielowi Passentowi jako „tw”. IPN udostępnił „teczkę Passenta”, do której sam zainteresowany na mocy obowiązującej ustawy lustracyjnej jak na razie nie ma dostępu.

Nie będę komentować bliżej „sprawy Passenta”, jako że on sam uczynił to w swoim blogu. Mam tylko nadzieję, że te porachunki z wybitnym i popularnym publicystą znajdą finał w sądzie, oby naprawdę niezawisłym. Z książki W. Władyki „POLITYKA i jej ludzie” wiadomo, jaką rolę odegrał Passent w reaktywowaniu „Polityki” po 13. XII.1981. Przypomnę tylko, że znaczna część redaktorów tworzących zespół „Polityki” zerwała wówczas z macierzystym pismem. (Uczynił to m.in. długoletni sekretarz organizacji partyjnej „Polityki”).

Zarzuty stawiane Generałowi Jaruzelskiemu i pozostałym oskarżonym, w jakiejś mierze dotyczą wszystkich Polek i Polaków opowiadających się za stanem wojennym, w szczególności dziennikarzy, którzy illo tempore współpracowali z prasą „reżimową”, m.in. z „Polityką”. Należałam do autorów, publikujących na łamach „Polityki w latach 1982-1989. Dzięki temu mogłam m.in. protestować przeciwko zamiarom rozwiązania tzw. „iwaszkiewiczowskiego” Związku Literatów (nie zapisałam się do „Zlepu”, jak nazywano reanimowany ZLP). Mego skromnego wkładu w ocalenie „Polityki” dla Czytelników nie sposób oczywiście porównać z tym, co uczynił sam Passent, odpowiedzialność moralna jest jednak taka sama.

Moje ideowe CV ukazało się swego czasu na łamach „Twórczości” (nr z IX/2004). Obecnie przypomnę w największym skrócie przesłanki tamtej decyzji.

„Od zawsze”, tzn. od międzywojennej młodości – miałam poglądy, które można określić jako centro-lewicowe, z tym, iż nigdy, mimo nacisków, nie zapisałam się do żadnej partii politycznej. Bliskie mi było pierwotne hasło „Solidarności” – „socjalizm bez wypaczeń”. Od początku jednak miałam wątpliwości, czy wszystkim członkom owego masowego ruchu, zwłaszcza doradcom – o to chodziło. Obserwując przebieg wydarzeń i nasilanie się emocji wręcz panicznie obawiałam się nie tyle nawet interwencji ZSRR, co wojny domowej. Byłam i jestem przekonana, że decyzja generała Jaruzelskiego ocaliła nas przed taką katastrofą. Nie znaczyło, oczywiście, abym nie ubolewała nad negatywnymi skutkami stanu wojennego, zwłaszcza ofiarami śmiertelnymi. Ale jakie straty byśmy ponieśli, gdyby rzeczywiście doszło do wojny bratobójczej?…

Może się myliłam, ale obecna sytuacja potwierdza chyba ówczesne – nie tylko moje – obawy. W tej chwili mamy wszak do czynienia ze swoistą ZIMNĄ WOJNĄ DOMOWĄ, w której na ławę oskarżenia trafiają wszyscy zwolennicy dogadywania się „jak Polak z Polakiem” i związanych z tym kompromisów.

W moim najgłębszym przekonaniu zwadę o stan wojenny może rozstrzygnąć (o ile jest to w ogóle możliwe) tylko i wyłącznie Historia. Z pewnością nie uczynią tego politycy o mentalności inkwizytorów. Ich to opinie są nagłaśniane przez część wpływowych mediów, z „Misją specjalną” na czele.

Proszę pamiętać, że ja byłam przeciw.

18. IV.2007 r. Anna Tatarkiewicz