Dwaj premierzy, albo dociskanie Buzka
Jerzy Buzek gościem Salonu „Polityki” w Sopocie
Kiedy premier Kaczyński wygłaszał expose, ja frunąłem na wysokości 6 tys. metrów samolotem PLL LOT do Gdańska, znacznie opóźnionym, prawdopodobnie z powodu snieżycy. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku im. Lecha Wałęsy, było już po expose. Jak tylko dotarłem do Salonu „Polityki” w Sopocie, na miejscu zastałem Gościa Salonu, (byłego) premiera Jerzego Buzka, a także prezydenta Sopotu, Jacka Karnowskiego (z uroczą małżonka, nauczycielką matematyki, acz matematyka nigdy dla mnie uroczą nie była), Stefana Mellera, który zaszczycił nasz Salon, panią Teresą Kamińską – byłą szefową doradców prof. Buzka, i kilka innych osobistości, których nie będę wymieniał, bo ich grono stale rosło i ostatecznie sięgnęło 200 osób. Premier Buzek był niepocieszony, że kiedy ustalaliśmy termin spotkania na 19 lipca, nie mogliśmy przewidzieć, iż będzie to dzień expose. „Sądziłem, że będziemy dyskutowali o Fauście i o Heglu, będziemy szybować w sferze ducha, a tu masz ci babo placek – od expose nie uciekniemy”, mówił.
Siłą rzeczy rozmowa zeszła na expose. – Jak było? – spytałem tych, którzy w tym czasie byli na ziemi i oglądali premiera JK na żywo. Oto ich reakcje: Expose nie było wojownicze, było zaskakująco spokojne, umiarkowane, optymistyczne (to szczególnie akcentował JB), nowy premier ani razu nie wspomniał IV RP, ani łże-elit. Expose było łagodne, opływowe, bez kantów, skierowane w przyszłość. „Być może była to wersja eksportowa, czyli soft, natomiast wersję krajową, hard, poznamy za kilka tygodni, lub w ogóle jej nie usłyszymy i poznamy ją po czynach”. Prof. Buzek kilkakrotnie podkreślał, że JK dostrzegł atuty, jakimi dysponuje Polska – wykształcona siła robocza, mocna złotówka, członkowstwo Unii Europejskiej i płynące stamtąd ogromne środki pomocowe („Drugi plan Marshalla” – mówi JB), a także członkostwo w NATO i płynące stąd poczucie bezpieczeństwa.
„To pośrednia forma uznania dorobku III RP”, mówił, wszak członkostwo w Unii było negocjowane przez kilka rządów i podczas tych negocjacji zachowano godną uznania ciągłość polskiego stanowiska, nikt nikogo nie dezawuował, Jan Kułakowski, Jacek Saryusz Wolski, negocjatorzy ekipy Cimoszewicza i Millera – wszyscy oni mają w tym swój udział, mimo dzielących ich różnic. Także złotówka – wizytówka naszej gospodarki – jest silna nie od wczoraj, Polska pracowała na to przez lata. Buzek kładł nacisk na ciągłość, przypomniał, że jego rząd kontynuował reformę służby zdrowia, zapoczątkowaną przez rząd poprzedni (Cimoszewicza), a zaniechaną przez rządy następne, podobnie jak reformę systemu edukacji.
Dzięki ciągłości mieliśmy ogromne sukcesy w polityce zagranicznej – mówił Buzek i ubolewał, że obecnie z powodu niezrozumiałego kompleksu niższości zaczęliśmy zmierzać ku izolacji. Nie było nas w Weimarze, nasz punkt widzenia nie był słyszany w Petersburgu, nie ma jasności, czy jesteśmy aktywni w przygotowaniach szczytu UE–Rosja jesienią br. Jerzy Buzek żadnej nagonki na Polskę nie widzi, a gdy jeden z uczestników spotkania zaczął go dociskać, pytając co myśli o rezolucji Parlamentu Europejskiego krytykującej m.in. nasz kraj za wzrost ksenofobii, homofobii i inne grzechy, JB powiedział: „Wszyscy polscy eurodeputowani pracowali na rzecz złagodzenia tej uchwały, a potem kto jak głosował to inna sprawa.” Dociskany dalej, JB powiedział „między nami – Polakami”: „Była zakazana parada równości? – Była. Trzeba to było zmienić? – Trzeba było. Dostarczyliśmy pretekstu? – Dostarczyliśmy.”
Jerzy Buzek, aczkolwiek nie jest entuzjastą władzy PiS, odebrał expose z optymizmem, jako uznanie ogromnych problemów, jakie stoją przed Polską (emigracja, bezrobocie, bezpieczeństwo energetyczne), uznanie, że JK zstąpił na ziemię. Jedna z obecnych pań była pod wrażeniem talentów oratorskich JK, który całe expose wygłosił z głowy. „Być może dlatego nie wspomniał ani słowem o Niemczech – wtrącił ktoś z obecnych. – To wprost niewiarygodne, żeby polski premier w oficjalnym expose nie wymówił słowa „Niemcy”, którzy do niedawna byli naszym najważniejszym partnerem w Europie, są naszym partnerem gospodarczym nr 1, torowali nam drogę do Unii, a przy niedawnym kryzysie budżetowym pani kanclerz Merkel „z własnej torebki” dorzuciła sto milionów euro na rozwój naszej Ściany Wschodniej. „Byłbyż to znak, że nie umiemy być wdzięczni, że uważamy, iż wszystko nam się należy, bo jesteśmy pawiem narodów?” – pytał ktoś mniej zauroczony expose.
Kiedy były premier z satysfakcją odnotowywał zmianę tonu obecnego premiera, zapytałem prof. Buzka, czy przyjąłby stanowisko premiera, gdyby bracia K. – prezydent i prezes największego ugrupowania – mu je zaoferowali? „Od dzieciństwa marzyłem, żeby być posłem na Sejm w wolnej Polsce, a już o tym, że będę deputowanym do Parlamentu Europejskiego nawet nie śniłem, mam tam jeszcze wiele do zrobienia” – odpowiedział dyplomatycznie prof. Buzek. Nie na darmo ktoś uznał go za „najbardziej poczciwego premiera”, jakiego mieliśmy.
W expose nowego premiera brakowało mu akcentu na Polskę obywatelską i samorządną. Słowo „samorząd” w ogóle się nie pojawiło, a przecież Polska samorządna to było jedno z naczelnych haseł „Solidarności”, mówił.
Gość Salonu „Polityki” starał się nie mówić o „liście 8” (na Sali był jeden z jego sygnatariuszy), o wywiadzie Lecha Wałęsy dla „Spiegla” i o artykułe Bronisława Geremka w „Die Welt”. Publiczność nie dawała jednak za wygraną i dociskała byłego premiera, pytając co myśli o krytykowaniu Polski za granicą, zamiast prania brudów w kraju. Przyciśnięty do muru, Jerzy Buzek powiedział: TREŚĆ listu byłych ministrów, których wszystkich bez wyjątku uznał za mężów stanu, w pełni podziela. Natomiast FORMĘ jego upublicznienia uważa za niefortunną, gdyż należało wpierw udać się do prezydenta. Zaś REAKCJĘ Lecha Kaczyńskiego na list określił jako „niedopuszczalną”. Na pytanie, co by było, gdyby prezydent przyjął sygnatariuszy listu, a wszystko zostałoby po staremu, zamiecione pod dywan, JB odpowiedział: „Wtedy byli ministrowie mogliby opublikować swój list i byliby bezbłędni.”
Jerzy Buzek okazał się bezbłędnym gościem Salonu – mimo wspaniałej pogody i wielu atrakcji, jakie oferuje Sopot, zgromadził pełną salę słuchaczy, a pytaniom i komentarzom nie było końca.